W całej Polsce prowadzona była zbiórka podpisów pod ustawą "Stop LGBT". Projekt ustawy zakładał wprowadzenie ogólnokrajowego zakazu zgromadzeń w sprawie praw osób LGBT. Okazuje się jednak, że podpisy były zbierane w nielegalny sposób.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Inicjatywy ustawodawcze w Polsce z każdym rokiem cieszą się coraz większym zainteresowaniem. W ten sposób komitety, dzięki wsparciu obywateli, mogą bezpośrednio wpływać na polskie prawo. Wystarczy tysiąc podpisów, aby złożyć projekt, którym później mogą zająć się politycy. Jednak złe zbieranie danych od obywateli może wiązać się z surową karą.
"Stop LGBT" popełniło ważny błąd w kościele. Wierny zaalarmował UODO
Urząd Ochrony Danych Osobowych został zaalarmowany przez jednego z wiernych. Poinformował on, że w jednym z kościołów w bocznych nawach leżą listy, na których można złożyć podpis i tym samym poprzeć inicjatywę komitetu "Stop LGBT". Problem polegał jednak na tym, że nikt tych list nie pilnował.
"Każdy może je sfotografować, a nawet bez najmniejszego problemu wynieść z kościoła. A tam są dane wrażliwe, bo przecież ujawniają także konkretny światopogląd i wyznanie. Dane wrażliwe osób wystawione są na niczym nieograniczoną dostępność" – alarmował jeden z obywateli.
UODO postanowiło zweryfikować, czy doniesienia te są prawdziwe. Ostatecznie okazało się, że rzeczywiście nikt nie sprawował nadzoru nad dokumentami. Przypomnijmy, że te oprócz imienia i nazwiska, a także podpisu zawierają numer PESEL, a także adres zamieszkania lub zameldowania.
Złamali przepisy RODO. Kara dla "Stop LGBT" będzie dość surowa
Jak podkreślono w komunikacie, który w poniedziałek 20 maja pojawił się na stronie internetowej urzędu, doszło do złamania przepisów RODO.
"Administrator potwierdził, że opisana sytuacja miała miejsce, ale w jego ocenie do naruszenia przepisów RODO nie doszło. Postępowanie przeprowadzone przez Prezesa UODO wykazało jednak naruszenie wielu przepisów RODO, w tym tych, które odnoszą się do kwestii bezpieczeństwa danych osobowych" – czytamy w komunikacie.
Zdaniem UODO komitet niewłaściwie przeprowadził analizę ryzyka i nie wziął pod uwagę m.in. tego, że ktoś mógł sfotografować pozostawione przez nich listy lub po prostu wynieść je ze świątyni. W konsekwencji osoby odpowiedzialne za zbieranie przepisów będą musiały zapłacić karę w wysokości 10 913 zł.
"Osoby zbierające podpisy muszą dbać o odpowiednie zabezpieczenie danych. Konieczny jest stały nadzór nad zebranymi już danymi i chronienie ich przed kolejnymi osobami składającymi podpisy przez zakrywanie tej części listy, która jest już wypełniona danymi osobowymi. Niedopuszczalne jest pozostawienia takich list bez nadzoru" – przypomina prezes UODO.
Czytaj także:
W przypadku "Stop LGBT" doszło do złamania powyższych wytycznych. Podstawowymi błędami było pozostawienie list bez jakiegokolwiek nadzoru. W związku z tym niemożliwe było również zakrycie nazwisk osób, które wcześniej złożyły na niej swój podpis. Właśnie dlatego mogło dojść do wycieku wrażliwych danych.