Od kilku dni przed podwarszawskim domem posłanki Kingi Gajewskiej i wiceministra Arkadiusza Myrchy – małżeństwa z KO, rodziców trójki małych dzieci – z dronami i kamerami wycelowanymi w okna czatują pracownicy TV Republika. – To zaszczuwanie naszej rodziny – mówi naTemat Gajewska. Podobnie zamieszanie wokół pary ma oceniać premier Donald Tusk, który według informacji Gazeta.pl na wtorkowym posiedzeniu klubu określił polityków jako ofiary nagonki PiS.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Przypomnijmy, że Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha wspólnie wynajmują mieszkanie w Warszawie w okolicach Sejmu (każde z nich korzysta z ryczałtu na ten cel), ale mieszkają pod miastem. Przyznał to sam wiceminister sprawiedliwości, który w piśmie do Komisji Etyki Poselskiej stwierdził, że warszawski adres zamieszkania w oświadczeniu majątkowym wpisał ze względów podatkowych. Jak wyjaśniał, chodzi o zapewnienie dzieciom miejsc w publicznych przedszkolach.
Ta argumentacja wzbudziła wątpliwości marszałka Sejmu Szymona Hołowni (Polska 2050), który w środę stwierdził, że "ma kłopot" ze wskazywaniem adresu, pod którym się nie mieszka z powodów formalnych. Otwarcie wspierająca PiS TV Republika nie tylko – jak inne media – pisze o sprawie, ale i rozbiła obóz pod domem polityków, śledzi ich dronami, a także pokazuje przedszkole, do którego chodzą dzieci pary.
Komentarz Kingi Gajewskiej dla naTemat
"Nie złamaliśmy prawa. To jest zaszczuwanie naszej rodziny, która chciała mieszkać z dziećmi. Po prostu jak rodzina" – pisze w wiadomości do naTemat posłanka Kinga Gajewska.
Polityczka uważa, że zamieszanie wokół niej i Arkadiusza Myrchy jest motywowane politycznie. "Robią to ludzie, którzy kradli miliardy i w ten sposób chcą odwrócić uwagę od swoich przestępstw. A ja razem z mężem jesteśmy tymi, których PiS po prostu nienawidzi. Efekty widzicie teraz" – stwierdza posłanka.
Przypomnijmy, że jedną z ostatnich odsłon kłopotów PiS jest zdjęcie immunitetu Marcinowi Romanowskiemu przez Zgromadzenie Parlamentarne Rady Europy. Stało się to na początku października w związku z nieprawidłościami w wydatkowaniu milionów złotych z Funduszu Sprawiedliwości, który zamiast służyć ofiarom przestępstw, stał się skarbonką Solidarnej Polski Zbigniewa Ziobry.
Kinga Gajewska przekonuje, że zastrzeżenia formułowane w przestrzeni publicznej wobec niej i męża nie mają podstaw. "Darowizny od mamy i taty? To jakieś absurdalne zarzuty. Każda z umów została wcześniej zgłoszona do Urzędu Skarbowego, nieruchomość została wykazana od razu w oświadczeniu majątkowym. Mają w nią wgląd wszystkie służby naszego państwa. Nie ma tu nic nadzwyczajnego" – ocenia polityczka w wiadomości do naTemat.
Jako kompletnie oderwane od rzeczywistości uważa między innymi czynienie Myrsze wymówek z powodu z liczby ekspresów do kawy kupionych za publiczne pieniądze. Jak pisze Gajewska, urządzenia trafiły nie do jednej, a kilku różnych lokalizacji. "Ciężko odnosić się do zarzutu, że w czterech biurach poselskich były cztery ekspresy. A moich pięciu biurach są odkurzacze po 150 czy 300 zł" – pisze Kinga Gajewska.
Przypomnijmy, że wszystkie sprzęty kupowane do biur poselskich ze środków publicznych są własnością Kancelarii Sejmu. Mają być do niej zdane po tym, jak polityk nie odnowi mandatu.