Przez niemal dwa tygodnie Polska żyła sprawą Izabeli P. Kobieta zniknęła na autostradzie A4 i nie było jej przez 11 dni. Kolejne informacje o tej sprawie nadal poruszają Polaków. Dlaczego tak się stało akurat w przypadku jej historii, skoro w naszym kraju nie brakuje różnych zaginięć i spraw kryminalnych? Nasza redakcja zapytała o to Jana Gołębiowskiego, psychologa kryminalnego, biegłego sądowego oraz profilera.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Nie wiem, dlaczego niektóre sprawy zostają nagłośnione, a niektóre nie, jedne się przebijają, drugie nie – przyznaje w rozmowie z naTemat Jan Gołębiewski.
I dodaje: – Iwona Wieczorek to długi proces spirali medialnej, którą podkręcił dość wcześnie Rutkowski, potem Polsat. A Izabela P.? Nie wiem.
Profiler zauważa, że sprawą zaginionej P. wszyscy szybko się zajęli, szybko zyskała rozgłos. – Nie wiem, czy częściej ta kariera medialna dotyczy kobiet? Jaworek był popularny, chociaż to nie zaginięcie, a zabójstwo. Ale zabójstw też jest kilkaset rocznie, a nie robią z nikim innym memów, a z Jaworkiem owszem. Chyba coś na początku musi kliknąć, a potem sprawa żyje własnym życiem. Widać też efekt kuli śnieżnej – mówi ekspert.
A gdzie on sam szukałby rozwiązania zagadki zaginięcia i odnalezienia się Izabeli P.? – Zawsze trzeba szukać w przeszłości. Jak tam nic nie ma, to oznacza, że to, co się stało, musiało być przypadkowe – stwierdza.
Gołębiewski zauważa przy tym, że całej sprawie zainteresowanie medialne może szkodzić. – To raczej przeszkadza. Nawet w przypadku, kiedy policja zwraca się do społeczeństwa z prośbą o informacje, pojawia się milion doniesień, które trzeba sprawdzać. Więc jest obciążenie. W tym przypadku pojawiają się teorie spiskowe, które też trzeba sprawdzać – zaznacza.
Izabela zapukała do drzwi swoich znajomych. Ci z kolei wezwali na miejsce policję i zespół ratownictwa medycznego. Na szczęście kobieta jest cała i zdrowa. Na prokuraturze stwierdziła jednak, że nie chce kontaktować się z rodziną i nie zgadza się, by przekazywać mediom, gdzie obecnie przebywa.
Cały czas nie wiadomo, co działo się z 35-latką między 9 a 20 sierpnia. Dziennikarze Onetu skontaktowali się z mężem kobiety, Tomaszem. Ten, pytany o to, czy niechęć do nawiązywania kontaktu dotyczy rodziny, czy zgromadzenia świadków Jehowy, odpowiedział krótko: – Z pewnością nie chodzi o naszą organizację.
– Pewnie się wstydzi i jest jej głupio, jak każdemu mogłoby być. A może się coś stało? Nic nie wiemy. Mamy szczęśliwy finał i trzeba się z tego cieszyć – dodał.
Media: Sytuacja rodzinna Izabeli była trudna
Wcześniej świadkowie Jehowy wraz z policją przeszukiwali miejsce jej zaginięcia. Zebrała się wtedy grupa 120 osób z tej wspólnoty religijnej.
Jak opowiadała też jedna ze znajomych kobiety w rozmowie z portalem Onet, "w ostatnich tygodniach Iza wyglądała jak trup". – Przestała się malować, była mocno zaniedbana, niewyspana i zapłakana. Części osób żaliła się o swoich problemach w małżeństwie, ale u nich zawsze były jakieś kłopoty, ciągle im się nie układało – mówiła.
Kobieta dodała również, że Izabela miała wspominać w pracy, że chce odejść od wiary. Pracowała w szpitalu. – Wśród Świadków Jehowy separacja, rozwody i w ogóle rozpady małżeństwa są nie do zaakceptowania – podkreśliła. Jedna z anonimowych rozmówczyń zwróciła uwagę na to, że właściwie Izabela i jej mąż rozstali się, małżeństwem byli już tylko na papierze.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.