Jarosław Kaczyński ewidentnie się rozpędza. Unia Europejska czyha już nie tylko na naszą suwerenność, ale także na nasze człowieczeństwo. Ono ma być unicestwione, oczywiście, rękoma Donalda Tuska, czyli "opcji europejskiej", która "chce zniszczyć religię (…) z ludzi zrobić zwierzęta". Aha, nie zapominajmy, że polskie złoto zabiorą do Frankfurtu. Zapewne też krowy przestaną dawać mleko, a kury nie będą znosić jajek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Na jedno z wielu takich wystąpień prezesa PiS zareagował krótko premier: "Wszyscy się śmieją, a powinni się bać". I owszem, bo jak trafnie zauważył Victor Klemperer: "Słowa mogą być jak niewielkie dawki arszeniku, niepostrzeżenie się je połyka, wydają się nie szkodzić, a jednak po jakimś czasie ujawnia się ich trująca moc".
Tak jest z antyunijną propagandą, ona powoli odkłada się w głowach i duszach, a efekty? Już są widoczne. Aż 51 proc. wyborców PiS uważa, że Polska radziłaby sobie lepiej – zdecydowanie lub raczej – gdyby nie była członkiem UE (raport "Dojrzali i asertywni. Polki i Polacy o Unii Europejskiej"). Nasłuchali się, nasłuchali i w końcu uwierzyli. Unia zła, tak opowiada prezes, to tak jest. A przecież prezes nie jest jedyny.
"Nie na taką Unię się umawialiśmy"
Bez szerszego echa przeszła informacja, że w Państwowej Komisji Wyborczej na wybory do PE zarejestrowały się aż trzy komitety, których nazwy nawołują do wyjścia Polski z UE. To Komitet Wyborczy PolEXIT, Koalicyjny Komitet Wyborczy Polexit Niepodległość oraz Komitet Wyborczy Polexit? Najwyższy Czas! Robert Bąkiewicz, który stoi za partią "Niepodległość" swoje spotkania wyborcze reklamuje hasłem "Polexit albo śmierć" i przekonuje, że "konieczne jest przede wszystkim przekonanie polskiego społeczeństwa, że dalsze trwanie w UE to droga donikąd (…) a dziś polską racją stanu jest likwidacja UE".
Ewidentnie antyunijna Konfederacja na czas kampanii zrezygnowała wprawdzie z eksponowania tej części swojej tożsamości (choć, gdy się pyta, to odpowiedzi padają jednoznaczne, jak w przypadku Anny Bryłki, kandydatki do PE, która w referendum zagłosowałaby za wyjściem z UE), ale to zabieg taktyczny. Chwilowo Konfederacji widać bardziej się opłaca mówić tylko, że "nie na taką Unię się umawialiśmy".
Mamy zatem dwie poważne siły UE kontestujące i oczerniające (PiS i Konfederacja) oraz kilka maleńkich bytów nawołujących do natychmiastowego Unii opuszczenia. Przy czym braknie nam, dla równowagi, unijnych entuzjastów, bo raptem wszyscy stali się "eurorealistami", jakby pełne poparcie dla Wspólnoty było czymś wstydliwym i – przede wszystkim – nieprzynoszącym społecznego poparcia.
Z euroentuzjastów staliśmy się eurorealistami – mówiRobert Biedroń, a wtórują mu inni z obozu władzy. Przy czym tą samą nazwą posługują się na określenie swojej postawy względem UE politycy PiS.
Tu pozwolę sobie przytoczyć fragment wywiadu prof. Zdzisława Krasnodębskiego dla tygodnika "Sieci" z września 2022 roku.
Krasnodębski: Jeśli Unia ma ustąpić, to musi czuć jakieś zagrożenie, jakiś ból.
Sieci: Jesteśmy w stanie coś takiego wykreować?
Krasnodębski: Trzeba szukać takich możliwości.
Sieci: Postawę opinii publicznej też można zmienić.
Krasnodębski: To robimy, prowadząc Polaków w stronę eurorealizmu.
Skąd zatem ta zachowawczość tych sił politycznych, których elektoraty są do UE nastawione pozytywnie, wręcz afirmatywnie? Skąd mówienie językiem PiS? Dlaczego demokratyczne siły obawiają się artykułować wprost, że członkostwo wUnii Europejskiejto najlepsze, co spotkało nasz kraj od wielu wieków? I nie chodzi tu o bezkrytyczny zachwyt, ale przypominanie społeczeństwu, jakie korzyści mamy z tej przynależności.
Tymczasem mamy głośnych krytyków, mnożących niestworzone i nieprawdziwe wobec Wspólnoty zarzuty oraz w sumie milczącą resztę. Przy okazji – bez większego echa przeszła 20. rocznica naszego wstąpienia do UE. Swoją robotę zrobiły media, ale nie było widać, by rangę temu wydarzeniu chciał nadać rząd, i przede wszystkim – zainteresować tym obywateli.
"Wyciskanie brukselki"
Niestety, ale przez dwie dekady naszej obecności w UE kolejne gabinety, jeśli już zachwalały społeczeństwu Wspólnotę, to głównie poprzez pryzmat korzyści finansowych. Waldemar Pawlak, który mówił o "wyciskaniu brukselki" czy Donald Tusk, krojący dekadę temu ozdobiony jadalnymi banknotami euro tort, symbolizujący kolejny unijny budżet, to jest właśnie ta narracja: merkantylna, a na dłuższą metę zgubna. Wszak już niedługo staniemy się płatnikiem netto, więcej do wspólnego budżetu wnoszącym niż otrzymującym.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zniknie zatem podstawowa i najszerzej nagłośniona korzyść z członkostwa, a stworzy się podglebie dla wątpliwości: czy to członkostwo nam się opłaca, skoro ocenialiśmy je do tej pory głównie pod kątem opłacalności? A UE to przecież o wiele więcej niż finansowe transfery.
Dwa badania opinii publicznej, której w ubiegłym tygodniu ujrzały światło dzienne, nie nastrajają hurraoptymistycznie. W sondażu opublikowanym przez GW 12 proc. Polaków zagłosowałoby w referendum za wyjściem Polski z UE, a aż 16 proc. nie ma w tej sprawie zdania.
Z kolei IPSOS zapytał o zmianę postrzegania przez nas UE w ciągu ostatniego roku. Tylko co dziesiąty zaczął o Wspólnocie myśleć lepiej, ale aż 45 proc. badanych twierdzi, że ich postrzeganie UE zmieniło na gorsze. Dziś wydaje się niemożliwe, by Polska wystąpiła z Unii, by Polacy w ogóle zaczęli o tym myśleć. Ale niewiele spraw rozstrzyga się czy wydarza od razu. Środowiska UE niechętne mają czas i wiedzą, że kropla drąży skałę. Intensywnie pracują. Warto mieć to na uwadze.