Minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński zaliczył poważną wpadkę wizerunkową podczas weekendowego przemówienia z okazji Centralnych Obchodów Dnia Strażaka z udziałem prezydenta Andrzeja Dudy i pierwszej damy Agaty Kornhauser-Dudy. Jego głos rwał się, polityk zjadał głoski, mówił z nietypową intonacją.
Rozpętała się burza, a wiele osób zaczęło sugerować, że przyczyną mógł być alkohol. Kierwiński dwukrotnie przebadał się, dowodząc swojej trzeźwości. I wyjaśnił, że problemy miały charakter techniczny.
– Na placu, gdzie odbywały się uroczystości, był straszny pogłos od mikrofonu i nagłośnienia, które tu stoi. Pewnie był jakiś błąd sprzętowy i to wywołało taki nienajlepszy efekt. Za ten efekt przepraszam – tłumaczył Marcin Kierwiński w rozmowie z TVN24.
Ekspert do spraw nagłośnienia: to nie był pogłos
Czy faktycznie mogło chodzić o pogłos? – To zdecydowanie nie były problemy z nagłośnieniem. Pogłos i delay brzmią zupełnie inaczej – nie ma wątpliwości Szymon Gburek, specjalista zajmujący się realizacją dźwięku na planach filmowych.
W rozmowie z naTemat ekspert tłumaczy, że pogłos polega na powielaniu dźwięku. Mówiąc w uproszczeniu – występuje echo słyszalne przez odbiorców przekazu. Natomiast delay, to rodzaj pogłosu, którego używa się na scenie po to, by wybić wypełnić ścieżkę i wybić wokal na pierwszy plan.
Gburek podkreśla, że na dużej, otwartej przestrzeni, a właśnie w takim miejscu przemawiał Marcin Kierwiński, nie miały też prawa zachodzić żadne anomalie akustyczne. Co więc mogło się stać?
– Myślę, że mówienie o pogłosie jest tłumaczeniem politycznym, bo coś trzeba było powiedzieć. Ale też nie było tak, że minister był wstawiony. Moim zdaniem po prostu zjadła go trema. To normalne w takich sytuacjach, sam prowadząc rozmowy z klientami, przeżywam sytuacje stresowe i wtedy urywam zgłoski – mówi Szymon Gburek, podkreślając, że przemawianie przed tak dużym audytorium jest czymś innym, niż występowanie choćby na konferencjach prasowych.
Specjalista do spraw wystąpień publicznych potwierdza: Kierwiński mógł mieć tremę
Pytanie: czy tak doświadczonego polityka, jakim jest Marcin Kierwiński, mogła pożreć trema? Zapytaliśmy o to fachowców.
– Trema to najprostsza odpowiedź. Siedzę w wystąpieniach publicznych trzydzieści lat i nie powiem może jak dziaders, że nic mnie nie zaskoczy, ale wiem, że są wszelakiego rodzaju odmiany tremy i jeszcze nikt nie spisał wszystkich. Przy tremie może występować połykanie głosek, może być zacinanie się i wiele innych objawów – mówi dr Mirosław Oczkoś, ekspert w dziedzinie komunikacji publicznej.
Oczkoś zwraca uwagę na to, że Marcin Kierwiński dotąd nie był mówcą wiecowym, politycznym frontmanem.
– Widać u niego postęp ewidentny, ale nie przypominam go sobie w "plenerówce". On chyba nie był przewidziany w swojej partii do porywania tłumów. Dlatego tremy absolutnie nie można wykluczyć. W momencie kiedy się nakręcamy, występują problemy z wypowiadaniem trudnych wyrazów, ludziom trzęsą się ręce, drżą nogi, ktoś się drapie po głowie, nie zdając sobie z tego sprawy – zauważa dr Oczkoś.
Czy Marcina Kierwińskiego mogła zjeść trema?
1322 odpowiedzi
Specjalista podkreśla, że należy wierzyć technikom zajmującym się kwestiami nagłośnienia, ale zwraca uwagę na to, że były premier Waldemar Pawlak, znacznie bardziej doświadczony w takich sytuacjach, przytykał sobie ucho, a któremuś z kolejnych rozmówców podano zatyczkę. To z kolei dowodziłoby tezy, że pewne problemy techniczne jednak wystąpiły.
– To mógł być efekt znany ludziom występującym w mediach, którzy słyszą swój głos i nie będąc do tego przyzwyczajonymi, zwalniają, zacinają się, pytają, czy ich słychać – tłumaczy Oczkoś.
Ekspert ds. wizerunku: Kierwińskiego oceni opinia publiczna
Bartosz Czupryk, specjalista do spraw wizerunku, zauważa: – Na każdego trema może wpływać w różny sposób, być może też jakieś czynniki zewnętrzne miały w tej sytuacji dodatkowe znaczenie. W jakimś stopniu istnieje prawdopodobieństwo, że to była trema. Myślę jednak, że tak doświadczony polityk nie powinien być przez nią zjedzony.
Ekspert przewiduje, że w mediach przez pewien czas będą jeszcze trwać dociekania na temat tego, co się stało w ostatnią sobotę, natomiast finalny werdykt w sprawie Kierwińskiego i tak wyda opinia publiczna.
– Nie spodziewam się, żeby w tych okolicznościach interweniował Donald Tusk i żeby to było przyczynkiem do dymisji ministra. Podejrzewam, że tak, jak w wielu innych przypadkach z przeszłości budzących podobne skojarzenia, sprawa rozejdzie się po kościach. Choć temat przez pewien czas będzie jeszcze drążyć opozycja, po to, by umniejszyć kompetencjom obecnej władzy, z czasem ludzie zapomną o sprawie – mówi Bartosz Czupryk.
Zobacz także