Jedna katastrofa i jej dwie kompletnie różne wersje. To ostatnio zaserwowało nam TVP, które wyemitowało "Śmierć prezydenta" produkcji National Geographic oraz "Anatomię upadku", w której Anita Gargas lansuje teorię zamachu. O obie teorie na antenie TVP spierali się prof. Paweł Artymowicz i prof. Jack Rońda. Dziś, w trzecią rocznicę katastrofy smoleńskiej rozmawiamy właśnie z profesorem Artymowiczem. – Czułem się trochę jakbym chciał dyskutować o tym, że człowiek pochodzi od małpy, a z drugiej strony siedziałby ktoś mówiący, że od nietoperza albo od słonia – mówi astrofizyk.
Jak rozumiem emisja dwóch filmów i dyskusja ekspertów miały nie tylko przedstawić dwa punkty widzenia na temat katastrofy smoleńskiej, ale też pokazać który z nich jest bardziej prawdopodobny. Czy pana zdaniem udało się ten cel osiągnąć?
Kiedy przyjąłem zaproszenie do studia TVP wydawało mi się, że mamy dyskutować o filmach. W praktyce o filmach nie rozmawialiśmy prawie wcale: nie powiedzieliśmy ani słowa o "Anatomii upadku" i tylko kilka zdań o filmie "Śmierć prezydenta". Teraz jednak sądzę, że to dobrze, a poniedziałkową dyskusję oceniam jako ciekawą i ważną. Nie dlatego, że powiedziano tam wiele mądrych rzeczy, ale wręcz przeciwnie – dlatego, że powiedziano tam wiele bardzo dziwnych rzeczy, które doskonale ilustrowały metody pracy zespołu parlamentarnego pod przewodnictwem pana Macierewicza.
Proszę sobie przypomnieć, że kiedy rozpoczęła się dyskusja profesor Rońda zaczął dryfować na inne tematy, pokazywać jakieś wydruki, o których mówił tylko, że są tajne. Dopiero przyciskany przez redaktora Kraśko powiedział, że są jakoś uzyskane, kupione od kogoś, "nie wiem", "nie mogę powiedzieć". Dzięki temu każdy mógł się zorientować jak działa zespół pana Macierewicza - tak właśnie, jak profesor Rońda w poniedziałkowym programie.
To, co mówił profesor Rońda nie jest niczym nowym, tezy przeze mnie wygłaszane także nie są nowością, poza tym nie było czasu na dokładne pochylenie się nad nimi. Cieszę się jednak, że nie zająłem zbyt wiele czasu, a profesor Rońda mógł dokładnie zaprezentować czym są te ich badania.
Nie czuł się pan jak zwolennik teorii heliocentrycznej, któremu na równych prawach każe się rozmawiać ze zwolennikiem teorii geocentrycznej?
Rzeczywiście trochę tak się czułem. To tak, jakbym chciał dyskutować o tym, że człowiek pochodzi od małpy, a z drugiej strony siedziałby ktoś mówiący, że od nietoperza albo od słonia. Dyskusja byłaby trudna, bo ja przedstawiałbym logiczny ciąg myślowy oparty na dowodach, a on zaprzeczałby i mówił, że nie mam racji, bo w podręczniku do biologii jest jeden błąd, więc cały podręcznik trzeba wyrzucić do kosza.
Pomimo tego do dyskusji doszło, zaprezentowano dwa punkty widzenia na tych samych zasadach. Czy to nie było uwiarygodnienie powagą TVP tez zespołu Macierewicza?
Podobna obawa narodziła się nie przy dyskusji, ale już przy prezentacji obu filmów. Jeden jest bardziej bezstronny, drugi tendencyjny i słabo popierający swoje tezy. Sądzę jednak, że takie zestawienie filmów i późniejsza dyskusja między kimś takim jak ja a kimś takim jak profesor Rońda jest uprawniona. Jeżeli się do tego nie dopuszcza, to sprawa jest w zawieszeniu i to już od 2,5 roku. Przecież zespół powstał krótko po przegranych przez pana Jarosława Kaczyńskiego wyborach prezydenckich i szybko zaczął tworzyć rozmaite teorie i atakować nimi opinię publiczną.
Ta sprawa nie może jednak pozostać w zawieszeniu w nieskończoność, bo Polacy są przez nią podzieleni. Sprawa nie chce wygasnąć, ten ogień jest ciągle podtrzymywany przez stronę panów Macierewicza i Kaczyńskiego. Trzeba to jakoś rozwiązać.
No właśnie, jak?
