logo
Polak zwycięzcą Wimbledonu. Jan Zieliński wzniósł trofeum Fot. Kirsty Wigglesworth/Associated Press/East News
Reklama.

Wimbledon to z pewnością wyjątkowy punkt każdego sezonu tenisowego. W końcu to najdłużej rozgrywany turniej tenisowy w historii. I choć dość szybko pożegnała się z nim polska mistrzyni Iga Świątek, to powody do dumy i świętowania dał nam Jan Zieliński. W parze z Su-Wei Hsieh w finale pokonali 6:4, 6:2 duet Giuliana Olmos-Santiago Gonzalez.

Spektakl jednego aktora. Jan Zieliński zachwycił w finale Wimbledonu

Polak w parze z Tajwanką Su-Wei Hsieh gra dopiero od początku roku, ale już teraz można powiedzieć, że ten duet to istna petarda. W pierwszym wspólnym turnieju na Australian Open sięgnęli po mistrzostwo. Tak dobrze nie było podczas Rolanda Garrosa, gdzie odpadli w półfinale.

Jak się okazuje, na razie jest to ich jedyny przegrany mecz. Przez Wimbledon przeszli bowiem jak burza. Wystarczy wspomnieć, że w drodze do finału przegrali tylko jednego seta! Dominację potwierdzili także podczas ostatniego na turnieju meczu z meksykańską parą Olmos-Gonzalez.

Koncertowo wyglądał już początek, ponieważ spotkanie zaczęło się od przełamania na Santiago Gonzalezie. W grze mieszanej to nie lada wyczyn. Polsko-tajwańska para mogła zamknąć pierwszego seta wynikiem 6:3, ale ostatecznie wygrali 6:4, bo rywale wybronili piłki meczowe.

Ręce same składały się do oklasków. Tak szalał Jan Zieliński w Londynie

Para Jan Zieliński-Su-Wei Hsieh zachwycała w każdym elemencie. Jednak to Polak był największą gwiazdą tego spotkania. Świetnie czytał grę i co chwila przecinał zagrania rywali, kończąc piłkę za piłką.

– Ręce same składają się do oklasków! To jest koncert – krzyczał w pewnym momencie komentator, nie mogąc powstrzymać emocji. Z opanowaniem ich problemy mogli mieć kibice, choć druga partia tego spotkania niemalże całkowicie odbywała się pod dyktando polsko-tajwańskiego duetu.

Po przegraniu pierwszego gema, trzy kolejne należały do "naszego" duetu. Niezwykle zacięta była walka w piątym secie, gdzie kilkukrotnie dochodziło do stanu równowagi. Ostatecznie więcej szczęścia mieli tam Meksykanie, którzy doprowadzili do stanu 3:2.

Jednak był to ostatni gem, jakiego oddał im duet Zieliśki-Hsieh. Koncertowa gra sprawiła, że już kilkanaście minut później to właśnie oni mogli wznieść trofeum za zwycięstwo w londyńskim Wimbledonie.

Jan Zieliński podsycił apetyty przed igrzyskami olimpijskimi

Świetna gra Zielińskiego cieszy z dwóch powodów. Po pierwsze, po porażce Igi Świątek w trzeciej rundzie i odpadnięciu Huberta Hurkacza w drugiej rundzie, Polacy mieli komu kibicować do ostatniego dnia zmagań. Po drugie za niespełna dwa tygodnie rozpoczynają się igrzyska olimpijskie, w których może wziąć udział.

Jednak w tej drugiej sytuacji jego los nie jest pewien. Jan Zieliński miał zagrać w turnieju deblowym razem z Hubertem Hurkaczem. Ten jednak po odpadnięciu z Wimbledonu wydał lakoniczny komunikat w którym poinformował o kontuzji kolana. W ten sposób występ Zielińskiego stanął pod znakiem zapytania.

Sonda

Czy Hubert Hurkacz wystąpi na igrzyskach olimpijskich w Paryżu?

51 odpowiedzi

"Po tym jak doznałem kontuzji kolana na Wimbledonie, pierwsze badania lekarskie są już za mną. Będę teraz potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie i zrobić dalsze testy medyczne już w domu w Polsce. Mój zespół i ja przekażemy bardziej szczegółowe informacje tak szybko, jak to możliwe" – informował sportowiec po tym, jak odpadł z Wimbledonu.

Na ten moment wiadomo, że Hurkacz ma problem z łąkotką poboczną. Najskuteczniejszym sposobem na wyleczenie tej kontuzji byłaby operacja, ale ta wykluczyłaby go z igrzysk. Dlatego najlepszy polski tenisista zdecydował się na mniej inwazyjny zabieg.

Walka z czasem trwa, a stawka jest naprawdę wysoka. Hurkacz oprócz debla z Zielińskim ma zagrać również w mikście z Igą Świątek, a także wziąć udział w grze indywidualnej. Jego nieobecność oznaczałaby zatem stratę aż trzech szans medalowych.

Czytaj także: