Zryw po przerwie to za mało. Nadzieję na remis sami zgasiliśmy... samobójem
redakcja naTemat.pl
12 października 2024, 21:08·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 12 października 2024, 21:08
Polska przegrała z Portugalią 1:3 w meczu Ligi Narodów. Po słabej pierwszej połowie Biało-Czerwoni po przerwie zdobyli bramkę kontaktową. Kiedy w końcówce można było gonić wynik, sami trafiliśmy do własnej siatki. Chwilę przed spotkaniem odbyło się oficjalne pożegnanie Grzegorza Krychowiaka i Wojciecha Szczęsnego.
Potem zaczęło się już poważne granie na PGE Narodowym. I trzeba przyznać, że przez pierwszych kilka minut Portugalczycy mogli być zaskoczeni. Polacy odważnie ruszyli do przodu i wywalczyli kilka stałych fragmentów. A chwilę później... uratowała nas poprzeczka, w którą trafił Cristiano Ronaldo.
Kolejny dobry moment ekipa Michała Probierza miała w 20. minucie. Najpierw Roberta Lewandowskiego w ostatniej chwili zablokował Nuno Mendes, napastnik FC Barcelony znalazł się w doskonałej pozycji do strzału. Jeszcze lepszą okazję miał Sebastian Walukiewicz, jednak pilnowany przez rywala zdołał uderzyć tylko obok słupka.
W 26. minucie było już 1:0 dla Portugalii. Zgranie piłki głową wykorzystał bezbłędnie Bernardo Silva, który uderzeniem bez przyjęcia pokonał Skorupskiego.
Niestety, goście potrafili perfekcyjnie wykorzystywać błędy Polaków. W 37. minucie Skorupski odbił piłkę po strzale i wydawało się, że Biało-Czerwonym uda się przerwać tę akcję. Ronaldo był jednak tam, gdzie powinien, zdążył z dobitką i podwyższył na 2:0.
W pierwszej połowie Polacy tak naprawdę stworzyli trzy dobre sytuacje. To jednak za mało na dobrze zorganizowanych Portugalczyków.
Zryw po przerwie... i samobój
Na drugie 45 minut Michał Probierz od razu zdecydował się na zmianę w składzie – za Walukiewicza pojawił się Jakub Kiwior. Tyle że obraz gry wyglądał tak samo. Portugalczycy... nic już nie musieli. Z kolei Polacy nie mieli pomysłu, jak rozmontować ich obronę.
W 54. minucie powinno być w zasadzie 3:0, ale jakimś cudem Bruno Fernandes nie trafił w dobrej sytuacji po podaniu Ronaldo. I tak mogliśmy narzekać... aż do 78. minuty. To wtedy Piotr Zieliński ruszył do przodu, przejął piłkę w szesnastce i trafił do siatki, zapewniając nam tym samym bramkę kontaktową.
Szykowaliśmy się na jakiś zryw, że ta końcówka będzie jeszcze okazją do odwrócenia losów meczu. Tymczasem mieliśmy... samobója i ogromne kontrowersje. Jan Bednarek wpakował piłkę do własnej bramki, kiedy przecinał podanie Nuno Mendesa. Wydawało się jednak, że wcześniej był faulowany Michael Ameyaw. Sędziowie nie pokusili się zmienić decyzji.
Zabrakło już czasu, żeby Polacy mogli jeszcze jakkolwiek powalczyć w tym meczu. Portugalia wygrała w Warszawie 3:1 i można powiedzieć, że pokazała przygotowanie o klasę wyżej. Gdyby Biało-Czerwoni wcześniej wzięli się za odrabianie strat, przynajmniej dłużej trwałaby ciekawa końcówka spotkania.