Katastrofę powinni wyjaśnić naukowcy z pomocą państwa. Przecież ono jest trzecią stroną, a w tej chwili stoi zupełnie z boku. Jakby go to wszystko nie obchodziło i demonstruje tym samym lekceważący stosunek do tak ważnej katastrofy. Jeśli to nastawienie się zmieni, to wydaje mi się, że wszystko uda się rozwiązać. Wtedy wreszcie polityka informacyjna. Ludzie – po pierwsze – będą informowani co zrobiła komisja Millera. Po drugie będzie możliwe dokończenie badania tej katastrofy.
Co to znaczy?
Trzeba zrobić to, czego normalnie komisje badania wypadków lotniczych nie robią, czyli przeprowadzić dodatkowe badania techniczne i naukowe szczegółów tej katastrofy. One nie miałyby za zadanie określić szczegółów tej katastrofy czy winnych, bo to należało do odpowiednich organów państwa. Natomiast naukowcy powinni się wypowiedzieć na temat przebiegu tej katastrofy. Społeczeństwo chciałoby wiedzieć co dokładnie się tam zdarzyło, bo to bardzo ważna dla wszystkich sprawa i trzeba w niej podjąć wyjątkowe kroki.
Ta wyjątkowość powinna także polegać na tym, że państwo odtajni materiały z dochodzenia, których na ogół nie odtajnia. Zwyczajowo komisje badania wypadków lotniczych nie publikują na przykład ścieżki dźwiękowej czy całego zapisu czarnych skrzynek, ale jedynie raporty, które są zapisem ich prac. Te transkrypty nie ujawniają wszystkich szczegółów. W tym przypadku apeluję o jak największą otwartość, o jak najdokładniejsze wyjaśnienie wątpliwości i przeznaczenie pewnych środków dla naukowców, żeby mogli prowadzić badania.
Wtedy szybko okaże się, że te wszystkie mgliste historie z zamrażaniem, obezwładnianiem samolotu, jedno-, dwu- czy już teraz czteropunktowymi wybuchami, które zdarzyły się w dowolnej chwili utraciłyby jakąkolwiek wiarygodność. Myślę, że z pomocą rządu i Polskiej Akademii Nauk polscy naukowcy są w stanie zakończyć tę sprawę w ciągu roku czy dwóch. Ważne jest także, by do Polski wrócił wrak, a uczeni mogli go zbadać. Wtedy będą w stanie stwierdzić, czy była tam jakaś ingerencja osób trzecich. To będzie zakończenie sprawy. Jeśli nie, wszystko zostanie w zawieszeniu.
Na razie jednak jesteśmy w zawieszeniu. Film Anity Gargas pomaga nam wyjść z tego stanu, czy tylko zaciemnia obraz?
Ten film jest dobrym materiałem propagandowym, mającym przekonać ludzi do najnowszej teorii, czyli teorii wybuchów. Jest to jednak szyte grubymi nićmi, bo proszę pamiętać, że pani Anita Gargas zrobiła już kilka filmów. Jeden z nich, "10.04.10", był kręcony w okresie, kiedy teoria wybuchowa jeszcze nie istniała, natomiast żywo dyskutowano takie problemy jak sztuczna mgła i dobijanie rannych. Film ten był kręcony pod kątem wzniecenia wątpliwości w tych dwóch kwestiach, natomiast pani Gargas nie wiedziała jeszcze, że kiedyś będzie musiała dodatkowo podeprzeć teorie wybuchowe.
Do obalenia tez pani Gargas z filmu "Anatomia upadku" wystarczy obejrzeć film... Anity Gargas "10.04.10". Tam wszyscy bez wyjątku świadkowie mówią o małym huku, o tym, że nie było wybuchu w powietrzu, a jedynie kiedy samolot uderzył już w ziemię. Poza tym mówią, że samolot leciał tak nisko nad ziemią, że zahaczał o drzewa, ścinał je i obracał się wokół osi. To wszystko są ustalenia oficjalnej wersji, którą pani Gargas nieświadomie poparła w swoim wcześniejszym filmie. Teraz stara się o tym zapomnieć, ponieważ ma do udowodnienia nową tezę.
Wielu ludzi nie zwróciło uwagi na tak oczywiste rzeczy jak rozmowa z właścicielem działki, na której stoi ścięta brzoza. Tego człowieka niemal nie zabił tupolew i brzoza, od której był w tym momencie oddalony o około 10 metrów. Wiemy to z innych relacji, bo pani Gargas nie jest pierwszą osobą, która dotarła do tego człowieka. Nie pyta jednak, bądź ukrywa odpowiedź, na pytanie "czy widział co stało się z tą brzozą?". Z innych źródeł wiemy natomiast, że ten mężczyzna upadł na ziemię i kiedy tylko podniósł głowę zobaczył jak to drzewo pada. Ta odpowiedź potwierdziłaby więc tezę, której nie akceptuje zespół pana Macierewicza. Cała ich 2,5-roczna praca – jeżeli tu można w ogóle mówić o pracy – ległaby w gruzach, więc takie zdanie nie pojawia się w filmie.
