To mógł być dramat na miarę gigantycznego pożaru hali przy Marywilskiej 44. Dywersanci chcieli podpalić jeden z "obiektów wielkopowierzchniowych" w stolicy. Nie udało się, bo nie zadziałały wszystkie zainstalowane zapalniki. Służby znalazły większość urządzeń.
Reklama.
Reklama.
Szokujące informacje ujawnili dziennikarze śledczy Radia ZET. Jak ustalono, 17 maja służby zatrzymały w podwarszawskich Ząbkachosobę podejrzewaną o działalność w zagranicznej grupie sabotażowej działającej w Polsce.
Kilka dni później wpadł następny domniemany dywersant. Mógł on brać udział w próbie podpalenia dużego obiektu w Warszawie. Próbie, która szczęśliwie okazała się nieudana.
W swoim podcaście "Podejrzani politycy", dziennikarze Mariusz Gierszewski i Radosław Gruca podali, że we wspomnianym obiekcie wybuchł pożar, był on jednak niewielki i szybko został ugaszony.
Jak stwierdzono, ogień został wzniecony za pomocą zdalnie sterowanych zapalników. Odpaliły się dwa. Według informatorów Radia ZET, łącznie jednak takich urządzeń było aż 8. Pozostałe nie zadziały, dzięki czemu nie doszło do większej tragedii.
Odkrycie zapalników wskazujących bezsprzecznie na celowość działań postawiło na nogi nie tylko policję, ale też służby specjalne. W Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji powołano nawet w związku z tym specjalny sztab.
Pożar na Marywilskiej 44 mógł być robotą obcych służb
12 maja w Warszawie doszczętnie spłonęła wielka hala handlowa Marywilska 44. Przybyły na miejsce komendant główny straży pożarnej nadbryg. Mariusz Feltynowski od razu zasugerował, że zdarzenie jest "dziwne", ogień bowiem pojawił się jednocześnie w wielu miejscach obiektu. "Z reguły po 11 minutach nie jest taka wielka powierzchnia objęta pożarem" – mówił strażak.
Szybko zaczęły się mnożyć spekulacje dotyczące możliwego podpalenia. Zaczęto mówić między innymi o możliwym udziale dywersantów pracujących na rzecz innych państw. I nie były to jedynie dociekania anonimowych internautów.
Donald Tusk: rosyjskie służby wynajmują ludzi do sabotażu w Polsce
21 maja premier Donald Tusk powiedział, że intensywnie sprawdzane są różne wątki, w tym także możliwy udział rosyjskich służb w zdarzeniu, do którego doszło przy ulicy Marywilskiej w Warszawie. Trzy dni później szef rządu dorzucił podczas spotkania z mieszkańcami Białegostoku kolejną dawkę niepokojących informacji.
Tusk stwierdził, że "mamy odnotowanych siedem prób sabotażu, udanych lub zatrzymanych w ostatniej chwili".
– Mamy dowody, że osoby, które chciały do tego doprowadzić, były wynajęte przez rosyjskie służby. Mówimy tu o podpaleniach celowych, czy to lasy, czy centra handlowe. Mówimy także o pobiciach na zlecenie białoruskiej i rosyjskiej służby specjalnej – mówił premier.