To moje osobiste wyznanie: gdy obejrzałem pierwszy odcinek "Suits", w ciągu chyba dwóch czy trzech dni obejrzałem też resztę. Jeden po drugim, tyle odcinków, na ile mi czas i zdrowie pozwalały. Ale dopiero teraz dowiedziałem się, że to, co zrobiłem, to "binge watching". Ty pewnie też to robisz. Czy to uzależnienie?
"Suits" mnie tak wciągnęło, że nie mogłem przestać oglądać. Musiałem połknąć cały sezon naraz, bo inaczej chyba bym nie wytrzymał z ciekawości. Podobnie jedna z moich koleżanek opisuje swoje doświadczenia z "Dexterem". – Obejrzałam pierwszy odcinek i nie mogłam przestać. Oglądałam po nocy, po kilka odcinków, potem także w pracy. Dzięki Bogu, że na tych serwisach z serialami był limit i można było obejrzeć tylko 70 minut, a potem czekać, bo dzięki temu miałam czas na inne rzeczy – opowiada mi Ania.
Inny znajomy odłożył oglądanie "Suits" na bieżąco. Stwierdził, że woli poczekać, aż będzie dostępny cały sezon, by móc jeszcze lepiej wczuć się w sytuację, żeby nic go nie rozpraszało w trakcie oglądania. Uzależnienie? Choroba? A może po prostu zmieniające się obyczaje telewidzów?
Co to jest to binge?!
Takie przypadki to nic nowego i nic dziwnego. W USA zjawisko oglądania seriali ciągiem, po kilka odcinków z rzędu, dorobiło się swojej nazwy: binge watching, ewentualnie binge viewing. "Binge" polskie słowniki tłumaczą jako "balangę" czy "imprezę", ale słowo to ma głębszy sens i oznacza wykonywanie pewnej czynności bardzo intensywnie w krótkim czasie. W niektórych słownikach można znaleźć tłumaczenie "binge" na "szał" i w zasadzie "szał oglądania" jest całkiem trafnym określeniem na to zjawisko.
"Gra o Tron", "Suits", "Dexter", "Battlestar Galactica", "Breaking Bad", "House of Cards" - to seriale najczęściej wymieniane w artykułach o binge watching czy binge viewing. Prawda jest jednak taka, że w zasadzie każdy serial może nas przyciągnąć w ten sposób, to tylko kwestia gustu i jego dostępności. Taki model coraz częściej zastępuje klasyczne zasiadanie przed telewizorem o godz. 20.00 w czwartek.
Mózg potrzebuje opowieści
Skąd bierze się tak silna potrzeba oglądania kolejnych odcinków walki między Lannisterami i Starkami, wyczekiwanie na kolejne perypetie Harveya Spectera i Mike'a Rossa? Jak wyjaśniał dla "Wall Street Journal" psychiatra Norman Doidge, autor książki "Mózg, który zmienia się sam", to kwestia chemii. Oglądając serial ciągiem, wpadamy w coś w rodzaju transu ciekawej historii.
Dzieje się tak, gdyż podczas oglądania identyfikujemy się z bohaterami, ich przygodami i emocjami. Wraz z nimi odczuwamy smutek, żal, radość czy satysfakcję. Dzieje się to
również na poziomie chemicznym, w mózgu. Chcemy podtrzymywać te stany, więc odpalamy kolejny odcinek. – Dłuższa, nieprzerywana sesja może prowadzić do głębszego odczuwania danej historii – wyjaśniał Doidge w "WSJ".
Działa więc to w podobny sposób, co książki, których nie da się odłożyć. Przy czym w serialach jest to o tyle istotne, że książka zazwyczaj jest kompletna, całą historię mamy pod ręką, a seriale wypuszczane są (jeszcze) w odcinkach, więc tygodniowy ból oczekiwania jest narzucony odgórnie, a nie narzucamy go sobie sami - tak jak w przypadku książki, którą odkładamy. Dlatego niektórzy, jak mój kolega, wolą "przeczekać" sezon i potem obejrzeć cały jednym ciągiem.
Nie mam czasu na reklamy
Czy takie zachowanie, gdy w sobotę zasiadamy do kolejnych 5 czy 6 odcinków "House of Cards", to już uzależnienie? Nie. Jak mówi nam psycholog i psychoterapeuta, specjalistka od uzależnień Tatiana Ostaszewska-Mosak, jest to raczej chęć kontrolowania swojego czasu i tego, jak go pożytkujemy. – Jeśli coś lubimy i chcemy to sobie dawkować, to łatwiej jest wygospodarować noc w weekend czy czas w sobotę, by obejrzeć kilka odcinków. Nie trzeba się wtedy martwić, jakiego to leci dnia w telewizji, o której godzinie, nie trzeba pilnować terminów, czasu, jednym słowem: nie trzeba się dopasowywać – wyjaśnia psycholog.
To również niezłe rozwiązanie dla rodziców, którzy na przykład mogą nie chcieć, by ich dziecko spoglądało na krwawe sceny w "Grze o Tron". Uprawiając binge watching, rodzice sami, wedle potrzeb, ustalają, kiedy oglądać serial. Podobnie wszyscy inni binge watcherzy, którzy po prostu nie chcą grać według reguł telewizji, a własnych.
