Liczne statystyki pokazują, że rośnie liczba zarówno samotnych kobiet, jak i mężczyzn. Stosunek społeczny do singielstwa obu tych płci wydaje się nieco inny, jednak ostatecznie nikt nie ma lekko. Dlaczego aż tak przeszkadzają nam single?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Nie jest to chyba zaskakujące, że różnic w postrzeganiu singielstwa między płciami doszukać możemy się w historii.
Mężczyzna– jako jednostka mogąca pracować zarobkowo – mógł pozwolić sobie na dłuższe pozostanie kawalerem lub w ogóle nie decydować się na ożenek, gdyby taką miał zachciankę (choć oczywiście często dostawał wówczas łatkę "dziwaka"). Dla kobiet natomiast wyjście za mąż stanowiło w niemal każdym przypadku ich "być albo nie być".
W przeciwieństwie do mężczyzn, którzy dzięki pracy zarobkowej zapewniali sobie niezależność, byt kobiet całkowicie zależał od tego, czy znajdą sobie męża. Całe ich życie podporządkowane było więc doskonaleniu umiejętności, mających uczynić z nich "idealne żony". Jeśli poniosły porażkę, najczęściej zostawały z rodziną (co często było powodem niezadowolenia, szczególnie tych mniej zamożnych).
Oczywiście "stare panny" znacznie częściej bywały także obiektem żartów – wystarczy poczytać Dickensa. Idąc jeszcze dalej wstecz, samotne kobiety budziły u niektórych przerażenie. Za czary skazywano nie tylko te mające nietypowe zainteresowania – częściej ofiarą polowania na czarownice padały kobiety żyjące w pojedynkę i to wcale nie przypadek.
Sytuacja kobiet w XXI wieku na szczęście diametralnie różni się od tego, jak było kiedyś, jednak naciski społeczne dotyczące zamążpójścia są wciąż silniejsze niż w przypadku ożenku.
Bridget Jones tego świata, czyli dlaczego społeczeństwo nie lubi samotnych kobiet?
Chociaż od premiery pierwszego filmu o Bridget Jones minęło już ponad dwadzieścia lat, kobiety po 30. niemające partnera muszą się mierzyć z podobnymi stereotypami do tych przedstawionych w adaptacji powieści Helen Fielding – są nieszczęśliwie, każdy wieczór zapijają winem i zajadają pizzą, marząc o Panu Idealnym, choć samym im daleko do perfekcji (na pewno są same sobie winne, że nikogo nie mają).
Przestarzałe i przepełnione mizoginią oraz litością określenie "stara panna" wciąż jest zresztą w użyciu. Choć trzeba przyznać, że i tak na głowę bije je "tort bożonarodzeniowy" – tak na niezamężne kobiety powyżej 25. roku życia mówi się w Japonii, bo ich "data przydatności do spożycia" już minęła…
Znamienne wydaje się też to, że po wpisaniu w wyszukiwarkę hasła "single women society" jednym z pierwszych wyników jest wątek na Reddicie (portalu społecznościowym, w którym użytkownicy mogą zakładać wątki dyskusyjne – przyp. red.) zaczynający się pytaniem: "Why do you think society hates single women?" (ang. "Dlaczego społeczeństwo nienawidzi samotnych kobiet?" – tłum. własne).
Użytkownicy forum mają zresztą parę niezłych pomysłów. "Autonomia kobiet podważa patriarchat", "Ponieważ nie służysz mężczyźnie i nie dajesz mu potomstwa", "Myślę, że społeczeństwo ogólnie nienawidzi kobiet" – piszą. "Nie POTRZEBUJEMY ich i to im zagraża. Chciałabym kogoś, kto CHCE być w moim życiu, ale NIE POTRZEBUJĘ, żeby w nim był" – skomentowała jedna z użytkowniczek Reddita.
Chociaż kobiety w kręgu kultury zachodniej już od paru dekad cieszą się względną niezależnością, idea małżeństwa jako jedynej słusznej drogi życiowej wciąż jest im wtłaczana do głów nie tylko przez ich matki i babki, ale też społeczeństwo i kulturę.
W ubiegłych latach pojawiło się więcej przedstawień samotnych kobiet z wyboru jako osób niezależnych i sprawczych, ale wciąż happy endem bohaterek wielu książek i filmów jest odnalezienie partnera, bez którego ich życie nie ma prawa być kompletne czy szczęśliwe.
To ostatnie zresztą nijak ma się do rzeczywistości – jedno z najnowszych badań wykazało, że samotne kobiety są szczęśliwsze niż te będące w związkach małżeńskich. Co ciekawe, u mężczyzn jest dokładnie odwrotnie (ale o tym później).
Kiedy profesor Paul Dolan z London School of Economics opublikował wyniki wspomnianego badania, otrzymał wiele zaskakujących wiadomości. – Dostałem mnóstwo e-maili od samotnych kobiet z podziękowaniami – wspominał. – Dzięki badaniu ludzie zaczęli im wierzyć, gdy mówiły, że naprawdę wszystko u nich w porządku. Bardzo interesujące są te reakcje ludzi, którzy dalej nie dają temu wiary – dodał.
