To, co przez ponad 5 lat przeżywała 30-letnia dziś Małgorzata, jest jak historia z powieści kryminalnej. Kobieta poznała 35-letniego Mateusza przez internet. Dość szybko postanowiła się z nim spotkać w realu. Tak zaczął się jej pełen przemocy i okrucieństwa dramat.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Kiedy w 2008 roku na jaw wyszła sprawa Josefa Fritzla, który latami więził i wykorzystywał seksualnie swoją córkę, o historii dziewczyny pisał cały świat. Teraz Polska niestety doczekała się podobnej historii. Dramat 30-letniej Małgorzaty rozpoczął się 1 stycznia 2019 roku i trwał nieprzerwanie do 28 sierpnia 2024 roku. O tym, co w tym czasie działo się w pozbawionym okien chlewiku niedaleko Głogowa (woj. dolnośląskie), kobieta opowiedziała najpierw lekarzom, a później policji.
Bił, gwałcił, głodził i więził. Dramat z Głogowa
O sprawie jako pierwszy poinformował lokalny serwis myglogow.pl. To właśnie dziennikarzom tej redakcji udało się dotrzeć do kobiety, która przez ponad 5 lat była niewolnicą seksualną 35-letniego Mateusza. Jak opowiedziała, mężczyznę poznała w sieci i zdecydowała się z nim spotkać. Jednak ten wykorzystał sytuację w odrażający sposób.
Kobieta trafiła do wybudowanego z kamienia chlewika, bez dostępu do okien, środków higienicznych i kontaktu ze światem zewnętrznym. Jedyną osobą, z którą miała kontakt, był jej oprawca. Ten przez ponad 5 lat bił ją, gwałcił, głodził, polewał zimną wodą, a dopiero, kiedy "była grzeczna", pozwalał się wykąpać.
W trakcie niewoli kobieta zaszła w ciążę. Dziecko urodziła w szpitalu w Głogowie, ale 35-latek zmusił ją, aby oddała dziecko do adopcji. Do szpitala trafiała jeszcze kilka razy – ze złamaną ręką, nogą i pokiereszowanym od drewnianego kołka odbytem.
– Nie mogłam powiedzieć lekarzom prawdy, bałam się, groził mi, że jak się poskarżę, to będzie jeszcze gorzej – opowiedziała kobieta. Kiedy jednak we wtorek 27 sierpnia mężczyzna wybił jej bark i po raz kolejny przywiózł do szpitala, zaalarmowała lekarzy, a ci policjantów.
Czytaj także:
30-letnia Małgorzata przeżyła prawdziwy horror. Jej oprawca został zatrzymany
– Zakładał mi kominiarkę, żebym nie widziała, gdzie mieszkamy, kiedy wiózł mnie do szpitala. Tak samo, gdy wyprowadzał mnie nocą, abym się umyła. Czasami oblewał mnie tylko szlauchem, ale jak byłam posłuszna, to dostawałam ciepłą wodę – opowiedziała 30-latka dziennikarzom.
– Obwiniał mnie za swoją niemoc. Wkładał mi wtedy latarkę do ust i rozrywał wargi – mówiła. Bark wybił jej, ponieważ nie zaspokoiła jego potrzeb seksualnych. – To zdarzało się ostatnio bardzo często. Wtedy byłam bita i nie dostawałam jeść. Karmił mnie lepiej, dopiero jak nie miałam już sił, kiedy bolało mnie w klatce piersiowej. Bał się chyba, że umrę – dodała.
Czytaj także:
Oprawca z Głogowa zatrzymany. Rodzina o niczym nie wiedziała
35-letni Mateusz jest już w rękach policji. W piątek 30 sierpnia został doprowadzony do prokuratury, gdzie usłyszał zarzuty. Na liście znalazły się m.in. te dotyczące znęcania się i pozbawienie wolności młodej kobiety.
– Przetrzymywanie w pomieszczeniu gospodarczym z ograniczonym dostępem do wody, środków higienicznych, bez dostępu do światła słonecznego, a także bicie pięścią oraz wężem, deską i lampką po całym ciele, kopanie, przyduszanie, popychanie, wykręcanie rąk, izolowanie, kontrolowanie, poniżanie, ograniczanie dostępu do jedzenia, grożenie pozbawieniem życia, wyzywanie słowami wulgarnymi, a także wielokrotne doprowadzanie przemocą lub groźbą do obcowania płciowego – wymienia Liliana Łukasiewicz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Legnicy.
Śledztwo, które prokuratura wszczęła w czwartek 29 sierpnia, prowadzone jest w sprawie fizycznego i psychicznego znęcania się ze szczególnym okrucieństwem w okresie od 01.01.2019 do 28.08.2024 r. w Głogowie i w Gaikach. Za to oskarżonemu grozi od 5 do 25 lat pozbawienia wolności.
Dramat 30-latki rozgrywał się na posesji, na której jej oprawca mieszka razem z rodzicami. Chlewik od domu dzieliło zaledwie kilka metrów. Jednak przez ponad pięć lat rzekomo nikt niczego nie słyszał i nie widział.