Binge-radość…
Dzieje się tak nie tylko ze względu na oszczędność czasu, ale i intensywność doznań, o której wspominał Norman Doidge. Odwołuje się do tego też Tatiana Ostaszewska-Mosak podkreślając, że w trybie binge watchingu ograniczamy wszelkie zakłócenia, które mogłyby odbierać przyjemność z oglądania. Możemy nie znać tego mechanizmu, ale w podświadomości i tak o tym wiemy. Wszyscy przecież lubimy święty spokój.
To także kwestia tego, że ludzie, będąc w stanie niepewności, odczuwają pewien dyskomfort psychiczny. A seriale zawsze są skonstruowane tak, by na koniec odcinka zostawić widza w niepewności. Do ery internetu nie mieliśmy wyjścia: trzeba było czekać. Teraz jednak, mając kolejne odcinki w zasięgu ręki, po prostu jak najszybciej chcemy poznać odpowiedź na dręczące nas pytania odnośnie fabuły.
… I binge-wygoda
O tym, że widzowie wolą sami ustalać, kiedy co oglądają, medialne koncerny zorientowały się już dawno. W zasadzie każda platforma cyfrowa czy kablowa oferuje tzw. VOD, czyli Videos on demand – materiały na żądanie. W ten sposób można
Wielka rewolucja Netflixa
Na serwisie Netflix można, za jedyne 8 dolarów miesięcznie, mieć dostęp do legalnych utworów, muzycznych i serialowych. Niestety, nie w Polsce. Polacy chętnie by zapłacili, ale nie mogą, a polskie prawo tego nie ułatwia. CZYTAJ WIĘCEJ
obejrzeć wszystko: filmy, seriale czy teleturnieje. Wciąż jednak trzeba czekać, aż najpierw wyczekiwany odcinek pojawi się w telewizji, a dopiero potem w VOD, wciąż nie jest to więc to, na co binge watcherzy czekają.
Jedynie Netflix w pełni docenił potencjał binge-oglądania i wyprodukowany przez siebie serial House of Cards – nota bene, bijący rekordy popularności i zbierający znakomite recenzje – wypuścił tylko w internecie i od razu cały sezon. Tak, żeby nikt nie czekał na kolejne odcinki. Taki sposób dystrybucji spotkał się z ogromnym entuzjazmem widzów, był to wizerunkowy i biznesowy strzał w dziesiątkę. Można więc spokojnie założyć, że twórcy seriali będą szli właśnie w tę stronę, choć z drugiej strony, zapewne jeszcze przez wiele lat tradycyjny model "co tydzień o 20.00" utrzyma się w telewizji.
Kiedy zacząć się bać?
Trzeba jednak pamiętać, że w każdym zjawisku czyha groźba. I chociaż sam fakt uprawiania binge-oglądania o żadnym uzależnieniu nie świadczy, to, oczywiście, wśród binge watcherów uzależnieni też się znajdą. – Każdą czynność da się uprawiać
patologicznie: czytanie książek, granie na komputerze czy oglądanie seriali – podkreśla Tatiana Ostaszewska-Mosak.
Po czym poznać, że zaczynamy mieć problem? Według psycholog, są dwa ewidentne objawy uzależnienia i to dość uniwersalne, tyczące się nie tylko seriali. Pierwszy: zawalanie codziennych obowiązków, odpuszczanie rzeczy, które kiedyś były dla nas ważne, na rzecz binge watchingu. Jeśli zaczynamy się spóźniać do pracy, nie dojadamy albo rodziców widzieliśmy ostatni raz miesiąc temu, bo trzeba było poznać losy Lannisterów – cóż, to znaczy, że nie jest z nami najlepiej.
Drugi objaw jest trudniejszy do zobaczenia, bo tyczy się sfery emocjonalnej. – Jeśli się złościmy, smucimy, jesteśmy sfrustrowani tym, że serial się kończy albo ktoś go nam przerywa, to też jest powód do niepokoju – wyjaśnia Ostaszewska-Mosak.
Idę oglądać
Jeśli więc nie chcemy popaść w uzależnienie od Dr House'a albo Dextera, proponujemy skorzystać z poradników: Jak binge-obejrzeć serial oraz 10 najlepszych seriali do binge. Wśród produkcji wymienianych jako idealnych do Binge znajdują się m.in. "Downton Abbey", "Suits", "Gra o Tron", "Dexter" i, oczywiście, hit Netflixa: "House of Cards".
Jeśli więc tylko nie spóźnicie się jutro do pracy, dzisiaj w nocy z czystym sumieniem możecie odpalić kilka odcinków ulubionego serialu.
Dzieci umyjcie rączki, czyli o polskiej serialowej kupie
Proszą, piszą, dziwią się i nagrywają głupie reklamówki - wszystko po to, byśmy płacili abonament. Tylko za co? Co drugi mój znajomy nie ma telewizora w domu, seriale (nie, nie polskie) ściągają przez torrenty, bo to, co leci w TV to przeważnie infantylnie głupia historia wymieszana z product placement, czyli jedno wielkie gówno. CZYTAJ WIĘCEJ