Z drugiej jednak strony, jak słusznie zauważa dziennikarka "The Guardian" Emma John, narracje feministyczne dotyczące singielstwa u kobiet nie pozostawiają zbyt wiele miejsca na wątpliwości, dylematy czy tęsknoty. Jeśli więc takowe się zdarzają, to pojawia się przymus ich ukrywania – skoro bycie singielką powinno wywoływać jedynie pozytywne uczucia, to może coś jest z nami nie tak.
– A ludzie są skonfliktowani – na tym polega esencja bycia człowiekiem. Można mieć jednocześnie sprzeczne uczucia: z jednej strony mogę czuć, że fajnie jest być singlem i cieszyć się swoim życiem, a z drugiej myśleć, co mogę tracić i czy coś jest ze mną nie tak? – tłumaczy badaczka i psychoterapeutka Sasha Roseneil.
Maminsynki, czyli samotność mężczyzn problemem społecznym
Na pewno w ostatnich latach spotkaliście się z alarmistycznymi nagłówkami o "epidemii samotności wśród mężczyzn". W opatrzonych nimi tekstach autorzy (najczęściej płci męskiej, choć nie tylko) z czułością i troską pochylali się nad tym, że coraz więcej mężczyzn ma trudności z nawiązaniem relacji partnerskich.
Chociaż samotne kobiety na taką empatię ze strony społeczeństwa raczej liczyć nie mogły, nie oznacza to, że single płci męskiej również nie doświadczają stygmatyzacji. Wyzywa się ich m.in. od maminsynków (jeśli wciąż mieszkają z rodzicami), a ostatnio w modzie pojawiło się słowo "incel".
Heteroseksualni samotni mężczyźni są postrzegani jako "mniej męscy", jeśli nie mają u swego boku partnerki. Z kolei ci ponadprzeciętnie atrakcyjni dostają łatkę "playboyów", dla których liczy się tylko liczba podbojów seksualnych. W popkulturze kawalerski styl życia najczęściej pokazuje się poprzez piętrzące się w zlewie naczynia i pudełka po jedzeniu na wynos, co sugeruje, że singiel to niezaradny życiowo niechluj.
Bezdyskusyjnie na mężczyznach nie ciąży aż taka presja społeczna jak na kobietach dotycząca wzięcia śluby czy założenia rodziny, jednak wielu mężczyzn przyznaje, że po 30. roku życia czują zewnętrzny i wewnętrzny przymus, że pora się ustatkować.
Co więcej (i nieco z innej beczki), jak podaje "Psychology today" samotni mężczyźni mogą doświadczyć realnej dyskryminacji w miejscu pracy. Jedno z ostatnich badań wykazało, że pracodawcy potrafią płacić więcej żonatym mężczyznom niż singlom, nawet jeśli mają oni identyczne kwalifikacje.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tak jak wspomniałam wcześniej, samotne kobiety generalnie są szczęśliwsze niż single płci męskiej. Wiąże się to między innymi z tym, że kobiety są bardziej skłonne do tworzenia relacji społecznych niż mężczyźni, więc w przypadku bycia singielkami, nadal posiadają sieć wsparcia.
Ponadto, jak twierdzi profesor Piotr Szukalski, demograf z Uniwersytetu Łódzkiego, to wcale nie do końca stereotyp, że część mężczyzn nie potrafi ogarnąć rzeczywistości wokół siebie.
– Proszę wybaczyć, ale to matki rozpieszczały synów, wykonując za nich czynności domowe, jak gotowanie i sprzątanie. U wielu na późniejszym etapie życia pojawiło się oczekiwanie, że znajdą w partnerce następczynię własnej matki. Jednak dziś trudno trafić na kobiety chętne do podjęcia się takiej roli – zauważa profesor Szukalski na łamach "Dziennika Gazety Prawnej".
Single i singielki, czyli kto ma lepiej, a kto gorzej?
Single mają czasami pod górkę niezależnie od płci, ale w innych aspektach. Próba wskazania kto ma lepiej, a kto gorzej, wydaje się więc bez sensu.
W temacie epidemii samotności mężczyzn słuszną obserwację, którą da się rozszerzyć również na samotne kobiety, wysunął Craig Wynne na łamach platformy Medium. Jego zdaniem do jej przezwyciężenia tak naprawdę potrzebujemy znormalizowania dwóch rzeczy: stanu wolnego oraz przyjaźni damsko-męskich.
Wynne zdaje się mieć rację, że problem może być niejako tworzony sztucznie poprzez społeczne postrzeganie singli jako wybrakowanych, kiedy samotność może być świadomym indywidualnym wyborem.
Bez względu jednak na to, czy rozterki singli mają źródło w narzuconych im przekonaniach, czy w nich samych, nie powinny być ignorowane. Wspomniana wcześniej Emma John na łamach "The Guardian" namawia do ich akceptacji.
"Jak dużo tracę, nie doświadczając miłości romantycznej?", "Kto będzie przy mnie, gdy się zestarzeję?", "Czy na pewno nie chcę mieć własnych dzieci?" – zastanawiają się nawet osoby, dla których samotność to decyzja, a nie narzucony styl życia. I to też jest ok.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.