Marianna Schreiber szokuje swoją kolejną decyzją w social mediach. Żona polityka PiS właśnie oznajmiła, że za określoną liczbę "serduszek" zrobi sobie... operację piersi. To jej ciało i jej wybór, ale tutaj chodzi o coś więcej. Ten wybór oddała właśnie w ręce internautów. Czytając ten post, nasunęło mi się jedno pytanie: co jeszcze Schreiber zrobi dla zasięgów – aż strach pomyśleć.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Od tamtej pory celebrytka nie daje o sobie zapomnieć. Imała się już przeróżnych zajęć: próbowała robić karierę polityczną, została żołnierką, a teraz jeszcze walczy ze freak fightach.
Schreiber aktywnie udziela się też w social mediach. Nie boi się publikować śmiałych i często kontrowersyjnych opinii. Ostatnio głośno zrobiło się o jej zdjęciach. Niektórzy zaczęli ją hejtować za to, że eksponowała swoją sylwetkę, w tym piersi.
Teraz jednak celebrytka poszła o krok dalej. "Na 7 k serduszek i 70 k obserwacji powiększam sobie cycki. (...) Macie czas do 15 lipca" – napisała.
Niektórzy z niedowierzaniem podeszli do tego wpisu. "Ty tak na serio?"; "Zbieram zakłady, że zbiera tylko obserwujących i nie powiększy sobie piersi" – czytamy w komentarzach.
Znaczna większość była jednak zniesmaczona tym, co robi Schreiber, a ten post przelał czarę goryczy. "Kobieta, która już serio żebra o uwagę"; "Czego się nie robi dla zasięgów"; "Cycki za lajki? Kiedy tak nisko upadłaś?" – pojawiły się głosy.
"Pani Marianno, czy warto ingerować w swoje ciało jeśli decydować mają obcy ludzie? Czy nie ma Pani własnego zdania? To poważna operacja, a Pani chce takie rzeczy zrobić, bo ktoś wirtualnie nabije Pani serduszek?" – zastanawiał się internauta.
Władza nad własnym ciałem za... lajki?
Też zadałam sobie te pytania, gdy zobaczyłam publikację Schreiber. Czy naprawdę żyjemy w świecie, gdzie celebrytce decyzję o operacji piersi dyktują... "serduszka" i lajki? Mam nadzieję, że jednak nie...
Z jednej strony Marianna Schreiber – tak jak każda inna kobieta – może sobie zrobić operację, czego tylko chce i nie musi się z tego tłumaczyć, bo w końcu jej ciało, to jej wybór. Ale chodzi tutaj właśnie o to, że oddała ten wybór... internautom. Jak dla mnie – nie do pomyślenia.
Oddawanie władzy nad własnym ciałem dla lajków – serio? Oby okazało się, że to tylko nieśmieszny żart lub wkrętka.
W chwili pisania tego artykułu do osiągnięcia "celu" Schreiber brakuje ok. 20 k obserwacji, a lajków ma już nawet więcej niż zakładała.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.