Teresa Klemańska kilka miesięcy po śmierci swojego syna postanowiła przerwać milczenie. Przyznała, że ma żal do rodziny, iż odsunęli ją od Tomasza Komendy oraz do prokuratorów, którzy – jej zdaniem – zamietli sprawę pod dywan. – Gdzie te miliony nas doprowadziły? – pyta ze smutkiem.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Niedługo przed śmiercią okazało się, że winni jego cierpienia prawdopodobnie nigdy nie zostaną skazani. Prokuratura Okręgowa w Łodzi prowadziła śledztwo przez sześć lat, by w końcu się poddać w styczniu tego roku.
Tymczasem matka Tomasza Komendy udzieliła wywiadu "Gazecie Wyborczej". Wciąż jest wstrząśnięta stratą syna. Przyznała, że nie pozwolono jej się z nim pożegnać. – Najgorzej tak bez słowa. Nie mówię, że ja jestem wspaniała mama, bez skaz, nie, nie, możliwe, że coś zrobiłam źle. Tylko można było powiedzieć, co źle robię – podkreśliła.
Teresa Klemańska zasugerowała, że najpierw zniewolił Tomasza Komendę system, a potem własna rodzina. – Odsuwanie go ode mnie, od całej rodziny Klemańskich, zaczęło się niedługo po jego wyjściu z więzienia – wspomniała.
Klemańska ma żal do braci Komendy i prokuratorów
Według jej relacji duży wpływ na Komendę mieli jego bracia. Choć po wyjściu z więzienia mężczyzna miał trzy mieszkania, to jego matka ujawniła, że miał "umierać bez własnego kąta", bowiem swoje nieruchomości miał przepisać na najstarszego brata Macieja.
– Nic z tego nie rozumiem. (...) I gdzie te miliony nas doprowadziły? Żal mam straszny. Do niego (najstarszego brata – przyp. red.), że mi z nim być nie pozwolił, ale też do tych prokuratorów z Łodzi – powiedziała matka Komendy.
– Znowu wszystko zamietli. Wypytywali, czy Tomek został zgwałcony, czy nie. Ciągle musiał wszystko powtarzać, a oni dalej go wzywali, zdenerwowany wychodził, to znowu jakieś próbki pobierali. Ile można było go męczyć? Ja stamtąd też za każdym razem zaryczana wychodziłam. Ach, na cały świat już jestem wściekła, że to się tak potoczyło – dodała.
Testament Tomasza Komendy
Tomasz Komenda pozostawił po sobie majątek wart miliony. Z reportażu "Dużego formatu" dowiadujemy się, że Teresa Klemańska złożyła wniosek do sądu, aby być na odczytaniu testamentu syna, ale jej prośbę odrzucono. "Ma jednak zeznawać jako świadek" – czytamy.
Stronami w sprawie spadkowej są "jeden z braci Komendy i jego była partnerka, reprezentująca 4-letniego syna Filipa Komendę". Nie znane są jednak szczegóły testamentu.
– Muszę poznać treść testamentu. Nie wierzę, że Tomek nie zwrócił się do mnie, nie zwrócił się do braci, żadnego słowa nam nie zostawił. Ja nie chcę żadnych pieniędzy, nie chcę nic. Tylko chciałabym się z nim pożegnać – zaznaczyła na koniec Teresa Klemańska.
Quiz: Poczuj się jak uczestnik "Koła Fortuny". Sprawdź się w naszym quizie
Następne posiedzenie sądu w sprawie spadkowej Komendy zaplanowano na 29 listopada, ale nie oznacza to końca rozprawy. Po zakończeniu postępowania, strony będą miały prawo do apelacji do Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.