Nikt za prezesa nie musi wpłacać – oświadczył skarbnik PiS Henryk Kowalczyk. To jego reakcja na słowa europosła Obajtka, który tak się zapędził w deklarowaniu swojego oddania dla partii, że zapowiedział, że wpłaci za siebie, ale i za prezesa też może. Jego słowa w PiS niektórzy odebrali jako potwarz dla Kaczyńskiego.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– Jeśli będzie trzeba, to jako europoseł zapłacę o wiele więcej niż pięć tysięcy złotych na PiS, także za prezesa Jarosława Kaczyńskiego – powiedział w rozmowie z "Super Expressem" były prezes Orlenu, a teraz europoseł Daniel Obajtek.
Przypomnijmy, PiSstraciło prawie 11 mln złotych dotacji. Bez darowizn nie jest w stanie normalnie funkcjonować. Jak przekazał 30 sierpnia Mariusz Błaszczak, od września posłowie i senatorowie oraz europosłowie PiS miesięcznie mają przekazywać na partię obowiązkowe kwoty.
Z obliczeń Onetu wynika, że w ciągu roku PiS mógłby zebrać w ten sposób około 3,9 mln zł.
– Nikt za prezesa nie musi wpłacać. Były szef Orlenu może przecież zapłacić większą kwotę niż wymagane minimum – odpowiedział "Super Expressowi" skarbnik PiS Henryk Kowalczyk, były minister finansów (i nie tylko).
Sam Kaczyński publicznie Obajtkowi nie odpowiedział, ani nie podziękował za jego deklaracją. Poinformował za to, że darowizny na konto PiS wpłaciło już około 50 tys. osób, a on sam przelał 10 tysięcy złotych.
– To, co powiedział, jest źle odbierane. Mówię pani uczciwie – źle. Wręcz to negujemy. Mówi się, że nie dorósł. Odebrano to tak, że wychodzi ponad stan. I pokazuje, że jest wielki, bo miał wielkie dojście do kasy, czyli stanowisko. A słowa o prezesie to wręcz upokorzenie prezesa – reaguje jeden z polityków.
– Te słowa są oburzające. Jakby wyśmiewające nas. Powinien mieć pokorę dla każdego posła, bo dzięki tym 231 osobom pełnił tę funkcję i tyle zarabiał – dodaje.
Problemy z RODO
Cała akcja zbierania pieniędzy dla PiS nie obyła się bez poważnego zgrzytu. Partia pierwotnie wymagała, by na przelewie znalazł się numer PESEL osoby wpłacającej. Potem internauci wymyślili, że będą wpłacać minimalne sumy, ale w sposób niezgodny z regulacjami. W związku z tym PiS musiałby teoretycznie zwracać przelewy, co miałoby kosztować partię spore pieniądze, bo za przelewy musi płacić prowizję.
Politycy PiS nieco się zagotowali. "Akcja wpłacania darowizny po 1 gr, by utrudnić działanie PiS-u, to przekazanie nam danych teleadresowych Silnych Razem" – ocenił europoseł Tobiasz Bocheński. A prezes Kaczyński wypalił, że "będziemy wiedzieć, gdzie są Silni Razem" (chodzi o grupę fanatycznych przeciwników PiS).
Te słowa nie spodobały się w Urzędzie Ochrony Danych Osobowych. Urząd wystosował pismo do Kaczyńskiego z prośbą o wyjaśnienia dotyczące zbierania numerów PESEL. Bo wykorzystywanie ich do celów innych ewidencja wpłat na partię byłoby nielegalne. Poza tym PiS zapomniał o poinformowaniu wpłacających o tym, jak ich dane będą chronione.
Efekt był taki, że PiS zrezygnował z wymagania PESEL-u na przelewie. Prezes Kaczyński wyjaśnił pospiesznie, że wynikało to z wewnątrzpartyjnych regulacji, a teraz partia będzie na różne sposoby ułatwiać wpłacanie środków.