– Patriotyzmu nie da się zdefiniować. To jak z miłością. Przyjaciel Jan Paweł II nie umiał, my też nie umiemy – rzuca uczestnik Marszu Niepodległości, który do Warszawy przyjechał z Katowic.
Warszawa, 11 listopada 2024 roku. Środek dnia, centrum miasta. Na Marsz Niepodległości zjechali ludzie z różnych stron Polski i świata. Na wysoko uniesionych transparentach widać: Olsztyn, Bełchatów, Katowice, Łódź, Stalową Wolę. Dumnie powiewają też flagi z napisami: Bruksela czy Kanada.
Organizatorzy podają, że w marszu brało udział 200 tys. ludzi, sprzyjająca prawicy TV Republika mówi o 150 tys., a stołeczny ratusz szacuje – 90 tys. osób.
Z każdą minutą robi się coraz tłoczniej i coraz głośniej. Gęsty dym zaczyna gryźć w oczy. Wybuchają petardy i wprowadzają ludzi w chwilowy niepokój. Obok zamaskowanego kibola z symbolem Polski Walczącej na czole i racą w ręku, stoją rodziny z dziećmi.
Niektóre dzieci jeżdżą jeszcze w głębokich wózkach, inne spacerują za rękę z rodzicami. Niektórzy zabrali też psy, owijając je patriotycznymi wiankami. Nie brakuje osób starszych, które ręce zajęte mają flagami i często różańcami.
Swoje stragany rozłożyli tu handlujący patriotycznymi gadżetami. Emblemat potwierdzający bycie patriotą za nie mniej niż 25 zł.
W powietrzu – oprócz zapachu spalenizny – unosi się woń alkoholu. Ktoś schodzi z głównej trasy, przystaje i wyciąga butelkę. Na twarzy ma coraz większy rumieniec. A z gardła coraz głośniejszy okrzyk: "Bóg, Honor i Ojczyzna", "Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę".
Rodziny z małymi dziećmi przechodzą obok. Wolnym krokiem, swoim tempem, z uśmiechem na twarzy. Rozmawiają o pogodzie, a potem niektórzy z nich, jakby bez namysłu powtarzają za skandującym tłumem: "Znajdzie się kij na pedała ryj".
"Żeby Polska była Polską"
– Ja jestem po raz pierwszy, ale szwagier – już ósmy raz – mówi jeden z uczestników marszu. – A my już trzy razy – dołączają ochoczo do rozmowy dwaj chłopcy machający biało-czerwoną flagą. Całą rodziną przyjechali z Łodzi.
– Czym dla was patriotyzm? – pytam.
– Przede wszystkim, żeby Polska była Polską. I żebyśmy mieli tę Polskę na mapie Europy. Żeby znowu nie zniknęła na te 123 lata – szybko odpowiada jeden z mężczyzn.
Jego szwagier dodaje: – Także przede wszystkim to, żebyśmy mieli swój naród.
– Czy obecność polityków nie przeszkadza? – dopytuję. – Myślę, że wszyscy powinniśmy szanować się jako naród i jednoczyć – odpowiada jeden z nich.– Nie liczyć tutaj na żadne podziały partyjne, czy jesteśmy Polakami, czy nie. Także trzymajmy się wspólnie, w jednej wspólnocie.
Huk rzucanych petard co chwilę przerywa rozmowę. Zamaskowani kibole z dumnym napisem na plecach "Polska dla Polaków" pędzą co sił, aby dołączyć do czoła marszu, gdzie postanowiła "wyszumieć się" Młodzież Wszechpolska. Tam jest najciekawiej – zupełnie inaczej niż tu, gdzie idą "zwykli Polacy".
Pytam więc mojego rozmówcę czy nie boi się o dzieci?
– Widzi pani tam osoby starsze, dzieci w wózkach? Nie ma się czego bać – zaznacza szwagier, nim jeszcze ojciec dzieci zdąży zareagować.
