Kupujesz używany samochód? Uważaj na jego przebieg. Może się okazać, że wymarzone auto z przebiegiem 100 tysięcy kilometrów, należące do "starszej pani, która jeździła nim tylko do pracy niedaleko domu" w rzeczywistości przejechanych kilometrów ma więcej. Dużo więcej. O jakieś kilkadziesiąt, a nawet kilkaset tysięcy. Kwestia "odpicowania" samochodu i cofnięcia licznika. To niemal standard wśród handlarzy aut.
Cofanie licznika, czy raczej jak mawiało się dawniej "przekręcanie", to rzecz zupełnie normalna przy sprzedawaniu samochodu. To znaczy: powszechna. Jak usłyszałem w komisach, "każdy tak robi" i nie ma się temu co dziwić. Każdy przecież chce wyciągnąć więcej pieniędzy od potencjalnego naiwniaka, któremu sprzedaje auto. A taka "niewinna" zmiana przebiegu z 200 na 100 tysięcy kilometrów nikomu przecież krzywdy nie zrobi.
Legalne cofanie
Niestety, cofanie liczników lub jak nazywają ją eksperci "korekta licznika" nie jest zakazana prawnie. Można jej dokonywać wedle własnego uznania: o kilka kilometrów, o kilkanaście, o kilkaset tysięcy. Zabronione jest natomiast ukrywanie tego faktu podczas sprzedaży auta. Dlaczego więc wszyscy to robią, sprzedają "przekręcone" auta i nikt ich nie ściga?
To proste – większość z nas nie ma świadomości tego zjawiska. Wolimy wierzyć w "niepalącą emerytkę", która tylko dojeżdżała do wnuczków. Często też, nawet jeśli mamy świadomość, że coś może być nie tak najzwyczajniej w świecie odrzucamy tą świadomość. Przecież ten samochód wygląda świetnie, musiało nam się trafić. Jeszcze częściej po prostu nie wiemy jak sprawdzić, czy ktoś majstrował przy liczniku.
A jeśli już nawet uda się nam się dowieść, że licznik jest cofnięty, to co z tego – sprzedawca może się przecież wyprzeć, że o tym nie wiedział i w ten sposób wymigać od odpowiedzialności.
Jak to się robi?
Znalezienie osób, które cofną licznik, to żadna sztuka. Google od razu przychodzi z pomocą. Wystarczy wstukać hasło "cofanie licznika" lub "korekta licznika". Takie serwisy dostępne są w praktycznie każdej części Polski: w wielkich miastach i małych miasteczkach. Dzwonię do jednego z nich na południu Polski. Przedstawiam się jako biznesmen, który się nie zna, ale sprzedaje kilka firmowych aut i chciałbym odrobinę naciągnąć ceny.
– Wszystkie samochody, marka bez różnicy. Cena w zależności od modelu. Zrobię panu wszystko od ręki. Jak kilka aut, to jeszcze dorzucę jakiś rabacik – mówi mi specjalista od liczników. Dopytuję go więc jak to działa, czy potem nie widać. Podział jest prosty: dawno temu liczniki analogowe cofało się brutalnie, narzędziami. Od co najmniej kilkunastu lat wszystkim jednak rządzi elektronika i uczyniła ona nawet łatwiejszym zmianę przebiegu. Po przekręceniu analogowego licznika czasem bowiem źle układały się cyferki albo licznik nie działał poprawnie. Z elektroniką takich problemów nie ma.
Wystarczy "podpiąć się" za pomocą specjalistycznych urządzeń do samochodu i poprzez odpowiednie programy zmienić przebieg. Oczywiście każde auto działa inaczej i różne rzeczy są do nich potrzebne, ale schemat jest ten sam. – Wpinam się i zmieniam. W zależności od modelu rocznika to albo kilka minut, albo trochę więcej roboty. Do trzech godzin – mówi mi fachowiec.
Oszukać system
Cena zależy od modelu. Od 100 nawet do 800 złotych. – Miałem ostatnio skodę fabię z 2005, to zrobiłem ją w kilkanaście minut za stówkę. Ale już volkswagen passat z 2009 to trzy stówki. A jakie Pan samochody musi zrobić? – dopytuje specjalista.
Jak opisuje mój rozmówca, podpina się nie tylko pod komputer, ale i wszystkie podzespoły. Bo na przykład moduł ECU też zbiera dane o przebiegu. – Do tego wszystko panu tam zresetuję w komputerze, żeby nie było śladów. Bo jak się żarówka przepaliła, to będzie o tym informacja, że się przepaliła przy takim i takim przebiegu, to trzeba wszystko wyczyścić – wyjaśnia mój specjalista.
