I tak długo, zbyt długo, to rachityczne ugrupowanie Zbigniewa Ziobry utrzymywało się na powierzchni. Wszystko dzięki wyciągniętej – dekadę temu – pomocnej ręce Jarosława Kaczyńskiego i korzystnej dla prawicy koniunkturze politycznej.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Gdyby prezes PiS pozostawił Ziobrę własnemu losowi, to dziś już tylko najstarsi górale pamiętaliby o tym projekcie, którego termin przydatności do spożycia od początku był przecież krótki jak dla wyrobów mlecznych.
Ziobro i Kurski zakładają partię
Jest rok 2011, PiS przegrywa kolejne wybory z rzędu. W partii słychać szmery. Ambitni czterdziestoletni, w tym Ziobro, chętnie odesłaliby Kaczyńskiego na emeryturę. Ale PiS to partia prywatna, stąd jej właściciel reaguje szybko i spodziewanie: wyrzuca buntowników. Dwaj prowodyrzy – Ziobro i Kurski– są od 2009 roku europosłami, byt mają zabezpieczony, a wiarę w swoje sprawstwo i kapitał polityczny wielką. Zakładają zatem własną partię, a zwą ją Solidarną Polską. To hasło PiS z 2005 roku, solidarna Polska była wówczas, skutecznie, przeciwstawiana liberalnej Polsce Donalda Tuska.
Pierwszym wyborczym sprawdzam jest elekcja do Parlamentu Europejskiego, wiosną 2014 roku. Solidarna Polska nie przekracza progu, nie bierze udziału w podziale mandatów, a jej liderzy zostają na lodzie. Jasne jest, że projekt nie zaskoczył i że trudno spodziewać się sukcesu za półtora roku, w wyborach do Sejmu i Senatu. Głód i niebyt zaglądają Ziobrze i Kurskiemu(a także kilku pomniejszym działaczom) w oczy.
Wobec takiego obrotu spraw drogi obu panów się rozchodzą, Kurski nazywa Ziobrę "leszczykiem o charyzmie trzęsącej się galarety", któremu trzeba było zmieniać każdego dnia pieluchy i pielgrzymuje na Nowogrodzką, by ponownie wkupić się w łaski Kaczyńskiego.
Ziobro podejmie ten sam trud chwilę później. Prezes PiS obu przytula, choć ponoć zdrady nigdy nie wybacza. Decyduje polityczny pragmatyzm – w wyborach w 2011 roku osobno startowali wyrzuceni z PiS twórcy kampanii prezydenckiej Kaczyńskiego. Polska Jest Najważniejsza zdobyła raptem 2 proc., czyli tylko 315 tysięcy głosów. Niby nic, ale Kaczyński wie, że kilkaset głosów na Solidarną Polskę w 2015 roku może oznaczać brak samodzielnej większości dla PiS.
Dlatego już latem 2014 roku bierze na pokład i Ziobrę, i Jarosława Gowina, który odszedł z PO i założył swoją partyjkę, Polskę Razem. Tak Ziobro wraca do gry, a boksuje znacznie powyżej swojej kategorii wagowej. Łut szczęścia i dobre ulokowanie na listach wyborczych swoich działaczy w 2019 roku sprawia, że to jego szable decydują w drugiej kadencji PiS o tym, czy Kaczyński ma, czy mieć nie będzie sejmowej większości. Dobra passa trwa osiem lat, ale w końcu wiatr się odwraca.
Afera za aferą
Najpierw była choroba lidera. U byłego ministra sprawiedliwości zdiagnozowano raka przełyku, a leczenie i rekonwalescencja automatycznie wyłączyły go z czynnej polityki. Partia, przywykająca dopiero do nowej sytuacji w opozycyjnych ławach, pozostała bez przywódcy.
Gęstniała też wokół już Suwerennej Polski(w 2023 roku zmieniono nazwę) atmosfera – jej konto obciążała tzw. reforma wymiaru sprawiedliwości, afera hejterska, w którą zaangażowany był zresztą sędzia Tomasz Szmydt, aktualnie sympatyk Łukaszenki, szkalujący Polskę z Mińska. To politycy Suwerennej Polski mieli swój udział w tragedii, jaką była samobójcza śmierć syna posłanki Magdaleny Filiks.
Wreszcie objawił się szerokiej opinii publicznej niejaki Tomasz Mraz, były bliski współpracownik wiceministra Marcina Romanowskiego, mający w swej dyspozycji kilkadziesiąt godzin nagrań czołowych polityków Suwerennej Polski, które chwały im nie przynoszą, za to skutkować mogą uchyleniem immunitetu i prokuratorskimi zarzutami.
Od 22 maja wyciekają kolejne zarejestrowane rozmowy, dając obraz partii zorganizowanej na obraz i podobieństwo struktur przestępczych, wręcz mafijnych. To kłopot także dla PiS, który zostawił Ziobrze wolną rękę w ministerstwie sprawiedliwości i zaakceptował fakt, że środki z Funduszu Sprawiedliwości będą stanowiły niejako prywatną skarbonkę formacji Ziobry, stąd trudno oczekiwać, by PiS brał teraz ziobrystów w obronę – są pozostawieni sami sobie.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Słychać dla Suwerennej Polski podzwonne.
Mało też prawdopodobne, by chętna do przytulenia SP była Konfederacja, bo nie widać żadnej korzyści, jaką mogłaby z tego tytułu odnieść – Suwerenna Polska nie ma pieniędzy (bo wyschło źródełko Funduszu Sprawiedliwości, nie dostaje też pieniędzy z subwencji, gdyż startowała z list PiS i do PiS trafia budżetowe wsparcie dla partii), ani rozbudowanych struktur partyjnych, ma za to poważne kłopoty wizerunkowe i – pod nie wiadomo jak długą nieobecność Ziobry – kolektywne przywództwo (prezydium z Patrykiem Jakim na czele), z którego to grona nikt nie ma zbyt wielkich szans na stanie się mocnym liderem.
Wreszcie – choć od dawna nie jest notowana w badaniach opinii publicznej samodzielnie – można postawić dolary przeciwko orzechom, że nie cieszy się też takim poparciem społecznym, które umożliwiałoby jej stanięcie na własnych nogach. Spodziewać się można, że część polityków SP skoncentruje się w najbliższym czasie na swoich procesach, inni, mniej zaambarasowani, będę pewnie rozglądać się za jakąś szalupą ratunkową na rok 2027. Ewidentnie, słychać dla Suwerennej Polski podzwonne.