2 września przed szkołą w Mielcu zebrała się spora grupka protestujących osób. Ludzie sprzeciwili się w ten sposób ograniczaniu lekcji religii. Przyszli dziadkowie, rodzice... nie było widać tylko uczniów. Lepiej zapytajcie, jak kiedyś religia była "upychana" w planie kosztem na przykład zajęć z języka obcego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"My chcemy Boga w książce, w szkole", "Dziś - bez szkoły, jutro - bez dzieci, pojutrze - bez Polski", "Mówimy STOP polityce Tuska!" – takimi hasłami przywitano w Mielcu ministrę edukacji Barbarę Nowacką, która 2 września przyjechała tam na rozpoczęcie roku szkolnego do Zespołu Szkół Technicznych.
Ludzie zorganizowali protest przed budynkiem, śpiewali religijne utwory, mieli ze sobą transparenty. W tłumie pojawili się m.in. dziadkowie i rodzice uczniów oraz lokalni politycy. Przyjechała też była małopolska kurator oświaty Barbara Nowak.
– Protestujemy przeciw polityce tego rządu, szczególnie przeciw działaniom obecnej minister edukacji narodowej Barbary Nowackiej. Ona chce rugować religię ze szkół, chce deprawować nasze dzieci i młodzież, wyrzuca patriotycznie lektury ze szkoły, wprowadza chorą ideologię LGBT – mówił wójt gminy Tuszów Narodowy Andrzej Głaz, a jego wypowiedź cytuje Radio RDN.
Co rzuciło się w oczy? Na zdjęciach i nagraniach, które udostępniono w sieci, przede wszystkim nie widać młodzieży. Protest seniorów, bo tak chyba trzeba nazwać to zgromadzenie, był w obronie uczniów... bez uczniów.
Jasne, znajdzie się grono młodzieży, dla których religia w szkole to ważna sprawa. Ale po pierwsze, nikt tych lekcji ze szkół nie wyprowadza, tylko chce zmienić ich organizację. A po drugie, co trzeba dobitnie podkreślić, lekcje religii w szkołach od lat mają uprzywilejowaną pozycję.
Zapytajcie dzisiejszych 30-latków, jak wyglądały ich plany lekcji w podstawówkach, gimnazjach i liceach, gdzie dwie godziny religii w tygodniu w wielu miejscach były standardem. Brakowało przestrzeni choćby na dodatkową godzinę języka obcego, nie mówiąc już o przedmiotach ścisłych, z których rodzice później musieli płacić za korepetycje przed egzaminami. Zajęcia dodatkowe z matematyki? Oczywiście, ale nie kosztem "wycięcia" religii z planu.
Gdyby ktoś kompletnie spoza polskiego systemu edukacji zobaczył te plany lekcji, mógłby pomyśleć, że muszą być... zatwierdzane przez księdza. A wszystko sprowadza się do tego, że każda szkoła funkcjonowała de facto w trybie katolickim. Religia "dla chętnych", wciśnięta w środek planu dnia to też była iluzja. Po latach nie ogarniam, jak można było dopuścić, że ten absurd przetrwał tyle czasu. I dziwię się, że dzisiaj nawet starsi nie rozumieją, że na tej sytuacji uczniowie przede wszystkim dużo tracą.
Zmiany ws. religii w szkołach
Wiadomo, że rząd Donalda Tuska chce przeprowadzić rewolucję w kwestii nauczania religii w szkołach. – Nie może być tak, że biskupi będą rządzili ministerstwem edukacji – powiedziała w TVN24 minister Nowacka. Dodała, że "już skończyły się czasy, które oglądaliśmy przez osiem lat, a może i czasem więcej, że to episkopat, biskupi pisali prawo".
Przypomnijmy: w roku szkolnym 2024/2025 ocena z religii (lub etyki) nie będzie wliczana do średniej ocen, choć pojawi się na świadectwie. Dyrekcja szkoły będzie mogła też bardziej elastycznie organizować lekcje – jeśli będzie więcej niż siedmiu chętnych uczniów, będzie mogła tworzyć grupy międzyoddziałowe i międzyklasowe dla katechezy.
Wykasowanie religii ze średniej oburzyło prawicę do tego stopnia, że włączyła do akcji Trybunał Konstytucyjny kierowany przez Julię Przyłębską. Ten organ odpowiedział na wniosek kierowanego przez Małgorzatę Manowską Sądu Najwyższego, że wydał postanowienie zabezpieczające, zawieszając stosowanie nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji w sprawie warunków organizowania lekcji religii.