"House of Cards" – nowy serial polityczny z doskonałą kreacją Kevina Spacey pokazuje politykę jako brudną, zimną, pełną wyrachowania grę, w której rządzą ambicja i układy. Czy wizja z "Księcia" Machiavellego się nie zdezaktualizowała? I czy w Polsce mamy wyznawców tezy florenckiego filozofa? Na takiego media typują najczęściej Grzegorza Schetynę.
Typowany na następcę legendarnego "The West Wing" (w Polsce "Prezydencki poker") serial polityczny "House of Cards" to polityczny "Kill Bill". Obraz, tak jak dzieło Quentina Tarantino, opowiada o zemście. Grany przez Kevina Spacey kongresmen Francis "Frank" Underwood (nawiązanie do Oscara Underwooda – pierwszego Demokraty, który pełnił funkcję, którą można porównać do naszego szefa klubu parlamentarnego) ma po kolejnych wyborach prezydenckich zostać Sekretarzem Stanu. Stanowisko przypada jego konkurentowi z partii, a Frank zaczyna planować zemstę.
Już pierwszy odcinek pokazuje spory wycinek możliwości manipulatorskich doświadczonego kongresmena. "Zrób krok w tył, spójrz na wszystko w szerszej perspektywie" – mówi Underwood do swojego współpracownika, który nie rozumie jego najnowszych poleceń. Te słowa to początek wyliczonej na długi marsz politycznej zemsty. Bohater zaczyna zastawiać na swoich przeciwników kolejne pułapki i już pierwsze odcinki pokazują, że jego przewidywania się sprawdzają. Kamienna, przepełniona cynizmem twarz Underwooda zdradza niewielkie oznaki samozadowolenia.
Wydaje się, że nie tylko amerykańska polityka tak wygląda. Choć różnią się wnętrza, różnią się tytuły i nazwiska, istota polityki pozostaje taka sama. Wystarczy przejrzeć prasę z ostatnich dni czy tygodni, która opisywała wewnętrzne problemy Platformy Obywatelskiej. Polskim Frankiem Underwoodem można w tej sytuacji nazwać Grzegorza Schetynę, o którego walce z Donaldem Tuskiem jest głośno od lat, a za jej apogeum można uznać aferę hazardową i wyrzucenie Schetyny z rządu.
Po tym jak Platforma z formacji trzech tenorów (Olechowski, Płażyński, Tusk) stała się partią Donalda Tuska, premier wciąż musiał się liczyć z silną konkurencją wewnętrzną. Grzegorz Schetyna miał w PO na tyle silną pozycję, że Tusk uwzględniał jego zdanie. Ale wraz z rosnąca popularnością premiera słabła pozycja Schetyny. W październiku 2009 roku była już na tyle słaba, że Tusk mógł sobie pozwolić na usunięcie Schetyny z rządu i "wykopanie w górę" na stanowisko marszałka Sejmu. Jednak były wicepremier nie zrezygnował z ambicji i zaczął umacniać swoją frakcję w PO. Zarówno przy obsadzaniu stanowisk po wyborach, jak i przy ostatnich kłótniach o związki partnerskie wspominano, że choć silni są konserwatyści Gowina, najwięcej do powiedzenia mają schetynowcy.
Choć publicznie były marszałek Sejmu nie kwestionuje przywództwa Donalda Tuska, premier wciąż musi mieć z tyłu głowy, że na fotel przewodniczącego partii czeka co najmniej jeden silny kandydat. O ile posłowie PO z reguły posłusznie powtarzają zapisy przekazów dnia, to Grzegorz Schetyna chyba wcale ich nie czyta, a jeśli już, to tylko po to, by wiedzieć w którym punkcie odróżnić się od linii partii. To tylko ciche odgłosy tego, co dzieje się za kulisami, wewnątrz PO.