Więc TVP za publiczne pieniądze została tubą propagandową zespołu Macierewicza, a co za tym idzie jednej z partii.
Nie powiedziałbym tak. Nawet jeśli to, co zrobiła TVP wiąże się z takimi przykrościami, że słuchamy niedorzecznych teorii i widzimy ludzi, którzy nieudolnie starają się przepchnąć tezy, na które nie mają dowodów, to jednak samo oglądanie tego jest dla ludzi myślących bardzo dobre. Dzięki temu oni mogą dowiedzieć się jak miałkie są podstawy do takich tez, a myślę, że wielu ludzi nie miało takiej świadomości. Sądzę, że dobrze, że coś takiego miało miejsce, a jeśli ktoś nie zrozumiał, to trudno.
"Anatomię upadku" oglądała 3,15 mln widzów, dyskusję z pana udziałem i rozmowę dziennikarzy 1,85 mln widzów. Zostaje nam 1,3 ludzi, którzy wyłączyli telewizor, którzy ostatnie zdanie w tym sporze usłyszeli od Anity Gargas. Wydaje mi się, że zamysł był taki, że widzowie obejrzą oba filmy oraz dyskusję – będą mieli podstawę do analizy, ale też ekspertów, którzy im w tej analizie pomogą.
Oczywiście można tak na to patrzeć, ale sądzę, że sam fakt, iż chociaż drobna konfrontacja, czy drobna dyskusja się pojawiła jest pozytywny. Sam film Anity Gargas może też stanowić podstawę do dyskusji i ja wierzę, że ona się zacznie, także w innych mediach. Nie do wszystkich ona trafi, ale nie uważam, że emisja tego filmu przyczyni się do tego, co obserwujemy przecież od ponad dwóch lat, czyli wzrostu popularności tych spiskowych teorii dziejów.
Nie obawia się pan, że wkraczając na tak upolityczniony teren narazi się pan na ataki, bo w trzeciej klasie liceum był pan w młodzieżówce partyjnej?
(śmiech) Niech szukają. Jestem przyzwyczajony i nie boję się tego, bo to już miało miejsce. Przed rokiem wystąpiłem przeciwko tezom pana Biniendy i takie ataki już były. Zaobserwowałem jednak, że ich natężenie opada, kiedy staram się w miarę racjonalnie tłumaczyć jak dochodzę do swoich wniosków. Sądzę, że nie ma czego się obawiać, choć znam wielu naukowców i inżynierów, których ta obawa powstrzymuje przed zabraniem głosu. I to pomimo tego, że wiedzą doskonale, że to co się wydarzyło zostało w zasadzie dokładnie opisane przez komisję Millera i że teorie zamachowe są bzdurne. Sądzę jednak, że jeśli państwo stworzy naukowcom warunki do pracy szybko okaże się, że mamy wielu doskonale wykształconych ludzi, którzy zaangażują się w wyjaśnienie tej sprawy i ona szybko zostanie rozwiązana.
Długo jednak chyba pozostaniemy w tym stanie zawieszenia i długo jeszcze spora część społeczeństwa nie będzie miała pewności co do przyczyn katastrofy. Czy takim ostatecznym stanowiskiem w tej sprawie może być zakończenie śledztwa prokuratury?
To jednak zajmie lata. Tymczasem wielu ludzi uznaje, że sprawa nie zakończy się do chwili sprowadzenia wraku. Jednak nic na to nie poradzimy i pozostaje nam jedynie uzbroić się w cierpliwość. Musimy zaczekać na ostateczne wnioski.
O sprawie emisji filmu Anity Gargas pisał także Tomasz Lis.
*Paweł Artymowicz – polski astrofizyk, doktor habilitowany w zakresie astronomii ze specjalnością astrofizyka, profesor i wykładowca University of Toronto.
Film Anity Gargas nazywany przez niektórych błędnie dokumentalnym (w istocie to nie żaden dokument ale szyta grubymi nićmi PIS - owska politgramota) obejrzało trochę ponad 3 miliony widzów. To nie byłoby mało, ale to bardzo mało biorąc pod uwagę wielotygodniowe kontrowersje wokół tej produkcji, czyli potężną, darmową promocję wytworu. CZYTAJ WIĘCEJ