W piątek po południu w Polskiej Agencji Prasowej pojawiła się depesza informująca o tym, że w Polsce rzekomo zarządzona zostanie mobilizacja wojskowa. Szybko okazało się, że jest to fake news, a głos w sprawie zabrał rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński oraz wiceszef MON Paweł Zalewski. – Informacja była nieprawdziwa – poinformował wiceminister obrony narodowej naTemat.pl.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tusk zarządzi wielką mobilizację wojskową? Wiadomo, o co chodzi z depeszą PAP
W piątek dokładnie o godz. 14 w serwisie PAP pojawiła się depesza o bardzo dziwnej treści. "1 lipca 2024 roku ogłoszona zostanie w Polsce częściowa mobilizacja wojskowa. 200 tysięcy obywateli Polski, zarówno byłych wojskowych, jak i zwykłych cywilów zostanie powołanych do obowiązkowej służby wojskowej. Wszyscy zmobilizowani zostaną wysłani na Ukrainę" – napisano tam.
Rzekoma mobilizacja miała się odbyć w kilku etapach: od 1 lipca 2024 roku do 1 listopada 2024 roku i objąć również przedstawicieli zawodów pozamilitarnych jak np. górnicy, kierowcy kategorii C i D czy lekarze.
Bardzo szybko okazało się, że to fake news. "W związku z prawdopodobnie rosyjskim cyberatakiem na Polską Agencję Prasową i podaniem dezinformujących wiadomości o rzekomej mobilizacji w Polsce, Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego we współpracy z Ministerstwem Cyfryzacji podjęła natychmiastowe działania" – przekazał w komunikacie rzecznik prasowy ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński.
Redakcja naTemat.pl skontaktowała się w tej sprawie również rzecznikiem MON Januszem Sejmejem, który odmówił komentarza w tej sprawie, twierdząc, iż komunikat dotyczył KPRM i tam należy pytać o to zdarzenie. Głos w sprawie zabrał za to jeden z wiceszefów MON Paweł Zalewski. – Informacja była nieprawdziwa – przekazał krótko naszej redakcji. PAP oczywiście wycofał depeszę ze swojego serwisu.
O tym, że takie ataki mogą mieć miejsce, wiadomo było w Polsce od jakiegoś czasu. W drugiej połowie maja wicepremier i minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski ostrzegł opinię publiczną przed nadchodzącym cyberatakiem ze strony Rosji.
– Dziś z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że w najbliższych 2 tygodniach będzie największa aktywność dot. różnego rodzaju ataków cybernetycznych na Polskę i Europę, która będzie kierowana z Rosji. Największą od pięciu lat. Na pierwszej linii jest Polska – ogłosił wówczas na antenie Radia Zet.
Już w maju ostrzegano przed cyberatakami ze strony Rosji
O to, co oznacza zapowiedź Krzysztofa Gawkowskiego, zapytaliśmy wtedy eksperta od cyberprzestępczości i cyberterroryzmu prof. ucz. dr hab. Grzegorza Gudzbelera z Uniwersytetu Warszawskiego
– Atak cybernetyczny może dotyczyć funkcjonowania infrastruktury sterowanej przez urządzenie teleinformatyczne. W związku z tym, co mówi wicepremier Gawkowski, tych ataków można się spodziewać na infrastrukturę kluczową dla funkcjonowania narodu. To mogą być ataki na wielką skalę – wyjaśnił nam ekspert.
– Te ataki będą raczej kierowane wobec infrastruktury o dużej skali. Tutaj mamy dość dobry poziom odporności państwa na takie ataki. Mamy System Cyberbezpieczeństwa RP, który dokładnie określa obowiązki poszczególnych podmiotów. Największe elementy infrastruktury są objęte tym systemem. To konkretne instrukcje ryzyk i obrony tej infrastruktury. I to od działania kadry po rozwiązania techniczne – wyjaśnił. Cała rozmowa jest w tym tekście.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.