Tusk pozywa kierowane przez niego pismo za primaaprilisowy żart. Niesiołowski wsiada do jego limuzyny, a potem gorączkowo zaprzecza. Palikot, choć się z nim brata, to po cichu i za kulisami. Jerzy Urban, kiedyś rzecznik komunistycznych Pierwszych Sekretarzy, dziś sam jest Pierwszym Trędowatym polskiej polityki.
"Ten żart pojawił się w piątek, a prima aprilis był w poniedziałek. Przez to wiele osób potraktowało tę publikację śmiertelnie poważnie, zaczęła ona funkcjonować w przestrzeni publicznej" – tak rzecznik rządu Paweł Graś odpowiadał dziś w TOK FM na pytanie, dlaczego Donald Tusk zdecydował się pozwać wydawcę tygodnika "Nie" za naruszenie dóbr osobistych.
– Nie znam tych stenogramów, ale nie dziwię się decyzji premiera Tuska. Ja sam ani z tym pismem ani z tym panem nie chciałbym utrzymywać kontaktów. W ogóle nie chciałbym pojawiać się w kontekście, gdzie wymieniane jest tez jego nazwisko – komentuje w rozmowie z naTemat poseł PO Antoni Mężydło.
Tabu towarzyskie
Tusk to nie pierwszy polityk Platformy, który ma "kłopoty" z Jerzym Urbanem. Kilka miesięcy temu dziennikarze "Gazety Polskiej Codziennie" wpadli na trop kontaktów naczelnego "Nie" ze Stefanem Niesiołowskim. Jak ustalili, parlamentarzysta PO wsiadł do luksusowej limuzyny należącej do Urbana, która zaparkowała pod Sejmem.
"Co łączy deklarującego się jako konserwatysta i praktykujący katolik Stefana Niesiołowskiego z Jerzym Urbanem, milionerem, antyklerykałem i byłym rzecznikiem prasowym Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego?" – pytały potem prawicowe portale. Sam zainteresowany najpierw potwierdził przejażdżkę z szoferem Urbana (kiedy dziennikarze "GPC" zadzwonili do niego podając się za pracowników "Gazety Wyborczej"), a potem zmienił zdanie i zdecydowanie odżegnał się od jakichkolwiek relacji z Urbanem.
Dlaczego? – Bo to jest tabu towarzyskie, a Urban to persona non grata naszego życia publicznego i politycznego – odpowiada dr Jacek Kucharczyk, politolog z Instytutu Spraw Publicznych. – Prawicowi politycy w takiej sytuacji obawiają się reakcji wyborców, a lewicowi, mimo że kontaktują się z Urbanem, i tak nie pokusiliby się przykładowo o wspólny występ na konferencji prasowej – dodaje.
Na prawicy szatański, na lewicy niewygodny
Dr Kucharczyk podkreśla, że "tabu towarzyskie" dotyczące Urbana jest zdecydowanie słabsze niż kilka czy kilkanaście miesięcy temu, ale i tak kontakty z nim traktowane są co najmniej jako niezręczność i przedstawiane jako zarzut. Wystarczy przypomnieć niektóre publikacje prawicowych mediów i wypowiedzi polityków. Kiedy naczelny "Nie" przyznał na antenie TVP Info, że ceni Romana Giertycha, natychmiast na wPolityce.pl pojawił się artykuł "Swój poznał swego", w którym snuto przypuszczenia, że Urban z pewnością nie komplementuje byłego wicepremiera bezinteresownie.
Z kolei przy okazji sprawy Niesiołowskiego poseł PiS Antoni Macierewicz mówił o brataniu się ludzi z przeszłością w "Solidarności" z postkomunistami. "Na początku lat 90. symbolem bratania i uzależnienia aparatu postkomunistycznego była scena, gdy Monika Olejnik wsiada do samochodu Urbana, a po chwili dosiada się tam również Adam Michnik. Obawiam się, że mamy do czynienia z pewnego rodzaju analogią" – przekonywał na łamach "GPC".
Z lewej strony stosunek do Urbana jest nieco inny. – Przesympatyczny, starszy pan z nieprawdopodobnym poczuciem humoru. Nie ma żadnego powodu, by kontakty z nim były uznawane za kompromitację – mówi naTemat Artur Dębski z Ruchu Palikota.
O tym, że Urban doradza Palikotowi, słychać od ostatnich wyborów parlamentarnych. To wtedy naczelny "Nie" pojawił się w otoczeniu byłego lidera nowej partii. Na łamach "Newsweeka" wieszczył mu nawet prezydenturę. Tyle że Palikot nigdy nie przyznał, że współpracuje z Urbanem. Stwierdził tylko, że ceni sobie jego poparcie, a w partii znalazł miejsce dla Andrzeja Rozenka, byłego wicenaczelnego "Nie".
Z kolei Leszek Miller nie ma już o Urbanie tak dobrego zdania. – Jerzy Urban przeżywał rozmaite miłości. Najpierw był zakochany w SLD, potem w Marku Borowskim, teraz w Januszu Palikocie – stwierdził w październiku 2011 roku.
"Nie" jak "Gazeta Polska"?
No więc jak to jest z tym Urbanem i jego "złym dotykiem"? Powinien być otoczony kordonem sanitarnym? – pytam Stefana Niesiołowskiego. – Niektóre treści publikowane w "Nie" są rzeczywiście obrzydliwe, ale Urban dawno przestał być groźny, więc nie widzę powodu, by go izolować. Jak dla mnie Polsce bardziej szkodzi "Gazeta Polska" i politycy PiS: to środowisko niesie dużo więcej zła. Urbana zostawmy w spokoju – odpowiada.