Czy da się to wykryć?
Na wszelki wypadek pytam, czy potem będzie się dało taki przekręt odkryć. Oczywiście, wiem już, że nie. Mój rozmówca tylko to potwierdza. – Jeszcze się nie zdarzyło. Robimy wszystko tak, żeby nie zostawić żadnych śladów. Chyba, że trafi pan na prawdziwego speca i on po stanie pojazdów będzie miał wątpliwości – przekonuje mnie ekspert.
Jest tylko jedna skuteczna metoda na udowodnienie takiej machlojki: autoryzowany serwis (ASO). Jeśli auto było serwisowane w ASO, to placówka ma informacje o przebiegu auta przy każdej naprawie. Wystarczy więc poprosić w serwisie o dane na temat konkretnego modelu (po numerze VIN) i będziemy wiedzieli, czy przebieg nie był zmieniany.
Niestety, serwis może nam odmówić podania takiej informacji i wówczas pozostaje nam zmienić obiekt zainteresowań albo uwierzyć w "niepalącą emerytkę z Holandii". Przy czym warto zaznaczyć, że dzwoniąc do kilku losowych ASO różnych marek w praktycznie każdym usłyszałem, że jeśli auto było serwisowane u nich, to nie ma sprawy – udostępnią wszelkie niezbędne informacje.
Inne metody na licznik
Oczywiście, im starsze auto, tym łatwiej zauważyć, że przebieg został zmieniony. Eksperci w wielu tekstach o sprawdzaniu przebiegu wskazują na kilka elementów, które mogą świadczyć o oszustwie: fotele, gałka zmiany biegów, kierownica, pedały, dywaniki. Jeśli te elementy są mocno zużyte, wytarte, szczególnie fotel, to znaczy, że samochód ten pewnie przejechał więcej, niż nam powiedziano.
W oczywisty sposób sam stan techniczny pojazdu także może nam wiele powiedzieć o przebiegu. Jeśli nie jesteśmy specem, to raczej sami tego nie ocenimy i trzeba będzie wziąć auto do mechanika. On już zobaczy, czy aby na pewno tarcze i klocki hamulcowe są w porządku, a zawieszenie całe. Mocno zużyta mechanika nie bierze się przecież z kosmosu – jeśli auto jest mocno wyeksploatowane, to raczej nie jeździł nim niemiecki emeryt.
Komisy mają to gdzieś
Niestety, komisy – ze względu na niską wykrywalność tego oszustwa i niską świadomość kupujących – zazwyczaj wykorzystują cofanie liczników i podbijają cenę. Tak samo setki sprzedawców w internecie, na aukcjach itd. Dzwonię do jednego z warszawskich komisów, by dopytać, czy przyjmą tak zmodyfikowane auto. Rozmowa wygląda tak:
Rozmowa z właścicielem komisu w Warszawie
Ja: Mam do sprzedania auto, chcę je wystawić u państwa w komisie. Jest tylko jeden problem…
Sprzedawca: Jaki problem?
J: Cofnięty licznik, wie Pan, chciałem trochę podciągnąć cenę.
S: A to żaden problem, u nas większość ludzi cofa. My też cofamy.
J: Nawet jeśli przekręciłem o 200 tysięcy? Bo 400 miałem najechane.
S: A serwisował Pan w ASO?
J: Nie, u znajomego.
S: To nie ma sprawy, jak dobrze zrobione, to nikt nie wykryje.
J: A jak ktoś sprawdzi? Wie Pan, ja biznes prowadzę i nie może mi to potem wyjść.
S: Nie tam, panie, kto dziś sprawdza takie rzeczy, jak wszyscy to robią. Zapraszamy to ustalimy cenę.
Po zadzwonieniu do kilku kolejnych punktów słowa mojego rozmówcy okazują się prawdziwe: cofanie liczników jest równie normalne, co picie herbaty z rana. Właściciel komisu w Poznaniu mówi mi: – Nie bierzemy cofniętych tylko jak naprawy były robione w ASO. To w zasadzie normalne w komisach, że tych serwisowanych w ASO nie biorą z cofniętymi, bo nikt nie chce wpaść na oszustwie. W przypadku całej reszty to "po korekcie" będzie pewnie z 3/4 aut.
Wygląda więc na to, że najpewniej jest kupić używane auto od znajomego, o którym wiemy, że o nie dbał. Bo naprawdę, aż tyle "niepalących staruszek" i "matek dojeżdżających do pracy" nie jest wśród kierowców tak dużo, jak mogłoby się wydawać.