Na taki dzień Polacy czekali od lat. Po jednostronnym finale Polak, a dokładnie Jan Zieliński mógł wznieść trofeum za zwycięstwo w Wimbledonie. Dokonał tego grając w parze z Su-Wei Hsieh.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wimbledon to z pewnością wyjątkowy punkt każdego sezonu tenisowego. W końcu to najdłużej rozgrywany turniej tenisowy w historii. I choć dość szybko pożegnała się z nim polska mistrzyni Iga Świątek, to powody do dumy i świętowania dał nam Jan Zieliński. W parze z Su-Wei Hsieh w finale pokonali 6:4, 6:2 duet Giuliana Olmos-Santiago Gonzalez.
Spektakl jednego aktora. Jan Zieliński zachwycił w finale Wimbledonu
Polak w parze z Tajwanką Su-Wei Hsieh gra dopiero od początku roku, ale już teraz można powiedzieć, że ten duet to istna petarda. W pierwszym wspólnym turnieju na Australian Open sięgnęli po mistrzostwo. Tak dobrze nie było podczas Rolanda Garrosa, gdzie odpadli w półfinale.
Jak się okazuje, na razie jest to ich jedyny przegrany mecz. Przez Wimbledon przeszli bowiem jak burza. Wystarczy wspomnieć, że w drodze do finału przegrali tylko jednego seta! Dominację potwierdzili także podczas ostatniego na turnieju meczu z meksykańską parą Olmos-Gonzalez.
Koncertowo wyglądał już początek, ponieważ spotkanie zaczęło się od przełamania na Santiago Gonzalezie. W grze mieszanej to nie lada wyczyn. Polsko-tajwańska para mogła zamknąć pierwszego seta wynikiem 6:3, ale ostatecznie wygrali 6:4, bo rywale wybronili piłki meczowe.
Ręce same składały się do oklasków. Tak szalał Jan Zieliński w Londynie
Para Jan Zieliński-Su-Wei Hsieh zachwycała w każdym elemencie. Jednak to Polak był największą gwiazdą tego spotkania. Świetnie czytał grę i co chwila przecinał zagrania rywali, kończąc piłkę za piłką.
– Ręce same składają się do oklasków! To jest koncert – krzyczał w pewnym momencie komentator, nie mogąc powstrzymać emocji. Z opanowaniem ich problemy mogli mieć kibice, choć druga partia tego spotkania niemalże całkowicie odbywała się pod dyktando polsko-tajwańskiego duetu.
Po przegraniu pierwszego gema, trzy kolejne należały do "naszego" duetu. Niezwykle zacięta była walka w piątym secie, gdzie kilkukrotnie dochodziło do stanu równowagi. Ostatecznie więcej szczęścia mieli tam Meksykanie, którzy doprowadzili do stanu 3:2.
Jednak był to ostatni gem, jakiego oddał im duet Zieliśki-Hsieh. Koncertowa gra sprawiła, że już kilkanaście minut później to właśnie oni mogli wznieść trofeum za zwycięstwo w londyńskim Wimbledonie.
Jan Zieliński podsycił apetyty przed igrzyskami olimpijskimi
Świetna gra Zielińskiego cieszy z dwóch powodów. Po pierwsze, po porażce Igi Świątek w trzeciej rundzie i odpadnięciu Huberta Hurkacza w drugiej rundzie, Polacy mieli komu kibicować do ostatniego dnia zmagań. Po drugie za niespełna dwa tygodnie rozpoczynają się igrzyska olimpijskie, w których może wziąć udział.
Jednak w tej drugiej sytuacji jego los nie jest pewien. Jan Zieliński miał zagrać w turnieju deblowym razem z Hubertem Hurkaczem. Ten jednak po odpadnięciu z Wimbledonu wydał lakoniczny komunikat w którym poinformował o kontuzji kolana. W ten sposób występ Zielińskiego stanął pod znakiem zapytania.
"Po tym jak doznałem kontuzji kolana na Wimbledonie, pierwsze badania lekarskie są już za mną. Będę teraz potrzebował trochę czasu, aby dojść do siebie i zrobić dalsze testy medyczne już w domu w Polsce. Mój zespół i ja przekażemy bardziej szczegółowe informacje tak szybko, jak to możliwe" – informował sportowiec po tym, jak odpadł z Wimbledonu.
Na ten moment wiadomo, że Hurkacz ma problem z łąkotką poboczną. Najskuteczniejszym sposobem na wyleczenie tej kontuzji byłaby operacja, ale ta wykluczyłaby go z igrzysk. Dlatego najlepszy polski tenisista zdecydował się na mniej inwazyjny zabieg.
Walka z czasem trwa, a stawka jest naprawdę wysoka. Hurkacz oprócz debla z Zielińskim ma zagrać również w mikście z Igą Świątek, a także wziąć udział w grze indywidualnej. Jego nieobecność oznaczałaby zatem stratę aż trzech szans medalowych.