Nic nie jest w Polsce dostępne tak łatwo jak alkohol. Dostaniecie go szybko, od ręki, w mniejszym i większym mieście. 24 na dobę. W monopolowych, na stacjach benzynowych, niemal wszędzie. Na wsiach zaopatrzenie może skromniejsze, ale nikt nie wyjdzie z pustymi rękami. Żeby kupić "pół litra", nie trzeba się naszukać. I nie trzeba też przepłacać, bo ceny nie szokują. A może butelka wódki powinna kosztować 100 zł?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najpierw historia sprzed paru lat. Centrum Warszawy, godzina 5:15 nad ranem. Dojeżdżałem do pracy i regularnie mijałem osiedlowy sklep z typowym polskim zaopatrzeniem: ścianą alkoholu za ladą. Przechodziłem i często widziałem obrazek – ludzie zaczynali dzień z "małpkami" w ręku.
Kobiety i mężczyźni, w różnym wieku. Na oko nie tacy, którzy od razu poszliby wypić ten alkohol na ławce pod blokiem. Wchodzili, kupowali i pewnie zaczynali normalny dzień. Tak jak inni wychodzili na przykład z drożdżówką, oni łapali "małpkę".
Ten widok dawał do myślenia z dwóch powodów. Po pierwsze, kupowanie alkoholu na dzień dobry nie jest czymś normalnym. Po drugie, jakie to było proste. Wchodzisz do pierwszego sklepu za rogiem i masz do wyboru pełen alkoholowy zestaw. Od "małpek" po inne alko-butelki. Tu wysuwa się jeszcze trzeci wniosek: taki procentowy starter kosztował mniej niż normalne, przyzwoite śniadanie.
Od lat powtarzamy, że alkohol w Polsce jest dostępny zbyt łatwo. Wychodzimy po niego jak po bułki z myślą, że dostaniemy go wszędzie. Potem czytamy dane, że do południa sprzedaje się u nas milion "małpek". A przez jeden dzień nawet trzy miliony. – W Norwegii jeden punkt z alkoholem jest na 18 tys. mieszkańców, w Polsce na 200-300 osób – mówił dla "Dziennika Gazety Prawnej" dr n. med Bohdan Woronowicz.
"Małpki" są tu symbolem naszego luźnego podejścia do spożycia. Ale chodzi ogólnie o alkohol – piwo, "pół litra", wszystko z procentami. Kiedy niedawno pojawił się pomysł, by trochę ograniczyć dostępność, rozpaliła się narodowa dyskusja. Partia, która słusznie chciałaby się tym zająć, w Polsce dość szybko zostałaby wywieziona na taczkach.
Z sondażu dla RMF FM i "DGP" wyszło, że Polacy nie chcą nawet zakazu sprzedaży alkoholu na stacjach paliw. Ponad 55 proc. głosujących było przeciw. W sprawie ogólnego zakazu sprzedaży "małpek" naród jest podzielony. A to przecież konkretne pomysły rządu, który jakoś chciałby w końcu zadbać o trzeźwość narodu.
Czytaj także:
Zaskoczeni? W sumie nikt nie lubi, kiedy coś mu się zabiera. Tylko powiedzmy sobie szczerze: taki alkoholowy ban na stacjach benzynowych, to tak naprawdę symboliczny zakaz. Dalej byłby dostępny łatwo... i względnie tanio.
Ile w Polsce dzisiaj kosztuje alkohol?
Czasami słyszymy, że wódka drożeje, ale kiedy staniemy przy półce i porównamy ceny, tak naprawdę nie ma żadnej terapii szokowej. Jasne, bardziej szlachetne trunki to większy wydatek, ale realnie za 25-30 zł wyjdziemy z butelką "czystej". Dzisiaj za tę kwotę trudno nawet zrobić małe zakupy na jeden dzień czy zjeść obiad na mieście (chyba że w barze mlecznym).
Mówimy, że drożeje chleb, niedawno łapaliśmy się za głowy przez ceny zwykłego oleju. Inflacja dokucza wszystkim, a supermarkety lubią robić promocje na alkohol tak samo, jak na wszystkie produkty spożywcze. Wtedy zaczyna się wielkie polowanie na dziesięciopaki piwa w promocji 1+1 gratis czy przeceny na wódkę w stylu 2+1 gratis. Towar znika w mgnieniu oka, a klienci wyjeżdżają obładowani zapasami. Przed majówką czy świętami to prawdziwe żniwa. "Alkomajówka" to całkiem trafne określenie do naszych przyzwyczajeń.
Widziałem niedawno dość kuriozalne, ale mimo wszystko ciekawe porównanie. Piotr Szulc na Linkedin zestawił w oparciu o dane GUS, jak w ostatnich dziesięcioleciach zmieniały się ceny wódki oraz... biletów do teatru. Oczywiście to kompletnie bez sensu, ale gołym okiem widać, że wzrosty cen wódki są znikome.
Dziś najtańsze bilety do teatru to wydatek rzędu kilkudziesięciu złotych (zwykle ponad 100 zł). Koszty obcowania z kulturą wyższą wzrosły przez lata bardzo wyraźnie. A wódka? Dwie, trzy dyszki i mamy butelkę. Ten standard jest żelazny, a bywało nawet, że alkohol nagle taniał.
To wszystko sprowadza się do kultury, ale chlania. Minimalne ceny wódki w Polsce wciąż są jedynie na etapie publicznego sprzeczania się. Jedna z nowych propozycji zakłada, że za półlitrową butelkę płacilibyśmy około 50 zł. To postulat jednego ze związków abstynentów, o którym głośno zrobiło się jeszcze w maju. Ministerstwo Zdrowia miało przyjrzeć się temu pomysłowi. W skrócie obowiązywałyby minimalne ceny na alkohol.
Ile powinna kosztować wódka?
Odpowiem pewnie wbrew narodowi, ale trudno. Minimum 100 zł za "pół litra" to uczciwa cena, żeby zwyczajnie trochę nas zniechęcić. Nie chodzi o to, żeby coś zabrać, tylko realnie wpłynąć na to, że przekalkulujemy i pomyślimy, że jednak nie warto.
Ta cena uderzyłaby we wszystkich po równo i chyba nie da się tego rozegrać inaczej. Pamiętajmy też, że już teraz praktycznie 80 procent ceny wódki to m.in. akcyza. Weźmy przykład z półlitrową butelką – jeśli kosztuje 25 zł, to prawie 20 zł tej ceny stanowią podatki. Reszta to koszty produkcji. Jeśli "startowa" cena poszybowałaby do 100 zł, byłaby to gigantyczna zmiana. Ale może właśnie takiej potrzeba?
Co prawda całkowite spożycie alkoholu w Polsce ostatnio zmalało, jednak dane Polskiej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych są miażdżące.
Jeszcze w 2023 r. alarmowano, że 11,6 proc. naszych rodaków nadużywa alkoholu. Kilkaset tysięcy Polaków walczy z uzależnieniem. Trudno o mocniejsze argumenty, żeby w końcu coś z tym zrobić.