Najbardziej zastanawiający w ośmioletnich rządach podwładnych Jarosława Kaczyńskiego był daleko posunięty brak refleksji dotyczący, najprościej rzecz ujmując, jutra, czyli bliższej i nieco dalszej przyszłości osobistej i politycznej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wszak PiS wziął władzę w drodze wyborów i choć swymi działaniami dążył do tego, by maksymalnie zminimalizować szanse na zwycięstwo przy urnie politycznych przeciwników, to jednak powinien brać taki obrót spraw pod uwagę. Jest to tzw. strategiczny pesymizm, czyli dopuszczenie możliwości porażki i przygotowanie sobie na taką sytuację planu B.
Tymczasem PiS – i jako partia, i jako zbiór ludzi ją tworzących – od samego początku zachowywał się tak, jakby władza Nowogrodzkiej nad Polską miała trwać wiecznie, aż do końca świata. Ten koniec świata nastąpił jednak już 15 października 2023 roku i to tylko dla rządzących.
Cofnijmy się o równe osiem lat. To był kwiecień 2016 roku. Wówczas uruchomiono program 500 plusi był to, w moim przekonaniu, moment zwrotny w postrzeganiu przez polityków PiS rzeczywistości.
Otóż uznali oni, że spełnienie kluczowej i na dodatek finansowej, obietnicy wyborczej, zapewni im łaskę wiecznych rządów. Że oto zaimplementowali nad Wisłą system klientelistyczny – my, władza dajemy wam, obywatelom i dlatego wy, obywatele powinniście być nam, władzy dozgonnie wdzięczni, a tę wdzięczność wyrażać podczas kolejnych elekcji. Że tak to będzie już działać, po wsze czasy, skoro wcześniej rzadko która partia wywiązywała się z wyborczych obietnic, a gotówki do ręki nie dawała żadna.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zatem w kwietniu 2016 roku, kiedy ruszyły pierwsze przelewy, upojeni swym sukcesem politycy PiS zaczęli tracić hamulce.
Oczywiście, arogancja PiS, której liczne erupcje obserwowaliśmy przez dwie kadencje, nie była wyłącznie prostą konsekwencją wiary polityków w skuteczne zwasalizowanie społeczeństwa. Można odnieść wrażenie, że takie, a nie inne zachowanie leżało w naturze wielu spod tego sztandaru – wszak obserwowaliśmy tę butę, chamstwo i agresję już w latach 2005-2007, bez smaru finansowego wsparcia polskich rodzin.
Arogancja władzy PiS
W kolejnej turze, po wyborach 2015 roku zostało to jednak podniesione do drugiej potęgi. Już nie przebierano w słowach i środkach, już się nie ograniczano w mnożeniu wrogów i pysze, która, jak wiemy, zawsze kroczy przed upadkiem.
Ilekroć słuchałam polityków Zjednoczonej Prawicy urągających nie tylko swym politycznym konkurentom, ale także ich wyborcom, co się wcześniej nie zdarzało, myślałam o tym, gdzie się podział ich instynkt samozachowawczy.
Raz, że takim działaniem PiS dawał do zrozumienia sporej części Polski, że jej nie chce i nie potrzebuje, czym ją mobilizował do czynnego oporu obywatelskiego (protesty, marsze) i – ostatecznie – rekordowego uczestnictwa w ostatnich wyborach. Dwa, że złamał niepisaną nie tylko w polskiej polityce zasadę, że nie prześladuje się jakoś nadmiernie tych, którzy akurat zajmują opozycyjne ławy, licząc tym samym, że na nasze grzechy, już po utracie władzy, kolejna ekipa też spojrzy przez palce.
Tymczasem PiS dokręcił śrubę. Owszem, nie wsadzał do więzień politycznych oponentów, ale nękał na tyle, by dosłużyć się rewanżu. Albo inaczej: determinacji. Obecna władza jest zdeterminowana, by ujawnić grzechy PiS i by winni ponieśli za nie karę, bo brak kary za grzechy grozi recydywą. A przed powtórką takich rządów, jakie zafundował nam Kaczyński, należy kraj bezwzględnie ochronić.
Kolejny zwrot
Buta i arogancja mają to do siebie, że wolno z człowieka schodzą. Po wyborach długo nic się w politykach PiS i Suwerennej Polskinie zmieniało, zachowywali się wręcz tak, jakby nadal trzymali pod butem służby i prokuraturę, ufni w zamontowane bezpieczniki (jak choćby postać Dariusza Barskiego, którego "nieusuwalność" z funkcji prokuratora krajowego miała dawać PiS gwarancję dalszej kontroli nad śledczymi i tym samym bezkarności).
Jednak tak jak wiosną 2016 roku mieliśmy do czynienia z momentem zwrotnym, z uderzeniem wody sodowej do głów i eskalacją arogancji, tak wiosną 2024 roku doszło do kolejnego zwrotu, a było nim wkroczenie prokuratury i ABW do domów polityków Suwerennej Polski. Nagle to, czego nie dopuszczali w swej wyobraźni jako możliwego scenariusza, stało się faktem.
Jeszcze na zwoływanych naprędce konferencjach prasowych usiłowano zachować dotychczasowy fason, ale już w kolejnych, indywidualnych wywiadach, Zbigniewa Ziobry dla Polsat News czy Michała Wójcika dla Tok FM, ale także niektórych przesłuchaniach przed komisjami śledczymi, czuć zasadniczą zmianę.
Spuszczono z tonu. W miejsce buty wkradło się niedowierzanie i niepewność. Arogancja ustępuje miejsca obawie – co wyjdzie na światło dzienne, jakie zarzuty zostaną sformułowane, jaką odpowiedzialność przyjdzie ponieść. Szok i zaskoczenie, bo przecież nie brano tego pod uwagę. Nie tak miało być.
***
Rozwiąż nasz quiz!
***
Niezwykle interesująca jest narracja, towarzysząca przemianie dotychczasowych łowczych w ściganych. Perspektywa bycia sądzonym przez wymiar sprawiedliwości, który usiłowano zniszczyć i stąd nagłe przywiązanie do praw i wolności obywatelskich, których nie wahano się wcześniej naruszać, powoływanie się na Konstytucję, której wypowiedziano posłuszeństwo czy oburzenie na mowę nienawiści, która przecież stanowiła podstawowe ich instrumentarium.
Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Dawno nie widzieliśmy tak wymownej ilustracji tej tezy, jak metamorfoza polityków minionej władzy. Aż przyjemnie popatrzeć.