Fala internetowej miłości, która zalała Ralfa Schumachera po coming oucie, jest nieprzebrana. Były kierowca wyścigowy i młodszy brat Michaela zebrał blisko pół miliona lajków i mnóstwo wspierających komentarzy pod swoim postem na Instagramie. To świetnie, ale jest pewien problem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dwaj mężczyźni czule obejmujący się na tle zachodzącego słońca. Obok podpis: "Najpiękniejszą rzeczą w życiu jest mieć u boku odpowiedniego partnera, z którym można dzielić się wszystkim". Po tym jednym zdaniu Ralfa Schumachera internet eksplodował. Z wielu stron posypały się gratulacje i życzenia szczęścia dla niemiecko-francuskiej pary. O swoim nieustającym wsparciu publicznie zapewnił Ralfa jego 22-letni syn David, notabene także kierowca wyścigowy.
Cofnijmy się o prawie dekadę. "Bo jest 2015 rok" – tak na pytanie o rząd, w którym panowała równowaga kobiet i mężczyzn, odpowiedział świeżo upieczony premier Kanady Justin Trudeau. Jego zdumione spojrzenie i gest rozłożonych rąk obiegły cały świat. Dziś świat ekscytuje się Ralfem Schumacherem, który tuż przed pięćdziesiątką przestał ukrywać, kim jest. Jest 2024 rok, a coming out nadal jest wydarzeniem, które robi furorę w mediach. Albo po prostu: nadal jest wydarzeniem, kropka. A już dawno nie powinien.
To kamyk rozmiarów głazu do ogródka działaczy sportowych i kibiców. Czy Schumacher mógłby zrobić karierę w Formule 1, gdyby nie udawał, że jest hetero? Czy byłby uważany za "prawdziwego" sportowca, gdyby nie maskował… no właśnie, prawdy? Czy kibice zdzieraliby dla niego gardła niezależnie od płci osoby, którą kocha?
To wyjątkowo trudna sytuacja, bo gra trwa cały czas, a nie raz na cztery lata. Łaska opinii publicznej jeździ na pstrym koniu. Uwielbienie fanów i pieniądze sponsorów można stracić w mgnieniu oka. Niby nie ma przymusu bycia hetero, ale jednak jest. Tak jakby w sportowych zmaganiach robiło różnicę, czy atletę na trybunach wspierają WAGS czy HABS (Husbands and Boyfriends, czyli mężowie i chłopaki; nie wiem, czy taki skrótowiec istnieje, tworzę go na wzór Wives and Girlfriends).
Coming out po pół wieku
Ralf Schumacher mógł pozwolić sobie na wypisanie się z tej smutnej rywalizacji dopiero na wyścigowej emeryturze. Nadal pracuje w branży sportowej, ale nie jest już czynnym zawodnikiem. To racjonalny tajming z osobistego punktu widzenia, ale też dowód na to, jak wiele w sporcie zostało do zrobienia w kwestii wykorzenienia homofobii. Trzeba czegoś więcej niż czekanie, aż samo się ułoży. Więcej też niż pokazowe gesty.
Nawet one jednak drażnią niektórych kibiców, którzy skutecznie pilnują tego, by niemająca nic wspólnego z fair play gra pozorów trwała. Sportowcy mają być hetero lub o ich życiu osobistym ma nie być wiadomo nic. "Po co mi ta wiedza" – brzmi jeden z komentarzy po głośnym wpisie Niemca. Takie uwagi nie pojawiają się na przykład w kontekście obfitych doniesień o partnerkach piłkarzy. I nie jest to przypadek.
Przyjdzie czas, gdy płeć partnera sportowca lub sportowczyni będzie budzić tyle emocji, co kolor jego lub jej oczu. Nie będzie coming outów, bo nie będzie szafy, z której można wychodzić. Najważniejszy będzie sport. Przecież o to w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, prawda?
Jest 2024 rok, a nadal lwia część sportowczyń i sportowców LGBTQ bierze udział w "olimpiadzie". Rywalizują sami ze sobą. Dyscyplina: udawanie heteroseksualistów.