Czy da się nazwać kawałek (najprawdopodobniej) starej klatki schodowej ze schodami w środku, przerobiony na mieszkanie i "unikalną kawalerką z antresolą" i próbować sprzedać po 23 tys. zł za metr kwadratowy? Oczywiście! Spójrzcie sami.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na jednym z portali z ogłoszeniami o sprzedaży nieruchomości pojawiło się wyjątkowe ogłoszenie. Wrażenie robi już cena mieszkania. Lokal ma niecałe 23 metry kwadratowe i został wyceniony na... 527 tysięcy złotych. To ponad 23 tysiące złotych za metr!
Skąd ta cena? Cóż, to centrum Warszawy, ulica Żelazna. Budynek, jeśli wierzyć opisowi został zbudowany w roku 1933 i najwyraźniej przetrwał wojenną zawieruchę, co w tej dzielnicy nie było niestety częste.
Jednak jeden rzut oka na ofertę agencji nieruchomości wystarczy, by stwierdzić, że ten lokal pierwotnie mieszkaniem najpewniej nie był. Co to więc jest? W eleganckich kamienicach nie projektowano wtedy "trzypoziomowych kawalerek".
"To jest niesamowita ciekawa oferta mieszkania w samym centrum" – zachwala agencja nieruchomości i wyjaśnia: "Kawalerka jest trzypoziomowa ze strefami: Kuchnią oddzielną, kabiną prysznicową, toaletą z umywalką. Duży pokój z antresolą - sypialnią.
Mimo niewielkiego metrażu mieszkanie jest przestronne i wysokie" – (pisownia oryginalna).
Na zdjęciach widać, że lokal faktycznie jest trzypoziomowy. Ale widać też coś jeszcze: że mieszkaniem raczej nie był. To najprawdopodobniej tylny fragment klatki schodowej, który został zaadaptowany na mieszkanie. Wskazują na to typowe dla klatek schody wiodące na antresolę, która najpewniej jest po prostu... półpiętrem.
Z oświadczenia, jakie redakcji naTemat.pl przysłała przedstawicielka agencji nieruchomości, pośredniczącej w sprzedaży tego lokalu, wynika, że w tym i sąsiadujących budynkach jest kilka podobnie zaaranżowanych mieszkań. Być może zostały tak zaadaptowane po wojnie, kiedy w stolicy dramatycznie brakowało lokali. Nie jest to więc inicjatywa poprzedniego właściciela czy agencji nieruchomości.
Wejście do mieszkania znajduje się na najniższym poziomie, za nim jest niesamowicie wąski przedpokój i mikroskopijna toaleta. Bardzo wąska jest również kuchnia, w której najwięcej miejsca zajmuje... prysznic. Osobnej łazienki brak. Kilka schodków wyżej mamy poziom drugi, ograniczony sporych rozmiarów kamiennymi schodami, które wiodą na "antresolę".
Na zdjęciach widać, że jedną ze ścian antresoli przykrywa ciężka kotara, za którą znajdują się jakieś drzwi.
Oczywiście nie zamierzamy naśmiewać się z faktu, że ktoś kiedyć sprytnie przerobił kawałek klatki schodowej na mieszkanie. Widać, że ktoś tam mieszkał i doskonale dawał sobie radę. Ktoś zaaranżował ten teoretycznie bezużyteczny kawałek przestrzeni na mieszkanie.
Ale reklamowanie takiego lokalu jako trzypoziomowej kawalerki jest dość karkołomną potyczką z logiką i poczuciem przyzwoitości. Podobnie jak wystawienie lokalu za kosmiczną cenę. Dodajmy, że okolica faktycznie jest droga, ale można w niej kupić mieszkania wycenione niżej (za metr kwadratowy). I mówimy o prawdziwych mieszkaniach, zarówno w starym budownictwie, jak i nowych apartamentach.
Kreatywne podejście do definicji mieszkania
O jednym z takich kuriozalnych pomysłów pisał już serwis INNPoland.pl. "Jak zarobić na klockowatym domu na obrzeżach Krakowa? Podzielić go na mikrokawalerki i zażądać 10 tysięcy za metr kwadratowy. Na ten genialny pomysł wpadł flipper, który działa w stolicy Małopolski" – informował kilka miesięcy temu.
Okazuje się, że to nie jest jednostkowy wybryk, ale plaga. Opisywany flipper za "kawalerkę" o powierzchni 10,7 m kw. wydzieloną z domu jednorodzinnego na bardzo dalekich przedmieściach stolicy Małopolski chce 115 tysięcy złotych, czyli ponad 10,7 tys. zł za metr kwadratowy.
Podobnych ofert w Krakowie i okolicach jest o wiele więcej. "W jednym budynku potrafi się zmieścić nawet do kilkunastu minimieszkań. Takie domy zlokalizowane są np. w Prokocimiu, Borku Fałęckim czy Wzgórzach Krzesławickich. Okazuje się, ze popyt na minimieszkania na obrzeżach Krakowa jest duży" – pisze serwis krakow.naszemiasto.pl.