Czytamy o spotkaniu Schetyny z Palikotem, o układzie z Gowinem, o rzekomym knuciu przeciwko Ewie Kopacz. – Obraz Grzegorza Schetyny jako twardego gracza wytworzył się chyba w czasach walk między nim a Władysławem Frasyniukiem w czasach Unii Wolności – ocenia Konrad Piasecki, dziennikarz RMF FM od ponad 20 lat z bliska obserwujący polską politykę. – Później Schetyna był raczej beneficjentem sytuacji, bo jego pozycja rosła wraz z odchodzeniem kolejnych liderów. Teraz zajmuje pozycję zdecydowanie poniżej swoich ambicji, ale nie tylko on walczy o to, by PO była w mniejszym stopniu sterowana wyłącznie przez lidera – zauważa Piasecki i wymienia liczne frakcje, które poza schetynowcami trzęsą partią: konserwatystów Gowina, spółdzielnię Grabarczyka czy regionalnych baronów
Zdaniem rozmówcy naTemat to właśnie wewnątrz partii toczy się najostrzejsza walka o wpływy. – To nie jest gra fair play, co jest dziwne, bo podważa podstawową zasadę polityki, czyli grę drużynową. U nas on właściwie nie istnieje, bo wszelkie drużyny zaraz się rozpadają. Właściwie jedyną, która przez lata istniała w praktycznie niezmienionym składzie było SLD do 2001-2002 roku – zauważa dziennikarz. – Choć polska polityka jest dość ostra, to jednak walka toczy się z otwarta przyłbicą. Oczywiście czasami zdarzają się nieczyste zagrania, a kampania to już walka na maczugi, ale generalnie reguły są mniej więcej jasne. Tymczasem już setki razy widziałem, gdy pojawił się niepochlebny artykuł o jakimś polityku, on był przekonany, że zainspirował go ktoś z partii – relacjonuje Piasecki.
Nie tylko obserwatorzy, ale i uczestnicy polityki mają o niej nie najlepsze zdanie. – Myślę, że w naszej polityce jest 20 procent takich ludzi jak Frank Underwood, ale oni są głośniejsi niż te spokojne 80 procent – mówi były poseł rządzącej koalicji. Jednak nie znaczy to, że wystarczy zgłosić dobry pomysł i wszyscy przystąpią do jego realizacji. – Tutaj proporcje są odwrotne, na jakieś 20 procent spraw mamy wpływ, a o pozostałych 80 procentach decydują liderzy. Wchodząc do Sejmu, zderzamy się ze ścianą, szczególnie ci z nas, którzy byli burmistrzami i o wszystkim decydowali sami. W Sejmie to nie oni rozdają karty, i dla wielu to pewien szok. Dlatego wielu zdecydowało się wrócić do samorządu po jednej kadencji w Warszawie – relacjonuje nasz rozmówca.
W ocenie ekspertów walka, nawet ostra, to nieodłączny element demokracji. – W polityce gra ambicji, walka o wpływy, stanowiska istnieje zawsze. To od klasy uczestników tej walki zależy jak daleko się posuną. To ludzkie zajęcie, więc obserwujemy zarówno ludzkie zalety, jak i ludzkie wady – ocenia Aleksander Smolar, prezes zarządu Fundacji Batorego. – Jednak nie brakuje w historii polityki mężów stanu, którzy stawiają sobie długofalowe cele, walczą o rzeczy znacznie ważniejsze niż posady czy wpływy – przekonuje rozmówca naTemat.
Jego zdaniem opinia publiczna demonizuje Grzegorza Schetynę czy Jarosława Gowina, portretując ich jako bezwzględnie walczących o władzę przeciwników Donalda Tuska. – W polskiej polityce najostrzejsze walki nadal toczą się między PO a PiS. Nie widać, by Grzegorz Schetyna działał mocno na szkodę swojej partii czy swojego lidera. Podobnie z Jarosławem Gowinem – przecież jego spór z Tuskiem rozgrywa się o podstawowe pryncypia, o sposób rządzenia. Przypisywanie temu niskich pobudek, czyli zwykłego dążenia do władzy, to łatwy populizm i chodzenie na skróty – ocenia Smolar.
Do wielu tajemnic politycznych kulis pewnie nie dotrzemy nigdy. Walka o władzę będzie się toczyła tak długo, jak ludzie będą mieli ambicje oraz możliwość realizowania. Zasady, a raczej ich brak, są niezmienne od 500 lat. Już tyle lat ma fundamentalne dzieło Niccolo Machiavellego – "Książę", które dało ówczesnym rządzącym jasny przekaz: dla utrzymania niepodległości Florencji można dopuścić się wszystkiego, bo polityka nie ma czynić dobra, ale ma być skuteczna. Z biegiem lat twórczo rozszerzono tę opinię, i dziś pozostała już tylko skuteczność. Taka, jaką pokazuje Frank Underwood w "House of Cards".