Trzy godziny, pięć kawiarni i dwie kawy – taki jest bilans naszego małego "śledztwa" w poszukiwaniu popularnej zawieszonej kawy. I choć momentami sama wędrówka podnosiła ciśnienie, to również nam udało się nie tylko wypić, ale i zawiesić kawę. Sprawdzamy, dokąd trzeba się udać, aby nie tracić kilku godzin na znalezienie darmowej (zawieszonej), a przy tym smacznej kawy.
W internecie aż roi się od informacji o tym dokąd należy się udać, aby zawiesić lub wypić zawieszoną przez kogoś kawę. W naTemat także pisaliśmy na czym polega akcja, która bardzo przypadła do gustu internautom. Chodzi mniej więcej o to, aby idąc na kawę do ulubionego miejsca kupić jedną dla siebie i drugą zawiesić dla kogoś. Pierwszą wypijamy, drugą zaś wypija osoba, która nie może sobie na nią pozwolić. Może nią być zarówno student, bezdomny, ale i każdy, kto ma akurat ochotę na gorący napój, a nie ma przy sobie gotówki. Proste?
Niby tak. Postanowiłem sprawdzić jednak jak jest w rzeczywistości. Czy sympatyczna idea oparta na wzajemnej pomocy to jedynie dobrze przyjęte na Facebooku hasło, czy faktycznie nowa akcja społeczna, która tak jak w innych krajach, przyjmie się także nad Wisłą.
Matka Polka i Ćpun
Niektórzy lubią delektować się kawą w samotności, inni wybierają spotkania i rozmowy "kubek w kubek". Tak też nazywa się pierwsza warszawska kawiarnia, którą odwiedziłem. Według internetowych doniesień miała brać udział w akcji. Tuż po przekroczeniu progu mokotowskiego lokalu zapytałem, czy mógłbym wypić u nich darmową kawę, którą ktoś zawiesił. Nie zdradzałem oczywiście, że jestem dziennikarzem, a jedynie spragnionym czarnego napoju klientem (bez gotówki). – Oczywiście, jaką kawę pan sobie życzy? – usłyszałem od uśmiechniętej baristki, która wskazała mi tablicę z menu.
Okazało się, że zaledwie w ciągu dwóch dni, aż pięć osób zawiesiło kawę dla kogoś innego. Niestety pierwszą osobą, która zapytała o możliwość jej odwieszenia... byłem ja. Do wyboru miałem cappuccino, Latte i espresso. Wybrałem espresso i przedstawiłem się. – Przyłączyliśmy się wczoraj wieczorem i już wtedy były pierwsze osoby, które tę akcję podchwyciły – wyjawiła mi jedna z właścicielek kawiarni. – Kawę zawiesiły osoby w bardzo różnym wieku. Jedna z pierwszych osób powiedziała, że dzisiaj stać ją na kawę dla siebie i być może dla kogoś, ale może za jakiś czas sam skorzysta z kawy zawieszonej. To trochę jak lokata, aby później w chudszych czasach mieć kawę bez gotówki – mówi pełna entuzjazmu Olga Leonowicz.
Popijając espresso zapytałem o obawy, które pojawiają się wśród internautów – że niektóre osoby, które przyjdą po "zawieszoną" kawę mogą odstraszać innych klientów. Współwłaścicielka "Kubek w kubek" twierdzi jednak, że akcja jest bardziej internetowo - telewizyjna i jest kierowana raczej do młodych osób, które często bywają w kawiarniach. – To zjawisko przełamuje szablony. Sama pomyślałam na początku, dlaczego ktoś ma płacić za kawę dla kogoś obcego? Okazało się że to sprawia ludziom frajdę – stwierdziła.
Zapytałem kim była osoba, która zapłaciła za moją kawę. – Kawę dla pana kupiła Cynthia. Tak, to jej prawdziwe imię, a jest naszą stałą klientką, która przychodzi do nas z dzieckiem – usłyszałem. Okazało się zatem, że nie ma pełnej jawności danych i nie mogę się dowiedzieć kim naprawdę jest osoba, która zdecydowała się podarować mi ciepły napój. Szkoda, chętnie bym podziękował. Na tablicy znajdowały się jedynie pseudonimy lub imiona, takie jak Cynthia, Matka Polka, czy... Agata Reflexja. – Musimy o tym pomyśleć, fajnie by było, gdyby te osoby mogły się poznać – stwierdziła Olga Leonowicz.
"Kawa Gate"
Pozytywnie zaskoczony tym, że już w pierwszym miejscu do którego dotarłem udało mi się odwiesić kawę, zacząłem się obawiać o swoje zdrowie. Kilka kolejnych miejsc to kilka kolejnych kaw, więc pojawiły się obawy, czy moje serce nie eksploduje od nadmiaru kofeiny. Szybko okazało się jednak, że zarówno ciśnienie jak i emocje zaczną opadać, gdyż wypite przeze mnie espresso było swoistym białym krukiem w świecie stołecznych kawiarni.
