Rodzina znanych rajdowców z Lubelszczyzny została oskarżona o oszustwo podczas sprzedaży legendarnego lamborghini aventador. Mimo zabezpieczenia auta przez prokuraturę, samochód zniknął z garażu oskarżonego Zbigniewa S. W tle sprawy pojawiają się zarzuty kierowania grupą przestępczą oraz kontrowersje związane z kontaktami Sebastiana S. z policją. Kulisy afery ujawniła "Gazeta Wyborcza".
Reklama.
Reklama.
Znana rodzina rajdowców z Lubelszczyzny została oskarżona o oszustwo podczas sprzedaży legendarnego lamborghini aventador. Sprawą zajęły się policja i prokuratura, a szczegóły opisała "Gazeta Wyborcza".
Lamborghini za ponad milion rozpłynęło się w powietrzu. Znani rajdowcy z zarzutami
Według śledczych rodzina S. sprowadzała uszkodzone sportowe auta z państw arabskich, remontowała je i dokumentowała naprawy. Lamborghini aventador, produkowane w latach 2011-2022, osiąga obecnie wysokie ceny na aukcjach, a na Lubelszczyźnie zostało wystawione za okazyjne 963 tys. zł.
Do oszustwa miało dojść podczas sprzedaży samochodu handlarzowi zChorwacji, Josipowi B. W Kraśniku, syn rajdowca Sebastian S. i Dawid S., przedstawiony jako właściciel lamborghini, spotkali się ze współpracownikami Josipa B.
Po wpłacie pieniędzy na konto Sebastian S. ogłosił, że cena auta wzrosła z 225 tys. euro do 450 tys. euro i że samochód należy do jego ojca. Wkrótce kontakt z rodziną S. się urwał, a Josip B. nie otrzymał auta.
W trakcie dochodzenia, Dawid S. skontaktował się z Josipem B., twierdząc, że stał się właścicielem samochodu. Obaj spotkali się w banku w Kraśniku, aby zawrzeć ugodę. Podczas spotkania Dawid S. ukradł swoją umowę kupna lamborghini od Zbigniewa S. z pliku dokumentów. Chorwat ponownie nie otrzymał samochodu, co skłoniło go do dalszych działań prawnych.
Jesienią 2023 roku sprawa trafiła do prokuratury w Kielcach. Rodzina rajdowców i Dawid S. usłyszeli zarzuty, w tym kierowania grupą przestępczą. Sebastian S. spędził osiem miesięcy w areszcie, natomiast jego ojciec, Zbigniew S., uniknął kary, ponieważ podczas transakcji przebywał w Niemczech.
Śledczy badają także wątek potencjalnych kontaktów Sebastiana S. z policją, która mogła przekazywać mu ważne informacje w trakcie postępowania. Lamborghini zostało zatrzymane jako dowód w sprawie oraz na pokrycie ewentualnych kosztów postępowania.
Zamiast trafić na parking policyjny, gdzie nie miało odpowiedniego zabezpieczenia, decyzją prokuratury zostało umieszczone w garażu Zbigniewa S. Na początku czerwca samochód zniknął z siedziby firmy, co ustaliła "Wyborcza".
W tym samym czasie na emeryturę przeszedł prokurator prowadzący śledztwo. Syn Zbigniewa S. oświadczył, że jego ojciec sprzedał auto klientowi z Niemiec, ponieważ w trakcie śledztwa było ono jego własnością.