Bądźmy szczerzy, na listach największej partii opozycyjnej w wyborach do PE znaleźli się tacy kandydaci, w przypadku których zdawało się, że ich główną motywacją do startu jest chęć zdobycia immunitetu – jako sposobu na uniknięcie zarzutów w śledztwach dotyczących "dobrej zmiany". Niestety dla eurouciekinierów, wygląda na to, że w gruzach legł najważniejszy filar ich sprytnego planu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Złamanie sądowego zakazu prowadzenia działalności publicznej i zajmowania określonych stanowisk, nadużycie władzy przez funkcjonariusza publicznego, czy wyrządzenie szkody majątkowej wielkich rozmiarów w spółce Skarbu Państwa – to tylko wycinek z listy zarzutów, jakie już usłyszały – lub zapowiada się na to, iż w rychłej przyszłości usłyszeć mogą – pewne osoby, które znalazły się na listach PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Ekipa z Nowogrodzkiej nawet specjalnie nie kryła się z tym, że niektóre nazwiska zgłoszono przede wszystkim dlatego, żeby odczepił się od nich "prokurator Bodnar". Po tym, gdy PKW podała oficjalne wyniki, wiemy, iż części eurouciekinierów pierwszy etap planu się powiódł. W niektórych okręgach wyborcom PiS nie przeszkadzało, że jakimś kandydatem bardzo mocno interesują się organy ścigania.
Jednak sam immunitet europosła to dla prokuratury czy sądu przeszkoda jedynie spowalniająca pracę, a nie całkowicie ją paraliżująca – można go przecież uchylić. I tu przechodzimy do drugiego etapu sprytnego planu...
W sprawie tegorocznych wyborów europejskich w Prawie i Sprawiedliwości obiecywano sobie bardzo wiele. Bardziej niż tytuł zwycięzcy na użytek krajowy interesowało ich doprowadzenie do wielkiego zwrotu w Brukseli.
Kłopoty eurouciekinierów. Chyba udało się zrealizować tylko część planu
Przed 9 czerwca mówiło się, że jeśli prawica osiągnie sukces spodziewanych rozmiarów, to rozgrywający w PE chadecy z Europejskiej Partii Ludowej zechcą zmienić koalicjantów.
Czyli, że Postępowy Sojusz Socjalistów i Demokratów, a być może także liberałowie z Odnowić Europę wypadną z europarlamentarnej większości. Ich miejsce mieli zająć deputowani z frakcji Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, do której należy PiS, oraz spora część prawicy dotąd niezrzeszonej, jak orbanowski Fidesz.
W skali ogólnoeuropejskiej grupy te nie wypadły jednak aż tak dobrze, jak im wróżono. Dotychczasowa chadecko-lewicowo-liberalna koalicja utrzymała większość.
Szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz przewodnicząca Parlamentu Europejskiego Roberta Metsola już publicznie zaproponowały odnowienie porozumienia między klasycznymi siłami proeuropejskimi. Podobnego zdania ma być szef EPL Manfred Weber.
To oznacza, że nici z targów typu utrzymanie większości w zamian za sprzeciw w głosowaniu nad uchyleniem immunitetu naszemu europosłowi. A bez takiego zabezpieczenia samo zdobycie mandatu wielkiej ochrony nie daje.
Dobrze wiedzą o tym Patryk Jaki, Beata Kempa, Beata Mazurek i Tomasz Poręba, którym w listopadzie ubiegłego roku immunitety uchylono w sprawie dotyczącej nienawistnych spotów wyborczych sprzed lat. Czyli przypadku relatywnie "błahym" w porównaniu z tym, czego mogą dotyczyć wnioski o uchylenie immunitetu, które teraz napłyną do PE z Polski.