Aplikacja Vine od Twittera została doceniona przez organizatorów prestiżowego festiwalu filmowego Tribeca. Czy sześciosekundowe filmiki staną się hitem?
Aplikacja Vine od Twittera została doceniona przez organizatorów prestiżowego festiwalu filmowego Tribeca. Czy sześciosekundowe filmiki staną się hitem? Zrzut ekranu z www.tribecafilm.com

Gdy Vine wystartował w styczniu w aurze skandalu związanego z filmami porno, wielu śmiało się z nowej aplikacji Twittera. Teraz prestiżowy festiwal filmowy Tribeca organizuje konkurs na 6-sekundowy film nakręcony z jego pomocą. Czy to nowa forma sztuki, czy dowód na upadek naszego sposobu komunikowania się?

REKLAMA
Zaczęło się od skandalu z porno. W bacznie obserwowanej przez fanów nowych technologii z całego świata usłudze, która zadebiutowała zaledwie kilka dni wcześniej, opublikowano sześciosekundowy (jak wszystkie filmy w Vine) filmik pornograficzny. Co gorsza, opatrzono go prestiżowym dopiskiem “wybór redakcji”.
Wyrazom oburzenia nie było końca. Wkrótce wyjątkowo zasadniczy w kwestiach obyczajowych Apple, który dystrybuuje Vine’a na swojej platformie iTunes, wymusił na stojącej za usługą firmie Twitter, by podnieść limit wieku jej użytkowników z 12 do 17 lat.
Szybko okazało się jednak, że obecność pornografii w filmikach wrzucanych przez użytkowników Vine’a zamiast przysporzyć aplikacji kłopotów, zapewniła jej medialny rozgłos na całym świecie.
“Nieważne jak, byle by mówili” – i puszczona w ruch 24 stycznia 2013 r. śniegowa kula popularności nowej wideo aplikacji Twittera zaczęła się bardzo szybko toczyć, zostawiając konkurencję w tyle.
Ile może zdarzyć się w sześć sekund?
Vine powstał w czerwcu 2012 roku, lecz przełomowym momentem dla rozwoju usługi był październik, gdy spółkę przejął Twitter, doprowadzając do jej szybkiego wprowadzenia na rynek. Pomysł jest prosty: dzięki dostępnej na iOS, darmowej aplikacji, użytkownicy mogą w prosty i przyjazny sposób nagrywać sześciosekundowe filmiki i umieszczać je w sieci, a także dzielić się nimi na Twitterze i Facebooku ze znajomymi.
“Głupota!” – oceniło wielu. “Instagram w wersji wideo” – dodali inni, sugerując, że nowa aplikacja od Twittera przyczyni się tylko do większego zaśmiecania naszej świadomości przez nudne, głupkowate, banalne obrazy (tym razem ruchome) wrzucane do sieci przez anonimowych ludzi z całego świata. Bo co właściwie można przekazać w sześć sekund? Szybko okazało się jednak, że całkiem sporo.
Od komików po dziennikarzy
Tribeca Film Festival

Jesteśmy podekscytowani Vinem i chcemy zobaczyć, jakie ta aplikacja ma możliwości. Dlatego w ramach #6SecFilms możesz nagrać sześciosekundowy filmik i poddać go ocenie poważnego jury. CZYTAJ WIĘCEJ


Tak napisali na swojej stronie organizatorzy prestiżowego Tribeca Film Festival, ogłaszając otwarty konkurs dla twórców z całego świata. Na potwierdzenie tezy, że sześciosekundowy film może być nową formą sztuki, przedstawiciele festiwalu przedstawili 10 pisarzy, aktorów i filmowców, którzy mogą być inspiracją dla uczestników konkursu.
Jest wśród nich znany m.in. z “Szeregowca Ryana” aktor Adam Goldberg, okrzyknięty niedawno “królem Vine’a”, który czaruje użytkowników serwisu swoim absurdalnym poczuciem humoru. W podobnym stylu swoje filmy realizuje też prezentowany na stronie komik Steve Agee. Ich konta śledzi spora grupa osób, a popularność zdaje się rosnąć. Czy i w Polsce czeka nas wysyp takich twórców? Specjaliści branży, z którymi rozmawiałem, twierdzą, że jak na razie nikt taki nie pojawił się na naszym internetowym horyzoncie.
logo
Steve Agee, jedna z gwiazd Vine'a. https://vine.co/v/bv2pZ5Qn1DK

Trzeba jednak podkreślić, że zastosowania aplikacji wykraczają daleko poza humorystyczne filmiki, jak np. ten nazywany “najlepszym vinem jaki powstał”.
Amatorzy tworzą za ich pomocą animacje, firmy robią reklamy, dziennikarze prezentują wydarzenia . Kreatywnych rozwiązań wymuszonych przez sześciosekundową formę jest jednak o wiele więcej. Dziennikarz “Huffington Post” sugeruje np., że za pomocą Vine’a można skutecznie aplikować o pracę, a restauracje pokazują, jak pracują ich kucharze.
“Video microblogging dla właścicieli sierściuchów”
“Sześć sekund to dobry czas, by pokazać coś interesującego jednocześnie nie zanudzając odbiorców” – pisał o aplikacji dziennikarz Antyapps.pl. To z pewnością prawda, ale z drugiej strony łatwość sklecenia sześciosekundowego filmu naraża nas na zalew "produkcji" wcale nie tak bardzo “interesujących”.
Pomimo najszczerszych nawet chęci uszlachetniania tak krótkiej formy i najbardziej twórczych zastosowań aplikacji, rzeczywistość jest brutalna: tak, jak spodziewali się liczni komentatorzy, Vine w większości służy użytkownikom do wrzucania trywialnych obrazów dnia codziennego: swoich kotów, zjadanych dań, widoków z okna, itd.
Jeden z komentatorów portalu spidersweb.pl określił Vine’a mianem “video microbloggingu dla właścicieli sierściuchów”. I coś w tym chyba jest. Jeszcze ostrzej napisał o aplikacji Patrick Garratt, ironizując, że służy ona tylko pompowaniu swojego ego w oczekiwaniu na pochwały ze strony internetowych “znajomych”, a większość filmów jest bezwartościowa.
Patrick Garratt
"Huffington Post"

Ludzie dzielą się różnymi aspektami swojego życia, aby otrzymać gratulacje od swoich znajomych. Ich egzystencja ma sens, prawda? A oto dlaczego: to moje dziecko, to moja kawa, mój pies. Tu jest trochę śniegu na samochodzie. To mój komputer. Tutaj mój ogród. (...) Wierzę, że tworzenie na iPhonie sześciosekundowego filmiku twarzy mojego dziecka ma jakiś sens. Że moje życie ma sens. Vine to potwierdza. CZYTAJ WIĘCEJ


Czy Vine zmieni nasze życie, tak jak zrobił to Facebook? Czy będzie nową modą na miarę Instagrama? A może, jak sugerują złośliwi, jedyna zmiana polega na tym, że znajomi, którzy bombardowali nas w mediach społecznościowych zdjęciami swoich potraw, od niedawna mogą je także filmować?