Fińskie media alarmują, że Rosja szykuje się do ataku na ich kraj. Takie informacje ma ponoć NATO, sołdaci Putina trenują już do domniemanej inwazji. Ale czy atak na członka NATO, od niemal wieku gotowego na taką szarżę ma sens? "Nie możemy aż tak bardzo podejrzewać Rosji o skrajną głupotę i działanie na swoją niekorzyść" – mówi naTemat.pl emerytowany generał Bogusław Pacek.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W ostatnich dniach fińskie media coraz więcej piszą o rosnącym zagrożeniu ze strony Putina. Zdaniem rozmówców dziennika "Iltalehti", rosyjski dyktator szykuje się do stworzenia strefy buforowej od Arktyki po Morze Śródziemne. Taka strefa miałaby odsunąć sąsiedztwo NATO od granic Rosji. A na pierwszy ogień miałaby iść właśnie Finlandia.
Gdyby Rosji udało się opanować południe kraju, zyskałaby kontrolę nad Zatoką Fińską oraz Zatoką Botnicką. Z kolei na północy Rosjanie mieliby zaatakować Norwegię
i kontrolować Morze Barentsa.
Fiński dziennik ostrzega, że w NATO powstała ocena zagrożenia, która wskazuje na możliwość ataku wojsk Putina na Finlandię, Norwegię oraz kraje bałtyckie (Litwę, Łotwę i Estonię). Teraz zaś Rosja przeprowadza ćwiczenia symulujące atak na te kraje. Najpierw miałaby zostać zaatakowana Finlandia, której opanowanie utrudni obronę Estonii.
Czy ten plan jest realny?
Doniesienia fińskich mediów to jedno. Z drugiej mamy język faktów. Finlandia to kraj, który w swojej doktrynie obronnej od niemal stu lat czeka na atak Rosji. Poza tym zarówno Finlandia, jak i Norwegia są członkami NATO. Jakakolwiek rozróba na granicy oznaczałaby atak na wszystkie państwa Paktu Północnoatlantyckiego. Czy to więc realne zagrożenie, czy tylko straszenie?
– To jest finalny etap bardzo ostrej wojny psychologicznej. Za chwilę jej wyniki w dużym stopniu będą decydowały o tym, z jakiego pułapu będą startowały rozmowy rosyjsko-ukraińskie – mówi w rozmowie z naTemat.pl emerytowany wojskowy gen. Bogusław Pacek.
– Bo tak naprawdę będą to rozmowy Rosji z Ukrainą, ale z udziałem lub wsparciem innych państw, nawet jeśli nie będą siedziały bezpośrednio przy stole. Głos takich państw, jak USA, Niemcy, ale też Finlandia, Szwecja czy Polska, będzie bardzo istotny dla tego, co Putinowi uda się ugrać. A z drugiej strony będzie siedziała Rosja, ale obok lub tuż za nią będą siedziały Chiny, będzie siedział Iran, Korea Północna, a być może jeszcze inne państwa – dodaje.
Rosja lubi straszyć
Gen. Pacek tłumaczy też samą istotę działania Rosji koncepcją zastraszania. Bo prawdziwe zastraszanie nie może być fikcyjne, nie może polegać tylko na deklaracjach, ale na kreowaniu realnego zagrożenia. Rosja może bowiem na przykład grozić użyciem jakiejś rakiety. I samo opowiadanie o tym działa słabo. Ale kiedy taka rakieta przeleci nad jakimś terytorium, nawet nie czyniąc żadnych szkód, groźba nabiera realnego wymiaru.
Kiedy Rosja grozi destabilizacją Europy, nagle zaczynają na przykład rwać się bardzo istotne dla funkcjonowania państw europejskich kable i przewody na dnie Bałtyku.
– To nie są przypadkowe działania i one nie służą pokonaniu któregoś z państw zachodnich. One być może nawet nie służą sprawieniu dotkliwości jakiemuś państwu. One służą realnemu zastraszeniu – wyjaśnia generał.
Bo kiedy obywatele danych państw widzą, że nawet bez wojny Rosja jest w stanie uprzykrzać im życie, strach rośnie. Efekty takich działań Rosji zresztą widać. Wola wspierania Ukrainy spada, poziom zaopatrzenia również, władze zastanawiają się, co Ukraińcom dać i na co pozwolić.
Generał dodaje, że dla Rosji takie działania to codzienność.
– W doktrynie Federacji Rosyjskiej przyjmuje się, że najważniejszymi narzędziami uprawiania polityki zagranicznej Rosji są te militarne. W Europie Zachodniej są argumenty gospodarcze, dyplomacja, dobrze prowadzona polityka. A w Rosji czołgi, samoloty, nic się nie zmieniło – mówi.
Nie są głupi, nie zaatakują
Pytam gen. Packa, czy naprawdę nie trzeba się obawiać tego, że Rosja zaatakuje Finlandię?
– Według mnie nie. Możemy podejrzewać Rosję o popełnianie błędów, oskarżyć o agresję, o naruszanie prawa międzynarodowego. To wszystko jest prawda, ale nie możemy aż tak bardzo podejrzewać Rosji o skrajną głupotę i działanie na swoją niekorzyść. Co by dała Finlandia dzisiaj Rosji? Niewiele – tłumaczy.
Dodaje, że Rosja po prostu walczy o swoją pozycję międzynarodową i próbuje być bardziej... proamerykańska.
– Wpada w objęcia chińskiego smoka i zdaje sobie sprawę z tego, że docelowo to uzależnienie od Chin może być bardzo niekorzystne. Rosja wie, że w świecie są dwa supermocarstwa: Stany Zjednoczone i Chiny. Supermocarstwa, czyli takie państwa, które mają możliwość realnego kształtowania bezpieczeństwa, ale także poziomu gospodarki, co najmniej na dwóch kontynentach. Rosja nie jest w stanie tego robić, natomiast chce być trzecim mocarstwem, na miarę możliwości. I Rosji to, co jest potrzebne, to powrót do stabilności gospodarczej – mówi gen. Pacek.
Dodaje, że sankcje amerykańskie i państw Europy Zachodniej powodują, że Rosja ma coraz większe problemy gospodarcze.
– Może nie szokujące, ale coraz większe. Rosjanie zdają sobie sprawę z tego, że za chwilę będą zależeli tak bardzo od Chin, od Indii, od wielu państw, BRICS, czy też szanghajskiej organizacji współpracy, że będą szli po sznurku. I to jest dla nich nieopłacalne, bo Zachód stosuje jednak ekonomicznie reguły wolno-rynkowe, a nie dyktat. A Chiny niekoniecznie – wyjaśnia generał.