Prezes PiS Jarosław Kaczyński przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych zachowywał się jak nieprzygotowany uczeń.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych zachowywał się jak nieprzygotowany uczeń. Fot. Tomasz Jastrzebowski / REPORTER

W piątek 24 maja Jarosław Kaczyński stawił się na przesłuchaniu przed komisją badającą sprawę tzw. wyborów kopertowych, które PiS próbowało zorganizować w środku pandemii koronawirusa. W starciu z sejmowymi śledczymi szef ekipy z Nowogrodzkiej momentami radził sobie dość kiepsko. Szczególnie kuriozalna była jego reakcja na prośbę o uzasadnienie oceny, że komisja działa nielegalnie.

REKLAMA

Jak informowaliśmy w naTemat.pl, Komisja śledcza do zbadania legalności, prawidłowości oraz celowości działań podjętych w celu przygotowania i przeprowadzenia wyborów prezydenta RP w 2020 r. w formie głosowania korespondencyjnego od początku obradowała dziś w gorącej atmosferze. Wszystko przez spore spóźnienie, na które pozwolił sobie Jarosław Kaczyński.

A kiedy już przewodniczący Dariusz Joński pouczył świadka o obowiązku mówienia prawdy, odebrał przyrzeczenie, a następnie chciał przystąpić do zadawania pytań, prezes PiS zaczął domagać się prawa do swobodnej wypowiedzi. Głosu w takiej formule mu nie przyznano, więc Kaczyński złożył natychmiastowe odwołanie, ale jego wniosek przepadł w głosowaniu.

Na starcie przesłuchania lider ekipy z Nowogrodzkiej zdążył jednak wygłosić opinię, że "komisja jest w istocie nielegalna i działa w sposób całkowicie sprzeczny z Konstytucją, prawem i ze zdrowym rozsądkiem". – Nie jestem dumny z tego, że jestem przed tą komisją – zauważył.

Poważne zarzuty Kaczyńskiego wobec komisji śledczej. Ale prezes PiS nie potrafił ich sensownie uzasadnić

Kilka chwil później o wiceprzewodniczący komisji śledczej ds. wyborów kopertowych Bartosz Romowicz poprosił świadka o uzasadnienie, dlaczego uważa działalność komisji za nielegalną.

Od doktora nauk prawnych i tak doświadczonego polityka wszyscy spodziewali się wskazania konkretnych artykułów. Tymczasem Jarosław Kaczyński zafundował nam coś, co przypominało wypowiedź ucznia, który nie był przygotowany do wywołania pod tablicę. – Bo po prostu dlatego, że komisja, zamiast zajmować się Platformą Obywatelską i całą tą obstrukcją wobec planu przeprowadzenia legalnych wyborów na prezydenta, ryzykując poważnym kryzysem politycznym w państwie, właśnie tej obstrukcji dokonywała. I ona powinna być rzeczywiście przedmiotem działań komisji – brzmiała odpowiedź prezesa PiS.

Nie pomogła chwila na głęboki oddech, po którym Kaczyński nadal nie potrafił poważnie uzasadnić tezy o nielegalnej działalności komisji śledczej i próbował płynnie uciec w tematykę wyborczą:

Ta komisja wykonuje pewne zadania polityczne. W tej chwili obawiam się - nawet jestem pewien - że także o charakterze już czysto wyborczym. Co w ogóle podważa sens jej funkcjonowania, no bo wobec kandydowania jej przewodniczącego do Parlamentu Europejskiego i wiceprzewodnicząego, powinna w tej chwili zawiesić swoją działalność.

Jarosław Kaczyński

w odpowiedzi na pytanie o to, dlaczego uważa, że komisja śledcza ds. wyborów kopertowych działa nielegalnie

Panie pośle, dlaczego pan twierdzi, że komisja działa w sposób sprzeczny z Konstytucją? – dopytywał jednak Romowicz tonem nauczyciela, który chce pomóc uczniowi wywalczyć choćby dwóję na szynach. Niestety i tym razem nie usłyszeliśmy konkretnej odpowiedzi, a ogólną historyjkę.

– Po prostu dlatego, że Konstytucja opiera się generalnie rzecz biorąc – jeżeli chodzi o ten jej wymiar, który odnosi się do... wymiaru sprawiedliwości, ale także do wielu innych rzeczy – na przyjęciu zasady, że podstawą działań są fakty, czyli prawda – oznajmił prezes PiS.

Sonda

Jak prezes PiS wypadł przed komisją śledczą ds. wyborów kopertowych?

2295 odpowiedzi

Przewodniczącego komisji Dariusza Jońskiego zażenowało tak mocno, że odruchowo wykonał gest zwany "facepalemem". Okazało się jednak, że najlepsze Jarosław Kaczyński zostawił na koniec.

– Mamy do czynienia z taką sytuacją, która miałaby miejsce, gdyby na przykład ktoś pobity i okradziony na ulicy stał się przedmiotem działań wymiaru sprawiedliwości, a nie ten, który tego dokonał – brnął odpytywany.

Czytaj także: