
Jeden z czołowych polskich biznesmenów Andrzej Czernecki, gdy dowiedział się, że umiera na raka, przeznaczył część swojego majątku na fundację, którą założył kilka lat wcześniej. Na edukację dzieci z niezamożnych rodzin przeznaczył 400 mln złotych. Teraz jego fundacja w nietypowej kampanii pyta: Co by było, gdyby Maria Skłodowska-Curie musiała karmić kury?
– Nasi stypendyści to kapitał intelektualny, który bez pomocy z zewnątrz po prostu by się zmarnował. Dzięki nam ci młodzi uczą się w najlepszych szkołach, mają lekcje języków obcych. Finansujemy też ich dojazdy do domów rodzinnych, by mogli mieć dobry kontakt z rodzinami, ponosimy koszty ich utrzymania – wyjaśnia nam Agnieszka Terebiłów. Jak zaznacza, po skończeniu liceum stypendyści nie będą pozostawiani sami sobie – fundacja będzie ich wspierać na studiach, najlepszym będzie pomagać utrzymać się np. w prestiżowych szkołach na świecie.
Jak przyznaje Terebiłów, stypendia przyznawane są tylko ubogim uczniom. – Ale dla nas miarą ich wielkości jest talent, potencjał, intelekt – podkreśla nasza rozmówczyni. – Naszą kampanię kierujemy do nowoczesnych pozytywistów. Ludzi, którzy nie zgadzają się na to, by przez system marnowały się talenty i potencjał intelektualny Polski – zaznacza rzeczniczka EFC.
Takim właśnie człowiekiem był Andrzej Czernecki, biznesmen, bogacz, założyciel fundacji. Jego historia spokojnie mogłaby zostać sfilmowana w Hollywood, bo poraża nie tylko rozmachem, ale i ładunkiem emocjonalnym. Roman Czernecki, ojciec znanego biznesmena, był pedagogiem i wychowawcą młodzieży. W Andrzeju coś musiało z tego społecznego zaangażowania zostać, ale ujawniło się to dopiero w późnym okresie jego biznesowej działalności.
Pieniądze nie satysfakcjonowały jednak Andrzeja Czerneckiego. W 2008 roku w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" biznesmen mówił bowiem:
Wycofam się z tej działalności i z biznesu w ogóle. Dlaczego? Efekt głębszych przemyśleń życiowych. Czy wyścig o kolejne segmenty rynku, pojedynki marketingowe, optymalizacja produkcji, mają być sensem dalszego życia? Źródłem największej satysfakcji? Czas na spokojną refleksję, zwolnienie, zajęcie się czymś całkiem innym, co przyniesie więcej przyjemności. Bo w pewnym momencie życia warto zająć się spełnianiem własnych marzeń.
Jeszcze w 2008 roku Czernecki zdradził, co miał na myśli, mówiąc o spełnianiu marzeń – chciał założyć fundusz stypendialny noszący imię jego ojca, Romana Czerneckiego. Biznesmen zrealizował ten plan w 2009 roku – wtedy też powstała EFC. Głośno o niej zrobiło się dopiero, gdy pod koniec 2012 roku wyszedł na jaw gest Andrzeja Czerneckiego. Biznesmen bowiem, gdy dowiedział się w 2009 roku, że zostały mu trzy lata życia – leczył się na białaczkę – postanowił oddać niemal połowę majątku Fundacji. Łącznie zostawił EFC 400 milionów złotych.
Obecnie bowiem EFC ma 163 stypendystów, w pierwszych i drugich klasach liceum. – Wszyscy mają talent, wszyscy są ukierunkowani na realizację swoich marzeń –
Teraz EFC, by zrealizować wszystkie te postulaty, rusza ze swoją, dość chwytliwą i nietypową, kampanią. Żeby móc pomagać jeszcze większej liczbie młodych ludzi, którzy mogliby się uczyć i robić dla Polski coś pożytecznego. Igor Czernecki, syn fundatora, który również (tak jak i drugi syn biznesmena, Andrzej) pracuje w EFC, mówił w 2012 roku o tym, czemu on i jego brat nie dostali tych 400 milionów:
My już swoje otrzymaliśmy. Jesteśmy dorośli i pracujemy na własny rachunek. Więcej nam nie trzeba. A majątek ojca? Hmm. Cały tata, nigdy nie zwracał uwagi na kwestie materialne a pieniądze traktował przede wszystkim jako kapitał pod kolejne inwestycje.
Dzisiaj widać, jaką inwestycję Andrzej Czernecki uważał za najbardziej opłacalną – w młodych, zdolnych ludzi. Jego marzenie, pośmiertnie, właśnie się spełnia, a Wy możecie w tym pomóc.

