Polacy raczej nie należą do tych, którzy wstrzymują nogę. Wręcz przeciwnie. Lubimy szybką i ryzykowną jazdę, która regularnie kończy się tragicznie. Motocykliści znaleźli jednak sposób na to, żeby jeździć szybko i nie płacić mandatów. Metoda "na Ukraińca" działa, ale jest ryzykowna.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tegoroczne lato zachęcało motocyklistów do jazdy. Ciepła i słoneczna aura z rzadkimi opadami deszczu zachęciła wielu do wycieczek. Niestety możliwości silników kuszą, przez co wielu fanów dwóch kółek przekracza maksymalną dozwoloną prędkość, czasami znacznie. Fotoradary często robią im zdjęcia, ale z egzekwowaniem kar bywa już różnie.
Motocykliści uciekają przed odpowiedzialnością metodą "na Ukraińca"
Brak przednich tablic rejestracyjnych nie jest przeszkodą dla fotoradarów. Najnowsze urządzenia bez trudu fotografują motocyklistów od tyłu, dzięki czemu tablice są dobrze widoczne i wiadomo, komu trzeba wysłać mandat za przekroczenie prędkości. Tu jednak pojawia się problem.
Kierowcy motocykli jeżdżą w kaskach, przez co nie da się ich zidentyfikować, a obowiązkiem osoby, która otrzyma mandat ze zdjęciem z fotoradaru, jest wskazanie, kto w tym czasie prowadził pojazd. I w tym właśnie momencie motocykliści sięgają po metodę "na Ukraińca".
Wystarczy powiedzieć, że motorem jechał Ukrainiec, najlepiej taki, który na stałe nie przebywa w Polsce, żeby uniknąć odpowiedzialności. Jak przypomina polsatnews.pl, w Polsce nie mamy systemu wymiany informacji o kierowcach spoza Unii Europejskiej. Oprócz Ukrainy takimi krajami są także Rosja, czy Białoruś. Kiedy więc właściciel motocykla informuje, że pojazdem kierował obywatel któregoś z tych krajów, sprawa jest umarzana, bo nie da się ustalić sprawcy tego wydarzenia.
Korzystasz z metody "na Ukraińca"? Kara może być gorsza niż mandat
Korzystanie z opisanej powyżej metody jest oczywiście nieetyczne, a przede wszystkim nielegalne i niebezpieczne. Ostatecznie chodzi o to, żeby na naszych drogach było bezpiecznie, a nie, żeby niebezpieczni kierowcy nie ponosili kary za swoje przewinienia.
Warto też pamiętać, że jeżeli motocyklista zostanie złapany na próbie oszustwa, czeka go dotkliwa kara. Może bowiem zostać pociągnięty do odpowiedzialności za składanie fałszywych zeznań. A wtedy kara jest zdecydowanie wyższa niż tylko mandat i punkty karne.
Zgodnie z art. 233 Kodeksu karnego za podanie nieprawdziwych danych w celu uniknięcia odpowiedzialności w więzieniu można spędzić nawet trzy lata.
Quiz: 15 pytań z egzaminu na prawo jazdy. Niektórzy wykładają się już na pierwszym!
Nie powiesz, kto prowadził motocykl? Zapłacisz dwa razy więcej
Innym popularnym rozwiązaniem wśród kierowców, które również nie popłaca, jest niewskazanie osoby, która prowadziła motocykl. Jednak za to kara może być znacznie wyższa niż za przekroczenie dozwolonej prędkości. Zgodnie z polskim prawem przewidziano za to grzywnę w wysokości od 800 do nawet 8 tys. zł. Wszystko zależy od tego, jaka była skala wykroczenia.
Jeśli sprawa dotyczy tylko przekroczenia prędkości, wówczas kara wyniesie dwukrotność wysokości mandatu (ale nie mniej niż 800 zł). Zdecydowanie więcej trzeba zapłacić za niewskazanie sprawcy, kiedy ten doprowadził do powstania zagrożenia w ruchu drogowym. Wówczas kara wyniesie minimum 2 tys. zł. Natomiast, kiedy kierowca motocykla mógł dokonać przestępstwa, wówczas właściciel pojazdu zapłaci karę w wysokości minimum 4 tys. zł.