Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego na zlecenie Prokuratury Krajowej zatrzymała Białorusina. Mężczyzna zostanie oskarżony o próbę podpalenia obiektu w Gdańsku. Grozi mu dożywocie, podobnie jak zatrzymanym już wcześniej członkom jego szajki. Gdyby udało im się zrealizować zbrodnicze plany, Polska dosłownie stanęłaby w płomieniach.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
O sprawie wiadomo na razie niewiele. ABW ujawniła, że Białorusina złapano w Warszawie już 6 lub 7 listopada. Jest on podejrzewany o usiłowanie podpalenia centrum farb i tynków w Gdańsku.
Prokuratura zdążyła już wystąpić o areszt dla mężczyzny. Sąd Rejonowy dla Wrocławia – Śródmieścia przychylił się do wniosku śledczych i Białorusin przynajmniej trzy kolejne miesiące spędzi za kratami.
Wiemy też, że aresztowany niedoszły podpalacz miał być elementem całej siatki dokonującej aktów sabotażu. W styczniu i maju 2024 roku w śledztwie tym na polecenie prokuratora Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego zatrzymała cztery osoby. To obywatele Polski, Ukrainy i Białorusi, którzy czynili przygotowania do podpaleń obiektów na terenie Wrocławia, a także dokonali podpaleń obiektów na terenie Gdańska, Gdyni oraz Marek.
Sprawę prowadzi Dolnośląski Wydziału Zamiejscowy Departamentu do Spraw Przestępczości Zorganizowanej i Korupcji we Wrocławiu. Zatrzymany niedoszły podpalacz dostał zarzuty udziału w zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze międzynarodowym oraz dokonywania aktów dywersji i sabotażu lub przestępstw o charakterze terrorystycznym na zlecenie obcego wywiadu. Grozi za to dożywocie.
Chcieli, by Polska stanęła w ogniu
Taką samą karę mogą dostać inni członkowie jego siatki dywersantów. Jak pisze "Rzeczpospolita", z ustaleń wrocławskiej prokuratury wynika, że zwerbowani przez rosyjski wywiad wojskowy (GRU) ludzie rok temu podpalili koktajlem Mołotowa włoską restaurację w Gdyni. Chodzi o położony w Orłowie lokal Casa Cubeddu Ristorante. Ten pożar gasiło aż 12 zastępów strażaków, opanowali go dopiero po 4 godzinach walki z żywiołem.
Sabotażyści oskarżeni są też o to, że w tym roku(w nocy z 8 na 9 kwietnia) podłożyli ogień pod magazyn europalet w Markach pod Warszawą. Usiłowali też podłożyć ogień w Gdańsku w centrum farb i tynków.
Zatrzymani mieli działać na zlecenie GRU, a są powiązani z ujętym przez ABW w styczniu tego roku Ukraińcem Serhijem S. Ten z kolei szykował się do podłożenia ognia pod wrocławską fabrykę farb. Gdyby mu się to udało, doszłoby do katastrofy.
Przypomnijmy, że niedawno rozpoczął się tego mężczyzny. Zatrzymano go 31 stycznia 2024 na dworcu PKS we Wrocławiu. Twierdził, że pochodzi spod Odessy, ale mieszka z żoną w Niemczech i właśnie do niej jechał. Zdaniem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego miał on otrzymać pieniądze za podpalenie centrum z farbami we Wrocławiu, niedaleko bazy Orlenu z 56 mln litrów paliwa. Pożar miał też zanieczyścić Odrę.
Jak pisała w tym roku "Rzeczpospolita" działający na zlecenie Rosji sabotażyści mogą też stać za pożarem hali Marywilska 44 w Warszawie i za "próbą podpalenia innego obiektu handlowego w stolicy".
Prokuratura Krajowa na razie nie udziela więcej informacji dotyczących tego śledztwa. Zapewnia jednak, że jest ono rozwojowe. Śledczy nie ujawniają też pełnej listy celów szajki sabotażystów, by nie wskazywać innym miejsc wrażliwych na tego typu ataki.
Z nieoficjalnych informacji wynika, że zatrzymani w Polsce sabotażyści mogą być odpowiedzialni za pożary również w innych krajach. Polscy śledczy współpracują ze służbami m.in. z Austrii i Czech. Podejrzane pożary, podobne do tych, które zdarzyły się w Polsce, miały też miejsce w Estonii, Litwie, Łotwie i Wielkiej Brytanii.