Po raz pierwszy w życiu pojechałem na all inclusive w Turcji. Nie było warto [LIST]
Redakcja naTemat.pl
05 czerwca 2024, 17:02·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 05 czerwca 2024, 17:02
"Drinki z palemką, uspokajający szum morza i frykasy na talerzu – tak zawsze wyobrażałem sobie wakacje all inclusive. Wyobrażałem sobie, bo dotychczas nigdy nie spędzałem tak urlopu, choć moja dziewczyna długo mnie namawiała. W tym roku postanowiłem jednak zasmakować tej popularnej formy wypoczynku. Teraz czuję się jak kosmita, bo okazało się, że to kompletnie nie dla mnie" – pisze czytelnik naTemat.
Reklama.
Reklama.
Znajomi zawsze rozpływali się w zachwytach nad wakacjami all inclusive. Jedyne co masz zrobić, co wsiąść do właściwego samolotu, a potem cieszyć się słońcem. Wszystko, czego potrzebujesz, podsuną Ci z uśmiechem pod nos, bo już za to zapłaciłeś.
Nie powiem, brzmiało kusząco, zwłaszcza że przez ostatnie tygodnie zasuwałem w pracy i w domu jak mały samochodzik. Jedyne, na co miałem siłę w kontekście przygotowań do wakacji, to zrobienie przelewu. Więc go zrobiłem, a był całkiem spory. Po miesiącach szarpaniny byłem gotów dużo zapłacić za święty spokój.
Wakacje all inclusive bez dzieci
Hotel all inclusive w Turcji był piękny tak jak na zdjęciach. Zamieszkaliśmy z dziewczyną w części przeznaczonej tylko dla dorosłych, do której wstęp miały osoby po ukończeniu 16. roku życia.
Za tę opcję trzeba było dopłacić ekstra, ale się nie wahałem. Ostatnie, czego było mi trzeba na wakacjach, to wwiercające się w mózg piski, krzyki i marudzenie dzieci. I rzeczywiście, przez cały dwutygodniowy pobyt hałaśliwe maluchy usłyszeliśmy z oddali tylko raz. Mogliśmy sobie tylko pogratulować dobrego wyboru.
Alkohol all inclusive
Niestety reszta kwestii nie wyglądała już tak różowo. Obiecywaliśmy sobie z partnerką, że codziennie będziemy chodzić na drinki do baru all inclusive. Szybko okazało się jednak, że większość pozycji w menu jest dodatkowo płatna. Co więcej, darmowe drinki były cieniem tego, co barman przygotowywał klientom, którzy nie mieli oporów, by dodatkowo zapłacić.
Poza tym ewidentnie przeceniliśmy swoje siły. Po trzech dniach, gdy spożywaliśmy wino do obiadu i kolacji, a także drink lub dwa po południu i wieczorem, okazało się, że nie dajemy rady pić tyle alkoholu i nadal czuć się dobrze. Przecież w wakacjach nie chodzi o pijacki sen na leżaku, prawda? Przynajmniej nie dla nas. Chcieliśmy pływać w basenie, ale także coś zobaczyć, coś zrobić. Nauczeni tym błędem ograniczyliśmy picie. Czuliśmy się lepiej, ale zgrzytaliśmy zębami na myśl, ile wydaliśmy na coś, z czego praktycznie nie korzystamy.
Posiłki all inclusive były pyszne, ale...
Jedzenie w hotelu all inclusive było bardzo dobre. Mogliśmy je spożywać przy stoliku nad samym morzem. Widoki zapierały dech w piersi. Smaki zresztą też.
Serwowano nam mieszankę lokalnych potraw i międzynarodowej kuchni. Powiedzieć "szwedzki stół" to nie powiedzieć nic. Kucharze prześcigali się w przygotowywaniu smakołyków, a my chodziliśmy po dokładki. Przez pierwszych kilka dni jedliśmy do oporu. Potem jednak zwyciężył rozsądek i daliśmy sobie na wstrzymanie, no bo ile można (z wakacji wróciliśmy kilka kilogramów ciężsi).
Ale i tak najlepsze danie zjedliśmy w lokalnej knajpce podczas spontanicznej wycieczki we dwoje. Trochę było nam głupio, bo żeby zapuścić się w nieznane, opuściliśmy posiłek w hotelu, za który już zapłaciliśmy. Wakacje, które miały był w pełni opłacone, generowały kolejne wydatki. Czuliśmy się przywiązani do hotelu i godzin posiłków. To była luksusowa smycz, ale nadal smycz.
Wycieczki fakultatywne
Skorzystaliśmy z tylko jednej wycieczki fakultatywnej i było to o jedną wycieczkę za dużo. Zwiedzanie w grupie czterdziestu osób nie ma w sobie nic fajnego. Wszystko trzeba robić na sygnał. Nie można przystanąć i pomyśleć albo ominąć jakiegoś punktu programu.
Trzeba było za to znosić towarzystwo osób, które drinkowały w autokarze jak na szkolnej wycieczce, a potem wionęły wczorajszo–dzisiejszym alkoholem i w zamkniętej przestrzeni włączały głośno muzykę na swojej komórce. Współczułem naszej przewodniczce, która bezskutecznie próbowała ogarnąć zachowanie tych osobników.
Wakacje all inclusive. Więcej plusów, ale nadal nie warto
Czy dobrze się bawiłem na wakacjach all inclusive? Tak, plusów było więcej niż minusów. Cieszę się, że tego spróbowałem, jednak nie zamierzam już tego powtórzyć. Wolę wydać więcej na to, by samemu wynająć fajny apartament, a potem spędzać czas i jeść tam, gdzie będę miał ochotę.
Nie potrzebuję krępującej gorliwości pracowników hotelu, którzy nie przestawali wokół mnie skakać. Pewnie wielu ludziom się to podoba, ale ja nie jestem jednym z nich. Wolę wyjechać na wakacje na własnych warunkach, nawet jeśli okaże się, że będzie więcej niepewności i mniej rzeczy na wyciągnięcie ręki. Będzie za to więcej samodzielności i wyboru. Może i jestem kosmitą, jednak nie będę udawać kogoś innego.