Zarząd Polskiego Komitetu Olimpijskiego zatwierdził rekomendację prezydenta Andrzeja Dudy na członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego. Sprawa wzbudziła ogromne kontrowersje. Raz – przez osobę rekomendowaną. A dwa – sposób, w jaki to się odbyło. – Sposób przeprowadzenia jego wyboru jest naprawdę uwłaczający. I dla członków MKOl, i dla głowy państwa – mówi naTemat europosłanka Jagna Marczułajtis-Walczak. Zapytaliśmy polityków związanych ze sportem, co myślą o tej rekomendacji. I czy byli politycy w ogóle są dobrze widziani w MKOl? Odpowiedzi były miażdżące.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
– To jest zła kandydatura. Ja po prostu mówię nie. A jeśli pan prezydent podobno tak dobrze czuje sport, to niech odda miejsce sportowcom. Wielkim postaciom – komentuje w rozmowie z naTemat poseł Tomasz Zimoch, wieloletni komentator sportowy.
Bardzo się dziwi, że PKOl wysunął taką kandydaturę. I bardzo chętnie chciałby poznać listę osób, które za nią głosowały. – Wolałbym też, żeby to nie były żadne zakulisowe ruchy. Żeby była przejrzystość – mówi.
– Poza tym, wydaje mi się, że osoba, co do której są bardzo duże wątpliwości jeśli chodzi o jej działania, o nieprzestrzeganie konstytucji, chyba tym bardziej nie powinna wdzierać się do świata sportu. Świat sportu niech pozostanie głównie dla ludzi sportu. Polityk chyba powinien sobie znaleźć inne miejsce – uważa poseł Zimoch.
O tym, że Andrzej Duda po zakończeniu prezydentury mógłby trafić do MKOl, mówiło się już dawno. Jednak chyba nikt nie traktował tego poważnie. Gdy pod koniec listopada pytaliśmy ekspertów o przyszłość Andrzeja Dudy, żaden z naszych rozmówców nie widział jej w żadnej międzynarodowej organizacji.
Tomasz Zimoch przyznaje, że byłoby to wygodne dla prezydenta, bo to ważna rola i zajęcie. A także, że osoby sportu w MKOl też się zdarzają i w tym nie byłoby nic nadzwyczajnego.
– Ale to, że jeździ się na nartach, nie oznacza, że czuje się sport. Zwłaszcza gdy prezydentura Andrzeja Dudy nie była mistrzowska. A chodzi o to, żeby sport był dla wielkich mistrzów – mówi.
– Pan prezydent jest osobą oddaną olimpizmowi. Bardzo pomaga PKOl, ale też trzeba pamiętać, że bardzo dobrze poruszał się w strukturach międzynarodowych. Wiele lat współpracował z moim poprzednikiem Andrzejem Kraśnickim. Odbył wiele spotkań z panem przewodniczącym Thomasem Bachem, wiele rozmów. Myślę, że to zaowocowało tym, że pan przewodniczący Bach zdecydował się, by Polska wystawiła taką kandydaturę – tak tłumaczył tę decyzję w TVN24 szef PKOl Radosław Piesiewicz.
Z tym oddaniem olimpizmowi nie wszyscy jednak podzielają taką pewność.
– Rozumiem, że pan prezydent Duda bardzo lubi sport, jeździ na nartach i ma znajomości, bo zna się z przewodniczącym MKOl Thomasem Bachem, który odchodzi w marcu 2025 roku. Ale nie wiem, czy to jest wystarczające, by został członkiem MKOl. To może nie wystarczyć – komentuje europosłanka Jagna Marczułajtis-Walczak, snowbordzistka, trzykrotna uczestniczka zimowych igrzysk olimpijskich.
Jak podkreśla, członek MKOl to bardzo prestiżowa i elitarna funkcja. I to nie jest tak, że są nimi wyłącznie sportowcy.