"Rasistowski" marsz
Marsz Niepodległości organizowany jest nieprzerwanie od 2010 roku przez Stowarzyszenie Marsz Niepodległości (stworzyły je nacjonalistyczne organizacje polityczne: Młodzież Wszechpolska i Obóz narodowo-Radykalny).
To wydarzenie wielokrotnie stawało się areną niebezpiecznych zdarzeń, które przyciągały uwagę mediów krajowych i zagranicznych.
Jednym z najbardziej znanych incydentów była tzw.
"Bitwa o Empik" w 2020 roku. W centrum Warszawy – przy rondzie de Gaulle’a – doszło do starć między uczestnikami marszu a policją. Kamienie, odpalone race rzucane w stronę funkcjonariuszy. Wielu policjantów zostało rannych, a zabytkowa infrastruktura – zniszczona. Służby porządkowe, aby opanować rozjuszony tłum "prawdziwych patriotów", musiały użyć gazu łzawiącego i broni gładkolufowej.
Te wszystkie incydenty były opisywane przez zagraniczne media. Na przykład "The Guardian" nazwał marsz "rasistowskim", "Time" – "faszystowskim". A niektóre transparenty, takie jak "Europa będzie biała", przyczyniły się do oskarżeń o szerzenie ideologii nacjonalistycznych i nietolerancji.
Mimo tak licznej krytyki i wielu negatywnych opinii wydarzenie odbywa się co roku, budząc w mieszkańcach Warszawy strach o zdrowie i dobra materialne. Na kilka dni przed rozpoczęciem na trasie przemarszu z polecenia prezydenta miasta
Rafała Trzaskowskiego usuwane są kosze na śmieci, hulajnogi, banery reklamowe.
"Jesteśmy patriotami, Polakami"
– Jesteśmy patriotami, jesteśmy Polakami i chcemy zaprotestować – mówi mieszkaniec Śląska.
Jego kolega dodaje: – Po prostu to jest nasze święto – Polaków, dlatego tutaj jesteśmy.
– Jestem tu pierwszy raz. Kolega jest już któryś z kolei. To jest jakaś bzdura, że jacyś faszyści, rasiści i tak dalej – podkreśla.
– Patriotyzm? To przywiązanie do wartości, do naszej nacji, do polskości. Do tego, że nasi przodkowie ginęli za nasze barwy – mówi Piotr z Bytomia.
– Bycie Polakiem to też jest patriotyzm. Nie jakiś faszyzm, bo wyzywają tu ludzi od faszystów, jakichś rasistów. A to jest bzdura. Tak mi się przynajmniej wydaje. I dlatego tu jesteśmy – dodaje jego towarzysz.
Mężczyźni wymieniają też postaci historyczne, które kojarzą im się z tym świętem:
"Wujka wzięliśmy do ochrony"
– Chcieliśmy pokazać wnukowi, jak wygląda cała ta uroczystość, bo nigdy nie był – mówi mieszkanka Wołomina.
– Do tej pory to ja raczej przed telewizorem oglądałam obchody z okazji 11 listopada. Jestem pierwszy raz. Natomiast no różne były przebiegi, także mamy jakieś tam swoje zdania – dorzuca babcia.
Gdy pytam o to, czy nie boi się o wnuka, odpowiada:
– Nie… Jakoś w tym roku ufam, że będzie okej. Wujka wzięliśmy do ochrony. Obstawa jest – mówi.
Po chwili dodaje: – Nie no, przecież nie będziemy tutaj wplątywać się nie wiadomo w co. Tylko sobie pospacerujemy, popatrzymy… Atmosferę po prostu chcemy łyknąć. Bo to inaczej jest przed telewizorem, a inaczej na żywo uczestniczyć.
– Dzisiaj patriotyzm to jest dbanie o innych, praca. Walczyć nie walczymy, bo nie mamy takiej potrzeby. Natomiast dbanie o to, żebyśmy nie musieli walczyć. Czyli tłumaczyć dzieciom, przekazywać pewne wartości – opowiada babcia, mocno ściskając wnuka.