Pojechałem tramwajem w okolice ulicy Kredytowej, znanej niegdyś jako zagłębie używanych podręczników. Przy tej ulicy mieści się także Muzeum Etnograficzne, a w nim wymieniona w internetowych źródłach kawiarnia Ethno Cafe Bílý Koníček. Duży napis "Bogowie" przed wejściem sprawiła, że nabrałem chęci na kolejną, niebiańską małą czarną.
– Dzień dobry, czy mogę u państwa otrzymać zawieszoną kawę? – zapytałem pracowników etno-kawiarni. W powietrzu zawisła jednak nie kawa, a moje pytanie. Wzrok obsługi wskazywał na głęboką konsternację. – Ale jak to zawieszoną? – usłyszałem i wiedziałem już, że nici z napoju.
Wyjaśniłem po chwili, że znalazłem w internecie informację, iż można u nich sprawić komuś miły prezent i postawić mu kawę. Tym kimś, chciałem być ja. Okazało się, że obsługa nie jest aż tak mocno zdziwiona, jak mi się początkowo wydawało. – Jest pan już drugą osobą, która dziś o to pyta. To fajna akcja i chętnie się do niej dołączymy. Na razie jednak nic nam nie wiadomo, abyśmy brali w niej udział – usłyszałem. Pozostało mi raz jeszcze spojrzeć na plan swojej kawiarnianej podróży i opuścić to skądinąd niezwykle przyjemne miejsce.
Zawieszony w niemocy
W okolicach Warszawskiej zachęty wsiadłem w autobus linii 178, którą zamierzałem dotrzeć na pobliski Plac Grzybowski. Wiedziałem już, że mogę być spokojny o nadciśnienie tętnicze oraz że akcja zawieszania kaw nie jest jeszcze tak doskonała, jak to się malowało w medialnych przekazach.
"Pardon, to tu" – Właśnie tak nazywa się urokliwe miejsce przy Placu Grzybowskim, które jako trzecie odwiedziłem w poszukiwaniu kawy. Bez pardonu skierowałem się więc do wejścia i bez zbędnej zwłoki zapytałem po raz trzeci: Dzień dobry, czy dostanę u państwa zawieszoną kawę? Ku mojemu zaskoczeniu odpowiedź była dokładnie taka sama, jak poprzednio.
Również w "Pardon, to tu" okazało się, że kawiarnia nie bierze udziały w akcji, choć na wielu stronach informujących o zawieszonych kawach znajduje się ich adres. Pracownicy także słyszeli o akcji i chętnie się do niej przyłączą. Okazało się jednak, że jest jedna osoba, która od dawna może liczyć na kubek ciepłej kawy, po którzy zdarza przyjść właśnie tu. Ta osoba to pewien bezdomny, który w razie potrzeby, otrzymuje swoją – na zawsze – zawieszoną kawę, którą dostawał już dużo przed tym jak akcja pojawiła się na Facebooku. Fajnie? Fajnie.
Szybko zorientowałem się, że jestem bardzo blisko kolejnego miejsca, które rzekomo (byłem coraz ostrożniejszy) oferuje zawieszoną kawę. Po pięciu minutach byłem już przy ulicy Zielnej, gdzie znajduje się lokal Herbaberba. Tym razem również miałem pecha. Od ochroniarza w znanym warszawskim budynku PASTA dowiedziałem się, że lokal był czynny jedynie do 17.00. Spóźniłem się niecałe 10 minut.
Społeczna akcja, społeczna sprawiedliwość
Nieco znużony, odrobinę zrezygnowany, a nawet zawiedziony wsiadłem w tramwaj. Piątym i ostatnim miejscem, w którym chciałem odnaleźć zawieszoną kawę była kawiarnia przy ulicy Hożej o nazwie, która w swoisty sposób korespondowała z pomysłem poszukiwania darmowej kawy w centrum stolicy – "Nierówno pod sufitem".
Standardowe pytanie: Dzień dobry, czy dostanę u państwa zawieszoną przez kogoś kawę? – Dostanie pan – usłyszałem i nie kryłem zadowolenia. – Dostanie pan, jak tylko ktoś zawiesi kawę. Dołączyliśmy do akcji zaledwie pięć minut temu i proszę wybaczyć, ale jeszcze nikt nie zdążył kupić dla pana kawy – stwierdziła właścicielka lokalu. I choć nie otrzymałem darmowego napoju, to poczułem się usatysfakcjonowany. Wreszcie trafiłem do miejsca, które nie tylko w internecie, ale także w rzeczywistości uczestniczy w głośnej od kilku dni akcji.
– A czy ja mógłbym zawiesić u państwa kawę? – zapytałem. – Oczywiście, będzie pan pierwszą osobą, która to o u nas zrobi – odpowiedziała Monika Kurpisz, właścicielka, zaskoczona nieco moim najściem zaledwie pięć minut po dołączeniu do akcji. – Jaką kawę chciałby pan zaświecić? – Niech będzie espresso, takie samo jak to, które otrzymałem od Cynthii w "Kubek w kubek" – odpowiedziałem. Co było dalej, zobaczcie sami.