Mało jest równie wzruszających widoków, co uciśniony influencer. Morze łez popłynęło z powodu tweeta, w którym "seryjny przedsiębiorca" Dawid Pałka opisał krzywdę, jaką wyrządził mu okrutny mBank. Pałka, który wpadł na 5 minut przed zamknięciem oddziału z 4 milionami zł, by otworzyć konto, został poproszony o pojawienie się następnego dnia. Jak zwierzę…
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie jest to pierwszy ani ostatni przykład wymyślnych prześladowań, jakich z rąk bezwzględnych funkcjonariuszy banków doświadczają niewinni ludzie. Obowiązek załatwiania spraw z dowodem osobistym. Wymóg składania podpisów, co więcej niezmywalnym długopisem. I wreszcie brak możliwości korzystania z usług pracowników poza godzinami ich pracy.
Lista szykan wymierzonych w dzielnych przedsiębiorców ciągnie się bez końca. Dawid Pałka jest jednym z wielu sponiewieranych przez system.
A przecież może być inaczej. Po ludzku. Wystarczy trochę przyzwoitości (słuchaj mBanku, to do Ciebie).
Tak powinno być
Złoty, ale skromny Dawid Pałka zmierza – z czterema milionami złotych właśnie – do siedziby banku. Do zamknięcia zostało nie zaledwie 5 minut, ale aż 300 sekund (wszystko jest kwestią perspektywy, trzeba dostrzegać szanse, a nie ograniczenia). Drzwi otwiera mu uśmiechnięty służ… pracownik w liberii, który kłaniając się w pas, wskazuje dłonią czerwony dywan.
Krocząc godnie po płatkach róż (byle nie czerwonych, bo się zleją) nasz spieszący się influencer wsłuchuje się w podniosłe takty muzyki Mozarta płynące z dyskretnie zamontowanych głośników. Dochodzi do biurka pracownicy, na którym stoi wiaderko lodu z butelką szampana i dwa kryształowe kieliszki.
Służ… pracownica z szerokim uśmiechem na spłonionej twarzy zaprasza lepszego sortu klienta w ekscytującą podróż zakładania konta poza godzinami pracy oddziału, gdy nie można zweryfikować, czy przypadkiem nie jest oszustem. Zresztą: co to w ogóle znaczy "poza godzinami"? Einstein już dawno nauczył nas, że czas to pojęcie względne.
A jak było?
Biznesmen, który na ulicy powinien dostawać gromkie brawa za samo to, że odważył się prowadzić interesy nad Wisłą, został siarczyście spoliczkowany tabliczką z godzinami otwarcia. Tymczasem istniały cztery miliony powodów, by funkcjonariusze oddziału zachowali się, jak trzeba.
Niestety, o czym jaskrawo świadczy arogancki komentarz banku o poszanowaniu czasu wolnego pracowników, nie zanosi się na to, by sytuacja po stronie instytucji miała się zmienić. Procedury radzenia sobie w takich sytuacjach, których w kolejnych tweetach domaga się Dawid Pałka, muszą powstać poza systemem.
Na myśl przychodzi skomplikowana, wielostopniowa operacja, której zastosowanie może, z czasem, pomóc wyeliminować takie dramaty.
Krok 1: Googlowanie
W internecie dzielny przedsiębiorca szuka, ile w przybliżeniu trwa usługa bankowa, z której chce skorzystać.
Krok 2: Sprawdzenie godzin otwarcia oddziału
Następny krok to sprawdzenie w internecie, w jakich godzinach czynna jest placówka, do której przedsiębiorca chce się udać.
Krok 3: Ustalenie, która jest godzina (teraz)
Prześladowany biznesmen zerka na swój zegarek lub smartfona. Jeśli ich nie posiada, konieczne może być uszczknięcie części sumy, którą chce włożyć na rachunek, w tym wypadku czterech milionów złotych. Coś powinno zostać.
Krok 4: Obliczenia
Biznesmen odejmuje liczbę minut z pkt. 1 od godziny z pkt. 2 i ustala, o której najpóźniej ma pojawić się w oddziale, by zostać obsłużonym. W bardziej skomplikowanych przypadkach można poprosić o pomoc matematyka.
Krok 5: Pójście do oddziału
Przedsiębiorca uzbrojony w wiedzę z poprzednich kroków idzie do siedziby banku i załatwia sprawę. Protip: wcześniej warto założyć buty.
I tyle.
Trudny to sposób i bardzo uciążliwy, ale bezalternatywny w sytuacji, gdy lewacy znieśli pańszczyznę. Tymczasem walka trwa. Chwała influencerom!