Rosną napięcia między Unią Europejską a Węgrami. Bruksela zamraża przekazanie unijnych funduszy Budapesztowi, a premier Viktor Orban oskarża ją przed tysiącami swoich zwolenników o kolonializm i podwójne standardy.
250 tysięcy osób – tylu ludzi, zdaniem mediów państwowych, zgromadziło się wczoraj przed węgierskim parlamentem. Według opozycyjnej prasy było ich 100 tysięcy. Ważne jednak jest to, czego słuchali.
Przemawiając w rocznicę historycznej rewolucji (w 1848 roku Węgrzy zbuntowali się przeciwko rządom austriackich Habsburgów) premier Viktor Orban przez prawie trzydzieści minut opowiadał o węgierskich wartościach, niezależności i sile. - Od wielu dziesięcioleci nie byliśmy tak potężni jak dzisiaj – stwierdził, a tysiące dłoni nagrodziły go oklaskami.
Dużą część przemówienia Orbana zajęła krytyka Unii Europejskiej. - Rozumiemy, że Europa boryka się z wieloma problemami. Jednak jako naród z tysiącletnią tradycją żądamy równego traktowania Węgier – powiedział. - Nie będziemy żyć pod dyktando obcych państw, nie będziemy obywatelami drugiej kategorii i nie będziemy kolonią. Zasługujemy na to, by traktowano nas tak, jak inne kraje Unii – dodał.
Oszczędzaj albo kara!
Zwolennicy rządzącej centro-prawicowej partii Fidesz (czyli większość Węgrów) nie mogli mieć wątpliwości, do czego odnoszą się słowa premiera. Na początku tygodnia Bruksela zamroziła przekazanie Węgrom 495 mln euro z unijnego Funduszu Spójności. Jest to kara za to, że rząd w Budapeszcie nie zmniejszył deficytu poniżej 3 proc. PBP. Narusza przez to zasady podpisanego w 1997 roku Paktu Stabilności i Wzrostu.
Problem w tym, że w Unii prawie nikt nie potrafi tego zrobić – zaledwie cztery z 27 państw członkowskich spełniają ten warunek. Hiszpania w 2011 roku miała deficyt na poziomie 8,5 proc. PBK, a do grudnia, jak sama już przewiduje, zredukuje go do 5,8 proc. - znacznie słabiej, niż obiecywała Brukseli.
Węgry pod wodzą Orbana tymczasem od dwóch lat systematycznie go zmniejszają, a w tym roku mogą nawet zejść do 2,8 proc. Komisja Europejska uważa jednak, że nie jest to zasługą mądrych zmian, a jedynie doraźnych rozwiązań takich jak nacjonalizacja funduszy emerytalnych, która zasiliła węgierski budżet o prawie 11 mld euro. Za rok pieniądze się skończą, twierdzi Bruksela, a deficyt znów podskoczy. Pomimo ostrzeżeń, Budapeszt zrobił niewiele, by temu zapobiec. Dlatego to kraj Madziarów, a nie Hiszpania, został ukarany. Jeśli w ciągu trzech miesięcy nie przedstawi planu reform, może stracić unijne pół miliarda na dobre.
Węgry od miesięcy starają się o znacznie większą pożyczkę od Międzynarodowego Funduszu Walutowego, a ostatnie wydarzenie nie stawiają ich w dobrej pozycji podczas kredytowych negocjacji.
Przede wszystkim ekonomia, a nie polityka
Decyzja Komisji wywołała niemałe zamieszanie. Austriacka minister finansów zarzuciła jej nawet, że stosuje „podwójne standardy”. Nie jest tajemnicą, że rząd Orbana jest w Unii od pewnego czasu na cenzurowanym. Brukseli nie podoba się m.in. nowa węgierska konstytucja oraz to, że nałożył najwyższe na kontynencie podatki na banki. W styczniu Komisja Europejska wszczęła nawet z związku z tym postępowanie karne wobec Węgier. Razi ją też niekiedy nacjonalistyczna i antyunijna retoryka Orbana.
Dariusz Kałan z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych uczula nas jednak, że nie doszukiwać się w ultimatum postawionym przez Unię żadnego spisku czy zemsty. - To była przede wszystkim decyzja gospodarcza – mówi naTemat ekspert ds. Europy Środkowej. - Hiszpania przedstawiła realistyczne pomysły na stopniowe zredukowanie deficytu. Na Węgrzech takich dalekosiężnych pomysłów brakuje. Unia próbuje więc przekonać Orbana, by to wszystko jeszcze raz przemyślał – dodał.
Specjalista przypomina też, że wobec Budapesztu zastosowano tzw. mechanizm „sześciopaka” (zestaw ustaw antykryzysowych), którego jednym z głównych zwolenników był swego czasu... węgierski rząd.
Dariusz Kałan ma jednak pewne wątpliwości, czy stanowcza postawa Komisji Europejskiej da zamierzone efekty. - Istnieje ryzyko, że antyunijne nastroje na Węgrzech jeszcze bardziej wzrosną, co paradoksalnie wzmocni także pozycję Orbana w kraju – przewiduje.