Niemieckie media skrupulatnie odnotowały żart premiera Donalda Tuska o pomocy niemieckich żołnierzy podczas powodzi w Polsce i analizują jego znaczenie. Zauważają, że Tusk jakby żartował, ale się nie uśmiechnął. Nie bardzo wiedzą, o co mu chodziło.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Premier Donald Tusk "wygłosił dziwne oświadczenie" na posiedzeniu swojego zespołu kryzysowego. "Jeśli zobaczycie niemieckich żołnierzy, nie panikujcie. Przyszli z pomocą" – powiedział Tusk "bez uśmiechu".
Tak o słowach premiera pisze niemiecki portal t-online.de. Nie on jeden zastanawia się, o co chodziło Donaldowi Tuskowi. T-online zauważa, że przecież Niemcy już wcześniej zaoferowały Polsce pomoc żołnierzy.
Berliner Zeitung pisze, że wypowiedź polskiego premiera "wywołała w internecie salwę śmiechu". Dodaje też, że część osób uważa ten dowcip za mało śmieszny i czerstwy. Niemcy zastanawiają się też, dlaczego Tusk nie uśmiecha się podczas wypowiadania tych słów.
Uważają nawet, że prawdopodobnie nawiązuje do ostatnich sukcesów AfD: "To bardzo ważne, aby to powiedzieć – biorąc pod uwagę obecne sondaże wyborcze w Niemczech" – Berliner Zeitung cytuje wypowiedź jednego z użytkowników portalu X.
"Nawiązał do nastrojów antyniemieckich, które są powszechne wśród części polskiego społeczeństwa 85 lat po ataku nazistowskich Niemiec na Polskę w 1939 roku" – pisze wprost niemiecki Spiegel.
Widać więc wyraźnie, że słowa Donalda Tuska zostały w Niemczech zauważone. Ale Niemcy nie za bardzo wiedzą, jak je odbierać. Prawdopodobnie nie wiedzą, że równie dobrze mógł to być prztyczek wycelowany w krajową opozycję, która – delikatnie mówiąc – zarzuca Tuskowi proniemieckość. Przypomnijmy, że propisowskie media pokazywały nawet grafiki Tuska w niemieckim mundurze.
Niemcy mają mniejszy problemy z wodą
Niemcy mieli relatywne szczęście, gdyż niż genueński Boris dla nich był dość łagodny. W RFN nie odnotowano tak silnych opadów, jak w innych państwach Europy Środkowej. Teraz jednak w stronę niemieckich granic zmierzają wezbrane u sąsiadów masy wody.
Powodzią zagrożone są szczególnie wschodnia Saksonia, południowa Bawaria oraz de facto tereny w całym kraju położone nad Łabą, która ujście ma dopiero na północny zachód za Hamburgiem.
Czechy bez wątpienia są jednym z krajów, które mocniej ucierpiały podczas powodzi. We wtorek po południu dostępu do prądu nie miało ok. 60 tys. osób. Trwało także liczenie strat i ofiar. Wiadomo już, że wielka woda odebrała tam życie co najmniej pięciu osobom. Straty mają wynosić natomiast 17 mld koron, czyli ok. 3 mld zł.
O dużym szczęściu mogą mówić Słowacy. Tam wielka woda wdarła się do stolicy kraju – Bratysławy. Choć straty są duże, ludzie w wielu miejscach nie mają prądu i wody, to dobra wiadomość jest taka, że nikt tam nie zginął.
W Rumunii powódź uderzyła w trzy okręgi – Galatsi, Vaslui i Jasy. Jak informują miejscowe media, we wsi Grivitsa w okręgu Galatasi znaleziono we wtorek siódmą ofiarę tegorocznych powodzi. Opady były tam tak intensywne, że wielu ludzi nie zdążyło uratować niczego ze swojego i tak niewielkiego dobytku.
Poważne konsekwencja ma także powódź w Austrii. Zagrożeniem był tam Dunaj, którego poziom właśnie opada. Wiadomo już, że nie powinien on zalać Wiednia.
Choć prognozy w miejscach już dotkniętych powodziami są optymistyczne, to w wielu regionach w Europie pogoda znów się pogarsza. Na ulewne deszcze przygotowują się właśnie Włochy. Stamtąd mogą one powędrować w okolice Chorwacji.