Pod najnowszym zdjęciem Małgorzaty Rozenek-Majdan rozgorzała dyskusja, czy 46-letnia gwiazda poddała się nowemu zabiegowi medycyny estetycznej. Ja jednak widzę tu coś innego: kultura klonów (albo: kultura tej samej twarzy) zbiera żniwa. I wcale nie chodzi tutaj o samą Rozenek-Majdan, to żaden przytyk do niej. Ale dlaczego wszyscy wyglądają teraz tak samo?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Małgorzata Rozenek-Majdan jest jedną z najpopularniejszych influencerek i celebrytek w Polsce. Obserwuje ją ponad 1,5 miliona kont i nie może narzekać na brak zainteresowania czy intratnych kontraktów reklamowych.
Oprócz tego prowadzi markę odzieżową Mrs.Drama i jest gwiazdą TVN – ostatnio oglądaliśmy jej sportowe zmagania w programie "Pokonaj mnie, jeśli potrafisz". Niedawno pochwaliła się, że znalazła się na ósmym miejscu na liście 100 najlepszych kobiecych marek osobistych magazynu "Forbes Polska" – jej markę wyceniono na 245 milionów złotych.
Jak na 46-letnią matkę trójki dzieci gwiazda wygląda imponująco. Fanki są pod wrażeniem jej wyrzeźbionej i szczupłej sylwetki, ale kontrowersje wzbudza... twarz Rozenek-Majdan. Odkładamy oczywiście na bok wszelkie kwestie typu brzydkie/ładne, które nie powinny nikogo interesować (a niestety interesują, bo uwielbiamy oceniać), chodzi o: zmiany w wyglądzie i – jak nazywają to złośliwi – wieczną młodość.
Żona Radosława Majdana wygląda młodo i gładko, wcale nie ukrywa, że korzysta z dobrodziejstw medycyny estetycznej. I chwała jej za to, bo ukrywanie zabiegów czy "skalpela", którym się poddano, zakrawa na hipokryzję. A niestety wielu celebrytów i tzw. zwykłych ludzi usilnie przekonuje, że po prostu ma dobre geny, nawet jeśli wygląda jak ktoś zupełnie inny (patrzymy na ciebie, Kylie Jenner).
Owszem, "przyznanie się" często wiąże się z falą hejtu, tyle że... falę hejtu może wywołać wszystko, nawet brak majstrowania przy urodzie, co pokazuje chociażby przykład Joanny Koroniewskiej-Dowbor, która prezentuje swoją naturalną twarz 46-latki, za co zbiera cęgi. Rozenek-Majdan zbiera je za coś zupełnie odwrotnego, z czego morał jest taki: róbcie ze swoim wyglądem, co chcecie i f*ck the haters (chociaż jest pułapka, o czym za chwilę).
Dalsza część artykułu poniżej.
Najnowsze zdjęcie Rozenek-Majdan znowu wywołało aferę. Gwiazda reklamuje błyszczyki pewnej marki, a internautki przecierają oczy ze zdumienia, bo 46-latka wygląda...inaczej. Ich zdaniem chodzi o usta, faktycznie wyraźnie większe i pełniejsze.
Spekulują, że celebrytka pokusiła się o tzw. lip lift, czyli chirurgiczne modelowanie ust. Nie są to tymczasowe wypełniacze, ale stała zmiana kształtu i wielkości warg.
"Co Pani zrobiła ze swoją twarzą? Jakoś tak inaczej. Najbardziej widać w okolicy ust"; "Inna buzia. Ładnie, inaczej. Nowa Małgorzata"; "Gdzie zrobiła pani lip lift? Oraz czy pani poleca?"; "Widać bliznę pod nosem po lip lift" – piszą w komentarzach fanki, a Małgorzata Rozenek-Majdan niczego na razie nie komentuje.
Witajcie w kulturze klonów. Wszyscy wyglądają tak samo
Kolejny zabieg to oczywiście jej sprawa i tylko jej, ale niepokojący jest fakt, że Rozenek-Majdan przestaje powoli przypominać siebie. Wygląda podobnie jak tysiące innych kobiet: z powiększonymi ustami, wygładzonymi zmarszczkami i bruzdami, długimi jasnymi włosami, przyciemnionymi włosami i opaloną karnacją.
To oczywiście żaden przytyk do gwiazdy TVN, ale do kultury, w której żyjemy. Niektórzy nazywają ją kulturą klonów, inni kulturą jednej twarzy. Słowem: goniąc za trendami, coraz więcej osób upodabnia się do modnego (aktualnie) "ideału".
To skutki życia w globalnej wiosce, dominacji influencerów i celebrytów, oceanu treści na YouTube, Instagramie czy TikToku. Wiele i wielu z nas maluje i czesze się tak samo, używa tych samych viralowych kosmetyków, ubiera się w te same viralowe ciuchy, korzysta z tych samych zabiegów medycyny estetycznej, czasami nawet w tych samych klinikach.
Są też tacy, którzy tego nie robią, ale o tym marzą, bo chcą wyglądać modnie/ładnie/tak jak inni/jak koleżanka/jak ulubiona influ. Żeby się wpasować i być trendy. Być pięknym.
W kulturze to oczywiście nic nowego: zwykle jako piękne postrzegało się to, co modne. Zmieniały się kanony piękna, a mit urody za każdy razem prężnie działał i zbierał swoje żniwa, bo ludzie jak szaleni biegli za kanonami. A dziś piękne są: pełne usta, nie wąskie; większe piersi, nie "deska"; gęste brwi, nie te cienkie; długie paznokcie z hybrydami, nie te krótkie i niepomalowane; lekko opalona skóra, nie ta blada; długie włosy, nie krótkie; szczupła sylwetka, nie okrągła.
Dziś mamy taki przepływ informacji i możliwości, że faktycznie możemy upodobnić się bezproblemowo do "ideału". Rezultatem są klony. Wystarczy spojrzeć na obsadę randkowo-plażowych reality shows, do których wybiera się atrakcyjnych ludzi paradujących w kostiumach kąpielowych. Obecnie trudno ich rozróżnić, szczególnie dziewczyny. Są praktycznie identyczne.
Nasza gonitwa za ideałem, owszem, już sama w sobie jest czerwoną flagą, ale zasmuca i niepokoi fakt, że rezygnujemy ze swoich cech charakterystycznych. Cech, dzięki którymi jesteśmy oryginalni i unikatowi. Tyczy się to również cech etnicznych, bo wiele kobiet azjatyckiego pochodzenia zmienia kształt oka, a Afroamerykanek – prostuje włosy. Czyli upodabniamy się do innych, żeby wyglądać wspaniale, wróć: czuć, że wyglądamy wspaniale.
Tylko że to bujda. Może jesteśmy atrakcyjni, zachwycający i modni, ale... tacy sami. Nieciekawi, nieoryginalni. Wszystko to, co nas odróżniało, ukryliśmy lub zmieniliśmy w coś innego. Efekt to papka idealnych ludzi, a ideały są nudne i tak naprawdę nie istnieją.
A raczej istnieją wirtualnie i w naszych głowach, bo wpaja je nam kultura, w której żyjemy. Problem jest taki, że nawet one w końcu się zmienią. Gwarantuję. Może warto zostawić je w cholerę? Albo przynajmniej nie biec ślepo za każdą modą? Just saying.