Czy politycy powinni organizować "manifest polityczny" w przedwyborczym roku? – pytam.
– Jestem za takim ogólnym marszem. Każdy, kto ma możliwość, ten może uczestniczyć. Nie jestem prawicowa. Ale podkreślanie, że to jest ich marsz, nie jest prawdą – mocno zaznacza starsza kobieta.
– To naród uczestniczyć powinien. Natomiast każdy ma prawo mieć swoje poglądy – dodaje.
"Rodzina jest najważniejsza"
Wśród tłumu zmierzającego pod Stadion Narodowy dostrzegam młodego mężczyznę. Jego załzawione niebieskie oczy przykuwają uwagę. Ciężko określić czy są to łzy wzruszenia, czy efekt wszechobecnych rac. Na czerwonej, patriotycznej koszulce na piersi dumnie widnieje godło Polski.
– Chcę bronić Polski. Na marszu jestem prawie co roku – odpowiada dumnie.
– Ludzie zapomnieli, czym jest honor. Dlatego przychodzimy tutaj i tego bronimy – dodaje.
Pytam, czy obawia się, że znów trzeba będzie walczyć o niepodległość.
– Jeżeli będzie takie pokolenie, jak jest teraz, to na pewno. – Boi się pan? – pytam.– Nie, nie boję.
– Młodzi kierują się teraz telefonem, niczym więcej. A powinni pomyśleć. Każdy ma dziadka, każdy ma tatę, za każdego ktoś kiedyś walczył. Gdyby nie oni, toby ich nie było na tym świecie. Tym się powinni kierować, rodziną. Rodzina jest najważniejsza – podsumowuje.
"Z głupotą się nie dyskutuje"
Na końcu pochodu idzie grupa uśmiechniętych ludzi. Przyjechali na marsz z Katowic.
– Patriotyzm jest wszystkim. W sercu się to ma. Moja ojczyzna, mój dom – rzucają hasłami.
Nagle wychyla się jeden z mężczyzn: – Patriotyzmu nie da się zdefiniować. To jak z miłością. Przyjaciel Jan Paweł II nie umiał, my też nie umiemy.
Dopytuję ich o nastroje, o faszystowskie i rasistowskie hasła.
– Z głupotą się nie dyskutuje. Jest spokojnie – słyszę. A po chwili do naszych uszu dociera "Jeb** Tuska. Jeb** Tuska!". Moi rozmówcy ochoczo dołączają do skandowania.
Po "radośnie" wykrzyczanych przez nich hasłach, wracamy do rozmowy. Zahaczamy o tematy polityczne. Zagaduje ich o obecność prezesa PiS-u.
– Dobrze, bo jest patriotą – odpowiadają chórem.
– Był i jest patriotą. Jest potrzebny w tym kraju. Jak zgubimy patriotyzm, to może być tak jak w 1935 roku. Może zacząć się na nowo coś niedobrego. Tak było też wtedy. Ale póki umie, nie chłop idzie, bo potrzebny jest – podkreśla jeden z członków grupy.
– Na pewno ma dobre intencje – dodaje pewny swego kolejny przyjezdny z Katowic.
– A wiadomo, błędu nie popełnia ten, kto nic nie robi, tak? Więc trzeba komuś wierzyć nie? – wypowiada się inny mieszkaniec Śląska.
– Boją się państwo, że będziemy musieli znowu walczyć o niepodległość? – pytam.
– Tak mocno to chyba nie będzie. Będzie to raczej atak na duszę, na ciało. Wyprane są głowy i tyle. Niestety. Ale do takich strasznych rzeczy, to już na pewno nie dojdzie. Mamy taką nadzieję. Nie damy się. Zawsze Polak i Polska będzie naszym bratem i siostrą – dodają z dumą patrioci z Katowic.