Smolasty podpadł ostatnio swoim fanom. Nie dość, że spóźnił się na swój koncert w Nysie, to w dodatku w pewnym momencie zaczął wyzywać swojego menadżera i stwierdził, że go zwalnia. Zgromadzona publiczność była mocno zawiedziona zachowaniem rapera i... wcale jej się nie dziwię.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Festiwal Ognia i Wody nad jeziorem Nyskim zapowiadano już od kilku tygodni. 24 sierpnia ok. godziny 22:30 gwiazdą główną miał być Smolasty.
Wcześniej tego samego dnia gwiazdor występował jeszcze w Częstochowie na Summer Festivalu. Do jednej z mniejszych miejscowości w gminie Nysa miał się spóźnić kilka godzin. Nietrudno się domyślić, że już w tamtym momencie cierpliwość zgromadzonej przed sceną publiczności została wystawiona na próbę.
Dziś w sieci zyskują popularność filmiki, na których Smolasty w końcu wychodzi na scenę, ale nie śpiewa, tylko zaczyna przemawiać.
"Smolasty spóźniony dwie godziny tłumaczy się, dlaczego nie może kontynuować koncertu, zwalając całą winę na swojego managera, który ustawia mu dwa koncerty dziennie, a on jest za bardzo zmęczony. Pod naciskiem publiczności kontynuuje i kończy koncert, ale w bardzo słabym stylu..." – czytamy w opisie nagrania, na którym słychać rapera i... mocno emocjonalne reakcje widowni.
Gwiazdor stwierdził, że jest na tyle zmęczony, że nie jest w stanie dać występu. – Ledwo mogę śpiewać. (...) Mam tych koncertów ku**a tyle. Ktoś chce mnie wydoić z hajsu. Jest mi przykro, że nie mogę zaśpiewać piosenki. Mam tak przetyrane gardło. Nie widziałem psa przez trzy tygodnie i matki nawet – narzekał.
I może ta przemowa spotkałaby się z o wiele większym zrozumieniem, gdyby nie fakt, że Smolasty całą winę zrzucił na swojego menadżera, zaczął go wyzywać i powiedział, że go zwolni.
– Mój menadżer w***ł mnie w taką trasę koncertową, gdzie k***a mam dwa koncerty dziennie. Muszę jeździć po całej Polsce, ledwo żyję, p****ę go w d***ę, zwalniam go dzisiaj i po prostu nie dajcie się nikomu wykorzystywać – rzucił ze sceny.
To jednak jeszcze bardziej zdenerwowało osoby z publiczności. Na koniec próbował załagodzić sprawę, mówiąc: – Ja jestem totalnie przemęczony i ledwo żyję, potrzebuję być podłączony do kroplówki, żeby tu zagrać koncert dla was, ale kocham was za to, że tu jesteście.
To nie pomogło. Po tych słowach widownia najpierw wybuczała Smolastego, a potem krzyczała "dawaj". Z komentarzy pod filmikami dowiadujemy się, że raper "pod naporem publiczności w końcu zaśpiewał kilka piosenek".
Cóż, ale niesmak po jego "występie" pozostał. Próbowaliśmy się skontaktować w tej sprawie z managementem Smolastego. – Nie jestem w stanie tego skomentować – zareagował mężczyzna po drugiej stronie słuchawki.
Nie zamierzam rozsądzać, kto w tej sytuacji miał rację, a kto nie. I nie mam też zamiaru podważać słów gwiazdora o jego stanie zdrowia, ale nasuwa mi się pewna myśl.
Serio Smolasty? Musiałeś nawyzywać swojego menadżera przed publicznością, która czekała od kilku godzin i zapłaciła za bilet na Festiwal? Czy scena koncertowa to dobre miejsce do załatwia spraw pomiędzy artystą a menadżerem? No nie jestem przekonana. I nie dziwię się, że publiczność tak zareagowała.
W końcu każdy miał lub kojarzy złego szefa. A Smolasty niestety po ostatnich "popisach" stał się jego uosobieniem.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.