Tym razem w roli potwora z Loch Ness obsadzono Europejski Zielony Ład. Casting nie był potrzebny, bo pierwszoplanowy aktor narzucił się sam, w trakcie rolniczych protestów.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
PiS jest czujny, potrafi zwietrzyć społeczny gniew i jeszcze go pobudzić, by ostatecznie przekuć go w sondażowe poparcie. Kompletnie nieistotna jest przy tym wolta, z lubością wykazywana przez komentatorów polskiej sceny politycznej, jaką Kaczyński wykonał akurat w tym temacie.
Fakt, to podpis Morawieckiego widnieje pod Ładem, to komisarz Wojciechowski z PiS dostrzegał zbieżność Ładu z programem rolnym swego ugrupowania, wreszcie, to sam Kaczyński grzmiał, że "odrzucenie Zielonego Ładu ustawiłoby nas na marginesie".
Nie pierwszy to jednak raz, gdy prezes oświadcza jedno w poniedziałek, by zaprzeczyć sam sobie we wtorek. Jest to tzw. "mądrość etapu" – mówi się to, co w danym momencie przynosi korzyść, nie będąc przy tym związanym żadnymi wcześniejszymi deklaracjami. Kaczyński praktykuje to z powodzeniem od lat, a twardy elektorat wydaje się być niezachwiany w swej wierze w prezesa i jego słowo.
"Zielony Ład to jest dzieło Platformy Obywatelskiej"
Ale i inni, aż tak w PiS emocjonalnie niezaangażowani, chętnie nastawią uszy ku temu, kto wyraża akurat ich poglądy i przekonania, nawet jeśli w tym celu musi pospiesznie zmieniać zdanie. Stąd obecność prezesa w pierwszym szeregu manifestacji "Precz z Zielonym Ładem" i skrzydlate słowa oświadczenia, które warto przytoczyć w całości: "Zielony Ład to jest dzieło Platformy Obywatelskiej, która całkowicie się w to włączyła, by realizować różne ideologie, a te ideologie, chociaż funkcjonują także w Polsce, to nie mają polskiego pochodzenia, są z zewnątrz, są takim szaleństwem indukowanym z innych państw Europy do naszego kraju. Chodzi o szaleństwo klimatyczne".
No i jesteśmy w domu. Toż to stara i dobra, pierwszorzędna wręcz, metoda działania prezesa!
Tworzymy i/lub nazywamy wroga, dowodzimy, że wróg, jak to wróg, wielce nam zagraża, a na dodatek jest czymś fundamentalnie różnym od nas. U nas – normalność, tam – szaleństwo. I jeszcze słowo-klucz: ideologia.
Tu niechaj za ilustrację posłużą nam słowa Kaczyńskiego z listu do uczestników 30. Pielgrzymki Rodziny Radia Maryjana Jasną Górą sprzed trzech lat: "Neomarksistowscy inżynierowie dusz ludzkich chcą umeblować nasz polski dom na swoją modłę i wyzuć nas z tego wszystkiego, co miłujemy".
Ideologia w ustach Kaczyńskiego zawsze ma w sobie coś z Marksa, zawsze jest zabarwiona na czerwono, zawsze tchnie komunizmem, przez co z definicji jest straszna i zła. Tym razem Kaczyński tropi marksistowską ideologię w ekologii i neutralności klimatycznej. Ale ideologiczna nadbudowa to jedno, wróćmy do bazy.
PiS podbija bębenek
PiS doskonale rozumie, że obawa przed Zielonym Ładem ma charakter ekonomiczny. Wszak nie jest tak, że Polacy nie chcieliby oddychać czystym powietrzem i jeść zdrowej żywności. Ale obawiają się, że to oni za to zapłacą, i że ich na to nie stać.
PiS podbija ten bębenek, próbka z Beaty Szydło: "Ten szkodliwy, ideologiczny projekt, który zabija europejską gospodarkę, rolnictwo i przede wszystkim sięga do kieszeni obywateli, drenując je, musi być odrzucony".
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nieprzypadkowo też PiS ruszył właśnie ze zbiórką podpisów pod projektem inicjatywy obywatelskiej "Stop podwyżkom od lipca", wykorzystując chaos wokół projektu ustawy o bonie energetycznym i strasząc drastycznymi podwyżkami cen ciepła, prądu i gazu od 1 lipca. Dlatego, w trakcie rozpatrywania wotum nieufności wobec minister klimatu, posłowie PiS skandowali słowo "podwyżka!".
Perspektywa zubożenia działa na wyborców mrożąco. Łatwo w takim stanie ducha ulega się tym, którzy obiecują rzekomy ratunek. Na dodatek PiS już widzi polityczne rezultaty swoich działań. Na cztery tygodnie przed wyborami do PE idzie z KO na remis. Powyborczo utraceni wyborcy wracają – w sondażu Opinia24 dla Tok FM w lutym na PiS swój głos oddawało 22 proc. badanych, teraz już ponad 30 proc.
Akcja powoduje reakcję – niestety, ale defensywną. Obecna władza uznaje widać skuteczność narracji PiS o "klimatycznym szaleństwie" i swoją własną snuje po kunktatorsku. Coś w stylu Lecha Wałęsy, czyli jestem za, a nawet przeciw.
Od premiera usłyszeliśmy, że wprawdzie "nikt w Polsce nie kwestionuje potrzeby ochrony klimatu", lecz jednak "potrzeba ochrony planety nie może nam przysłonić potrzeby ochrony konkretnego człowieka". Walka z hochsztaplerami ich własną bronią może być skazana na niepowodzenie, bo to oni posługują się nią sprawniej i mają w tym doświadczenie. A ci wystraszeni wyborcy wybiorą wyrazistych, a nie robiących szpagat. Zaś zwrot w kierunku postawy prezentowanej przez populistów czy radykałów, sprowokuje ich do triumfalizmu.
Przykładem choćby zaostrzenie przepisów imigracyjnych przez francuski parlament pod koniec ubiegłego roku – będące wodą na młyn skrajnej prawicy. Jeden z posłów Zjednoczenia Narodowego perorował, że to ich ideologiczne zwycięstwo, "to uznanie dla naszych rozwiązań dowodzi, że polityka, którą dotychczas realizowaliście, nie działa".
Klasyczne chowanie głowy w piasek
W Polsce problem dotyczy nie tylko Zielonego Ładu, ale też np. wejścia do strefy euro. Tu też PiS udaje się narzucić swoją opowieść o polskim złocie, które trafi do banku we Frankfurcie, i że waluta euro w naszych portfelach oznacza dla nas wszystkich nędzę i kij żebraczy. Rząd znów jest asekurancki, nie tylko nie próbuje przekonywać Polaków, jaka jest prawda, ale nawet w ogóle nie podejmuje rękawicy – minister Domański stwierdził, że nie spełniamy warunków przyjęcia euro, a zatem po prostu nie ma tego tematu!
To klasyczne chowanie głowy w piasek, ustępowanie pola populistom, cofanie się. Na krótką metę może i ta taktyka się broni, ale jako strategia musi doprowadzić do przegranej. Kto był politycznie sprytniejszy, dowiemy się już za miesiąc.
Jeśli PiS wygra dziesiąte z rzędu wybory (ostatni raz przegrał, nieznacznie, równo dziesięć lat temu, była to właśnie elekcja do PE w 2014 roku), dostanie wiatru w żagle i umocni się w wierze w obraną drogę: będzie jeszcze więcej radykalizmu i populistycznych haseł. Wtedy demokraci naprawdę będą musieli przemyśleć sprawę narracji, komunikacji i programu.