Jest coś strasznego i niepokojącego w fakcie, że firma produkująca saszetki ze zdrowymi musami owocowymi dla dzieci i dorosłych, zaczęła sprzedawać alkohol w niemal identycznych opakowaniach. Pyszny, owocowy, uzależniający. Obawiam się, że to tylko pogłębi chorą relację Polaków z alkoholem i uczyni go dostępniejszym dla kolejnych milionów ludzi, szczególnie młodych.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Teoretycznie jako człowiek dorosły, prawdopodobnie w jakiejś części już dojrzały, w wódce w tubce nie powinienem widzieć nic zdrożnego. Och, przecież producenci alkoholu zawsze eksperymentowali z opakowaniami. Mamy XXI wiek i piwa nie sprzedaje się przecież w drewnianych beczkach, prawda? Wina nie trzyma się w amforach, świat poszedł naprzód.
Ale w przypadku alkoholu w saszetkach jednak coś mi zgrzyta i to mocno. To w zasadzie dźwięk paznokci przesuwanych po tablicy. No bo dlaczego producent bądź sprzedawca alkoholi eksperymentuje z nowymi opakowaniami? Bo chce sprzedawać więcej, szybciej, lepiej.
Czy mogę sobie wyobrazić siebie kupującego tubkę z whisky? Cóż, z trudnością. Może wrzuciłbym do plecaka, jadąc na przykład na kajaki, żeby wieczorem przy ognisku sobie taką tubkę wyssać? No nie, raczej wziąłbym piersiówkę. Mam dwie, dostałem w prezencie i ostatni raz użyłem którejś z nich pewnie jakieś 10 lat temu.
A takiej saszetki nie chciałbym nawet mieć w domu. Mój synek sięga na coraz wyższe półki i bałbym się sytuacji, gdy postanawia sobie spożyć owocowy mus z saszetki i myli opakowania. Albo mylę je ja i stawiam nie na tej półce, co trzeba. A pomylić się w ferworze wypakowywania zakupów dość łatwo.
Owoce to za mało? Musieliście iść w tę stronę?
Co w tej sytuacji najdziwniejsze: alkohol w saszetkach wypuszcza na rynek ta sama firma, która robi musy owocowe dla dzieci. Sam je kupuję swojemu potomkowi. No i moje zaufanie do tego, czy przykładają się do jakości, do produktu, nagle spadło. I nie chodzi o to, że producent żywności robi też alkohol. Chodzi o sposób, w jaki go pakuje i promuje.
Bo z łatwością mogę sobie wyobrazić nastolatka, który pytany przez mamę co tam konsumuje, pokazuje jej tylko saszetkę i mówi, że mus owocowy. Albo kierowcę autobusu, który ukradkiem pakuje sobie saszetkę do torby. Każdego, kto nie chce być widziany z małą butelką wysokoprocentowego alkoholu. Każdego, kto ma patologiczną potrzebę picia alkoholu w porach i miejscach do tego nieprzeznaczonych.
Taka saszetka udająca drugie śniadanie może się znaleźć w teczce korpoludka, torebce bizneswoman, zmieści się w samochodowym schowku. Nie telepie się, nie brzęczy, nie potłucze się. Jest lekka, nie budzi podejrzeń. Dla koneserów jest czysta wódka ukryta pod kryptonimem VOODKA. Są też nalewki o mocy 28 proc.
Ale mamy też rzeczy wprost "idealne" dla młodzieży, jakby dla niej stworzone, słodkie, smaczne, owocowe. Jest likier brzoskwiniowy, ananasowy, malinowy i mango. 200 mililitrów słodkiej pyszności wzmocnionej alkoholem, całość ma jedynie 15 proc. mocy. Przekąska w kolorowym opakowaniu, kompletnie niekojarzącym się z alkoholem. A saszetkę można po konsumpcji zwinąć w rulon i wyrzucić nawet do kosza w firmowej kuchni. To nie butelka po wódce, to niewinne opakowanie po produkcie owocowym.
Nietrudno mi sobie wyobrazić wesołego nieodpowiedzialnego nastolatka z radością ssącego te tubki wieczorami. A także w dzień i rano. A potem całymi dniami.
Myśl mam jedną. Wypuszczanie takich rzeczy na rynek jest chore.
My, naród polski, mamy naprawdę problem z alkoholem
Dziś w wypadku zginęła 19-latka w ósmym miesiącu ciąży. Jechała z pijanym kierowcą (1,2 promila we krwi, sądowy zakaz prowadzenia w kieszeni), któremu nie wyszedł manewr wyprzedzania innego pijanego kierowcy i dachował.
Mnóstwo osób mieszkających obok jakiejś dużej budowy marudzi, że rano w spożywczym nie mogą szybko kupić bułki do roboty, bo budowlańcy stoją w kolejce po piwko i coś mocniejszego. Rano w Żabce zobaczyć można też pana w marynarce albo panią w garsonce, wsadzających małpkę do skórzanej teczki, tuż obok laptopa.
Aż dziw, że wszelkie pomysły ograniczenia sprzedaży alkoholu czy podniesienia jego cen, są od razu żywiołowo krytykowane. To chyba pokazuje skalę problemu, bo trudno mi sobie wyobrazić, by ktoś mający problem z alkoholem miał jakiś kłopot z ceną. Przecież dziś pół litra czystej wódki można kupić za 15-20 złotych!
Tymczasem według dostępnych danych spożycie alkoholu na mieszkańca w Polsce należy do jednych z najwyższych w Unii Europejskiej. Alkoholizm dotyka niemal 1 mln Polaków, a kolejne kilka milionów ma problem alkoholowy.
Z informacji podawanych przez europejski urząd statystyczny (Eurostat) wynika, że Polska zajmuje 2. miejsce w UE pod względem zgonów z powodu zaburzeń związanych ze spożyciem alkoholu. Koszty społeczno-ekonomiczne wynikające ze spożywania alkoholu w Polsce są zatrważające. Kwota ta szacowana jest na 93,3 mld zł.
A pomysły producentów alkoholi idą na przekór staraniom o zmniejszenie spożycia. Z jednej strony trudno się dziwić, bo z tego żyją. Ale jakim cudem na tak genialny pomysł wpadła polska rodzinna firma robiąca musy owocowe? Pewnie chodzi o większą przebitkę?
Od razu podpowiem: na innych produktach, również pochodzenia naturalnego, przebitka jest jeszcze większa. Tak zapewniają producenci "naturalnych suplementów diety" z Kolumbii i innych krajów Ameryki Południowej. Po co się szczypać z alkoholem, róbmy od razu mus z liści koki.