Tajemnicze zaginięcie Beaty z Pomorza. Mąż kobiety jest oburzony zachowaniem policji
redakcja naTemat
02 listopada 2024, 18:12·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 02 listopada 2024, 18:12
Beata Klimek zaginęła 7 października. Nie wiadomo, co się z nią stało po tym, jak odprowadziła dzieci na autobus i zniknęła. Rodzina ma swoje podejrzenia, którymi podzieliła się już z mediami. Teraz w sprawie wypowiedział się jeszcze mąż, z którym pani Beata chciała się rozwieść.
Reklama.
Reklama.
Jak już informowaliśmy, poszukiwaniaBeaty Klimek trwają od ponad trzech tygodni. Kobieta zniknęła 7 października w tajemniczych okolicznościach po wyjściu z domu teściów, w którym mieszka z trójką dzieci. W dniu zaginięcia odprowadziła dzieci na przystanek – one pojechały do szkoły, a ona zniknęła.
Nie dotarła do pracy. "Wracając do domu, zatrzymała się jeszcze na chwilkę z sąsiadką, mówiąc jej po krótkiej rozmowie, że jej się śpieszy, gdyż na godzinę 8.00 musi być w pracy" – napisano na grupie "Gdziekolwiek jesteś".
Mąż Beaty Klimek o sprawie jej zaginięcia
Pani Beata mieszka z dziećmi w Poradzu na Pomorzu Zachodnim. Jest w trakcie rozwodu. Mąż czasami przyjeżdża do domu rodziców.
Co ten mężczyzna mówi o sprawie? Skontaktował się z nim dziennik "Fakt". Jak relacjonuje gazeta, boi się on cokolwiek powiedzieć, gdyż uważa, że został już wystarczająco oczerniony. Powiedział jednak "Faktowi", iż wyprowadził się z domu, gdyż mu się nie układało z żoną. Twierdzi on też, że pani Beata mu się odgrażała. – Mówiła: ty jeszcze zobaczysz – usłyszał dziennik.
– Byli tutaj policjanci ze Szczecina z psami. Chodzili tutaj, potem poszli w stronę wiatraków. Potem przyjechały psy z Warszawy. Tak samo zaprowadziły policjantów w stronę wiatraków. Tam się ślad urwał. Ja tam nie jeździłem. Byłem tam w niedzielę na grzybach, ale w poniedziałek (w dniu zaginięcia pani Beaty-red.) tam nie byłem. Od razu policjanci uznali mnie za winnego, straszyli, że mnie skują. Wyciągnąłem ręce i powiedziałem im, proszę bardzo, możecie mnie skuć – opowiadał w rozmowie z prasą pan Jan.
"Fakt" ustalił także, że para rozstała się po 26 latach małżeństwa, a mężczyzna ponad rok temu wyprowadził się do swojej nowej partnerki. "Zwlekał też z płaceniem alimentów, a sprawą zajął się komornik" – czytamy w jednym z tekstów gazety na ten temat.
Takie podejrzenia mają krewni zaginionej Beaty Klimek
Rodzinie kobiety nadal nie daje spokoju także sprawa wyłączonej w domu kamery. – Uważam, że rozwiązanie tajemnicy jej zniknięcia znajduje się w domu. Mam nadzieję, że dokładnie zabezpieczono wszystkie ślady, w tym odciski palców. Wiele o jej zaginięciu mówi wyłączona nagle kamera – powiedział również gazecie "Fakt" krewny pani Beaty.
Jak tłumaczyła ta osoba, "wszystko wygląda tak, jakby doszło do zaniku napięcia, ale w sąsiednim domu jej siostry prąd cały czas był". – Jest to bardzo dziwne. Tak jakby ktoś specjalnie odłączył korki, aby wejść do środka, a potem włączył ją ponownie. Co ciekawe, po włączeniu kamery na kuchence widać, że zegar się zresetował i zaczął migać – usłyszał "Fakt".
Sprawą zajmuje się też Arkadiusz Andała, prywatny detektyw. – Nie ma postępów w tej sprawie. Jestem jednak pesymistą, choć chciałbym się mylić, mówiąc, że pani Beata nie żyje. Opieram się jednak na pragmatyce i ponad 20-letnim doświadczeniu, bo pracowałem przy dziesiątkach takich spraw i obawiam się, że działania służb będą ukierunkowane na poszukiwanie zwłok. Okoliczności i splot pewnych niuansów wskazują, że zrobiono jej krzywdę – mówił ostatnio naTemat.pl Andała.
– Tropy zaprowadziły służby do jej domu i tam była widziana żywa po raz ostatni. Psy tropiące poszły co prawda w inne miejsce, na skraj lasu, ale to nic nie znaczy, ponieważ pani Beata chodziła wcześniej tymi drogami. A nawet jeśli nie jest to mylny trop, może to oznaczać, że nie znalazła się tam z własnej woli – dodał. Całość rozmowy jest w tym tekście.