Dyktator Białorusi Alaksander Łukaszenka dokonał ostatnio inspekcji batalionu czołgów w pobliżu granicy z Litwą i wydał rozkaz, że wszelkie "prowokacje" w tym miejscu muszą zostać powstrzymana siłą. Co to jednak może oznaczać dla Polski? W rozmowie z jednym z portali wyjaśniła to ekspertka od spraw wschodnich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
We wtorek na kanale na Telegramie opisano wizytę Alaksandra Łukaszenki przy granicy z Litwą. – Powiem publicznie: każdą prowokację należy powstrzymać środkami militarnymi – stwierdził tam Łukaszenka.
Warto tutaj wspomnieć, że Litwa jako członek Unii Europejskiej i NATO udzieliła w ostatnich latach wsparcia białoruskiej opozycji i jednocześnie odnotowała gwałtowne pogorszenie stosunków z Mińskiem.
Łukaszenka pojawił się przy granicy. Wiadomo, co to może oznaczać dla Polski
Anna Maria Dyner, analityczka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych (PISM) skomentowała tę sytuację w rozmowie z PAP. Jej zdaniem wizyta Łukaszenki wzdłuż granicy z Litwą miała na celu wysłanie sygnałów polityczno-wojskowych do sąsiadujących krajów, ale też Zachodu, że Białoruś ma zdolności do obrony na tym kierunku.
– To może też być sygnalizowanie w kierunku Rosji, że Białoruś trzyma tę "zachodnią flankę" – stwierdziła, co cytuje portal WP. Jak podkreśliła, "Białorusini mogli ćwiczyć osłonę dla jakiejś większej operacji rosyjskiej, co może potencjalnie być źródłem zaniepokojenia".
Tymczasem w samej Rosji od 1 kwietnia rozpocznie się kolejny pobór rezerwistów, zapowiadany po wyborach i zwycięstwie Władimira Putina. Rosyjski dyktator podpisał dekret, na mocy którego do wojska ma trafić oo 100 do nawet 200 tys. osób.
Rząd Federacji Rosyjskiej, władze lokalne oraz komisje wojskowe są zobowiązane do realizacji dekretu prezydenta. Tradycyjnie też ponownie powtarza się poborowym, że ci nie zostaną wysłani na front.
Jak dobrze znasz fakty z życia Władimira Putina? Sprawdź się!
Sztab Generalny Armii Federacji Rosyjskiej co roku powtarza, że pobory nie mają nic wspólnego z operacją wojskową (tak władze Rosji określają wojnę–red.) w Ukrainie. Rzeczywiście, na front trafiają żołnierze kontraktowi, ale są udokumentowane przez media przypadki, gdy wymuszano na rezerwistach dobrowolne podpisanie kontraktu z armią.
Jest to tajemnica poliszynela w Rosji i ludzie boją się trafiać do wojska. W ubiegłym roku podniesiono również wiek poborowych, z 27 do 30 lat, przez co podczas wiosennego poboru do wojska trafiło 147 tys. obywateli.
Moskwa wprowadza dodatkowo przepisy utrudniające unikanie poboru. Pracuje też machina propagandowa – jak informuje portal Defence24 – trwa indoktrynacja młodzieży na okupowanym półwyspie do wcielenia ich do Junarmii – nazywanej "Putinjugend".
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.