Jarosław Kaczyński zorganizował wczoraj całą serię imprez dla swoich zwolenników. Była msza, społeczne obchody Święta Niepodległości, marsz pamięci, miesięcznica i tradycyjne zamieszki pod pomnikiem ofiar katastrofy smoleńskiej. Tam fani prezesa PiS zaprezentowali cały arsenał nowych środków na zakłócaczy miesięcznicy. Mieli ze sobą stroboskopy i przeraźliwie piszczące piszczałki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Smoleńskie miesięcznice to imprezy, podczas których pewne jest kilka rzeczy. Wiadomo, że jedni będą "czcić pamięć ofiar", drudzy udowadniać, że to nieprawda, zaś Jarosław Kaczyński popuści wodze fantazji i powie coś o Tusku. Dzieje się tak niezależnie od tego, czy ugrupowanie prezesa jest u władzy, czy w opozycji.
I tym razem Kaczyński nie zawiódł swoich fanów. Jego i PiS sympatycy zebrali się w niedzielny wieczór na placu Piłsudskiego w Warszawie. Okazją do tego zebrania była oczywiście tzw. miesięcznica smoleńska.
Najpierw wielbiciele prezesa spotkali się na placu Zamkowym, uformowali w "Marsz Pamięci" i dotarli pod pomnik smoleński na placu Piłsudskiego. Zajęło im to ok. 15 minut, bo oba miejsca dzieli mniej więcej 1000-1200 metrów.
Cała operacja była dość skomplikowana, bo fani Kaczyńskiego zostali zaproszeni na kilka imprez w jednej. Zaczęło się od mszy w intencji ofiar katastrofy smoleńskie, potem było zebranie pod kolumną Zygmunta, przemarsz pod Pałac Prezydencki, krótka przemowa, a potem wycieczka pod pomnik ofiar katastrofy smoleńskiej i tradycyjne zamieszki pod nim.
Okazją do tych uroczystości z udziałem prezesa była tzw. miesięcznica smoleńska oraz rocznica przyjazdu marszałka Józefa Piłsudskiego do Warszawy. W każdym razie pretekstów do spotkania i ponarzekania na rząd było kilka.
– To, co dzieje się w ciągu ostatniego roku czy prawie już roku, to nic innego jak niszczenie naszego państwa, naszej gospodarki, realizacja planów agendy obcego państwa, Niemiec, ale także coraz bardziej widoczne i oczywiste wpływy rosyjskie, putinowskie w naszym kraju – tak Kaczyński na pl. Piłsudskiego podsumował okres, w którym nie ma nad Polską władzy.
Ale prezes PiS ma nadzieję ją odzyskać. W tym celu planuje wygrać kolejne wybory prezydenckie, oczywiście nie osobiście, ale poprzez swojego kandydata. Kto nim będzie?
– Za kilkanaście dni poznamy nazwisko kandydata obozu patriotycznego, kandydata, który będzie personalizował w sobie ideę wolnej Polski, Polski rozwijającej się, idącej ku sile, ku znaczeniu, podmiotowości, ku wielkości. Bo stać nas na to – zapowiedział.
Kiedy tłum skandował "zwyciężymy", Kaczyński się zgodził.
– Zwyciężymy, ale tylko wtedy, kiedy nie zabraknie nam woli działania, nie zabraknie nam determinacji – podkreślał.
Podkreślał też wagę nadciągających wyborów prezydenckich.
– To musi być pierwszy krok w stronę tego, można powiedzieć, ponownego wyzwolenia naszego narodu ku trwałej demokracji, trwałej praworządności, ku rozwojowi – przekonywał zebranych.
8 lat to za mało?
Dodał też, że wygranie wyborów prezydenckich ma być początkiem nowego rozdania.
– Pamiętajmy, że to zwycięstwo to tylko pierwszy krok. Ta walka będzie trwała dalej, bo tylko wtedy, kiedy obóz patriotyczny przejmie władzę, i to władze na długie lata, będzie możliwość zrealizowania tych naszych celów – mówił.
Warto też zauważyć, że zgodnie z przewidywaniami doszło do kolejnych awantur pod pomnikiem smoleńskim. Przeciwnicy Jarosława Kaczyńskiego nakleili na niego kartki z napisami "pomnik kłamstwa smoleńskiego" i "obiekt przeznaczony do rozbiórki".
Sam pomnik (czyli tzw. schody smoleńskie) został wpierw otoczony szerokim kordonem płonących zniczy, co znacznie utrudniało podejście do niego, potem zaś kolejny kordon stworzyli policjanci.
Ale fani Kaczyńskiego użyli też nowego arsenału środków na "zakłócaczy". Przynieśli ze sobą lampy stroboskopowe oraz piszczałki wydające przeraźliwe dźwięki. Za ich pomocą odstraszali swoich rywali.