– To są ludzie z różnych dziedzin, których łączy sport. To są i książęta, i szejkowie arabscy, i inne wysoko postawione osoby w świecie. Nie jest więc przeszkodą, by były prezydent kraju, był członkiem MKOl. Szczegółowe kryteria, kto może być członkiem MKOl, określa Karta Olimpijska – przyznaje.
– Ale to powinna być osoba, która nie wzbudza żadnych kontrowersji. Jest społecznie popierana, lubiana, szanowana. Taką osobą na pewno była Irena Szewińska. Taką osobą jest Maja Włoszczowska. Oczywiście, najlepiej byłoby, gdyby członkiem MKOl została osoba ze sportu. Mamy wspaniałych, zasłużonych medalistów olimpijskich, np. Robert Korzeniowski, Justyna Kowalczyk, Adam Małysz. To powinno iść raczej w tę stronę. Jeśli jednak PKOl decyduje się na polityka, to może mają inne, ukryte cele? Trudno powiedzieć – mówi Jagna Marczułajtis-Walczak.
Oczekiwania MKOl? "Żeby to nie były osoby związane z polityką"
Andrzej Szewiński, poseł, siatkarz, trzykrotny mistrz polski, dużo wie o MKOl i jego oczekiwaniach wobec kandydatów na członków.
– Tak się składa, że moja mama była członkiem MKOl – mówi w rozmowie z naTemat.
Irena Szewińska była jedyną przedstawicielką Polski, która była pełnoprawnym członkiem MKOl, w latach 1998-2018.
– Członkiem MKOl można zostać z kilku nadań. Jest zasada, że jest jeden pełnoprawny członek MKOl na jeden kraj, poza mocarstwami. Druga grupa to prezesi światowych federacji, które zrzeszają związki sportowe z różnych krajów, chodzi o sporty olimpijskie. I są członkowie rotacyjni, na okres kadencji. To przedstawiciele sportowcy. U nas jest to Maja Włoszczowska – tłumaczy polityk.
Pełnoprawnym członkiem jest się dożywotnio. – Gdy mama odeszła, to nikogo z Polski z takiego nadania już nie było. Dziś MKOl w Polsce reprezentuje, ale jest też ambasadorem Polski, pani Maja Włoszczowska – dodaje.
Pytam więc, jakie są oczekiwania MKOl wobec członków?
– Żeby to nie były osoby związane z polityką. Wiadomo, że jeśli ktoś jest politykiem, to w pewnym okresie reprezentuje formację rządzącą, a potem formację, która nie rządzi. To są polityczne walki, a polityka tam kojarzy się pejoratywnie. Dlatego, jeśli chodzi o ruch olimpijski, to starają się unikać polityków w swoich gremiach – mówi poseł Szewiński.
Przyznaje, że politycy też się zdarzają. – Ale jeśli jest taka możliwość i jest odpowiednia osoba, która może reprezentować dany kraj w MKOl, to starają się, żeby była to osoba ze środowiska sportowego. Takie są tendencje w MKOl – podkreśla.
Wśród członków są też członkowie rodzin królewskich. Na przykład z jego mamą przyjaźnił się książę Albert z Monako. Był bobsleistą, sam występował na igrzyskach. Albo księżniczka Anna.
– Również ją spotykałem. Ona też brała udziała w zawodach jeździeckich podczas igrzysk olimpijskich. Nie zawsze są to osoby, które wcześniej były sportowcami, ale tendencja jest, by raczej byli to ludzie spoza polityki – mówi Andrzej Szewiński.
Rekomendacji Andrzeja Dudy nie chce jednak komentować.
Ale osoba prezydenta to jedna strona medalu. Druga to sposób, w jaki PKOl go zarekomendował.
Wybór Dudy do MKOl. "Sposób przeprowadzenia jego wyboru jest naprawdę uwłaczający"
Jagna Marczułajtis-Walczk mówi, że to najbardziej jej się nie podoba i to w całej tej sprawie jest najważniejsze.
– Ja odczytuję to jako spłacenie długów pana Piesiewicza wobec partii PiS. Bo obecnie mamy "partyjny" komitet olimpijski, a nie Polski Komitet Olimpijski. I jeśli faktycznie miałaby to być nowa ścieżka pana prezydenta po zakończeniu urzędowania, to sposób przeprowadzenia jego wyboru jest naprawdę uwłaczający. I dla członków MKOl, i dla głowy państwa – mówi.
Andrzej Duda, jak się okazuje, w ogóle nie wiedział, że taka uchwała w PKOl będzie głosowana. Radosław Piesiewicz, dopytywany w TVN24, przyznał: – Nie, jeszcze nie mieliśmy okazji przekazania informacji panu prezydentowi.
– To jest śmieszne i nie na miejscu. Tak się po prostu nie robi – komentuje Jagna Marczułajtis-Walczak.
– Myślę, że pan Piesiewicz spodziewał się, że będzie problem z zagłosowaniem za tą kandydaturą i nie zrobił tego w sposób należyty i uroczysty. Potraktował to, jak bieżącą mało istotną sprawę. A przecież nominacje na członka MKOl dokonuje się razem na wiele lat! To jest sprawa ekstraordynaryjna. I obojętne, z jakiej opcji politycznej byłby prezydent, nie zasługuje na to, żeby w takim trybie to procedować – podkreśla.
Dodaje jeszcze, że członków MKOl jest bardzo niewielu. To limitowana liczba miejsc. I nie jest tak, że każdy może być członkiem. Określa to ściśle Karta Olimpijska.
Ogólnie ich liczba nie może przekraczać 115. Jak są wybierani?
Droga od rekomendacji do członka MKOl daleka
– To nie jest tak, że PKOl wydał rekomendacje i to automatycznie oznacza, że prezydent zostanie członkiem MKOl. To jest cała procedura. To jest proces wieloetapowy – zauważa Jagna Marczułajtis-Walczak.
Pierwszy etap to specjalna komisja dotycząca naboru nowych członków.
Potem jest zatwierdzenie członka przez zarząd główny. I na końcu – głosowanie kandydatury na sesji plenarnej.
– Narażanie głowy państwa na niepowodzenie w takim procesie jest dosyć odważne. Chyba że jest to już załatwione i może rzeczywiście za kilkanaście miesięcy dowiemy się, że pan prezydent zostanie członkiem MKOl? Tego nie wiem – mówi europosłanka.
– Moim zdaniem raczej nierealne jest, by Andrzej Duda został szefem MKOl. Ale to, że może zostać członkiem MKOl, jest realne. Jeśli ktoś działał w tym kierunku wcześniej, jeśli trwały przygotowania, to tak. Natomiast jeśli jest to tak przygotowane, jak uchwała w Polsce, to wtedy marne szanse – dodaje.
Załóżmy, że Andrzej Duda zostaje członkiem MKOl. Jakie to ma znaczenie dla Polski? Jaki może mieć wpływ?
– To jest bardzo prestiżowa funkcja. W tej chwili mamy Maję Włoszczowską, która w MKOl reprezentuje nie tylko sportowców, ale cały kraj. Uczestniczy w uroczystościach, głównie w igrzyskach olimpijskich jako członek MKOl, wręcza medale. Ale jest też praca w komisjach. Od tego zależy, na co może mieć wpływ. Nie wiem, jakie plany w tym zakresie miałby prezydent Duda – mówi europosłanka.
Nie podoba mi się tryb, w jakim to zrobiono. To nie odbyło się w sposób uroczysty, z odpowiednim namaszczeniem i dla głowy państwa, i dla nominacji, którą jest bycie członkiem MKOl. Skorzystano z tego, że jest mniej osób na zarządzie, wprowadzono wniosek w sprawach bieżących i go przegłosowano.