Książka Moniki Jaruzelskiej zaledwie po kilku dniach od premiery stała się bestsellerem. Już dwa dni przed premierą zaczęto ją sprzedawać "spod lady". Teraz przygotowywany jest dodruk, a w niektórych księgarniach trwają na nią zapisy. W całej historii wydawnictwa "Czerwony i Czarne" nie było książki, która sprzedawałby się równie dobrze, jak "Towarzyszka panienka".
Publicystka i stylistka, ale dla wielu na zawsze "córka generała" Monika Jaruzelska w książce "Towarzyszka panienka" opowiedziała nie tylko o swoim dzieciństwie, ale również o pierwszych randkach, na które chodziła w dyskretnym towarzystwie ochroniarzy oraz o chłodnych relacjach w domu rodzinnym. Nam powiedziała również o tym, czy czuje żal do Kuby Wojewódzkiego i dlaczego współczuje nam, mężczyznom.
Czy koledzy i koleżanki zazdrościli pani lepszych zabawek lub tego, że Fidel Castro przesyłał pani banany?
Monika Jaruzelska: Nie wiem. Jeśli jakaś zazdrość była, to niespecjalnie mi ją okazywano. Nie było tak, że miałam dużo lepsze zabawki niż inni. Oczywiście, zawsze były też dzieci z uboższych rodzin, które miały trudniejsze życie. Na przykład z powodu rodziców alkoholików. Nie miało to jednak wiele wspólnego ze stanowiskiem mojego ojca. Może z wyjątkiem tego, że zawsze był abstynentem.
Czyli nie miała pani szczególnie lepszej sytuacji niż inni.
Miałam koleżankę, której rodzice mieli szklarnię, a mama była kierowniczką Pewex-u. Pamiętam, że jak chodziłam do niej do domu, to było tam znacznie bardziej luksusowo niż u mnie. Nawet gdy wyjeżdżałam na wakacje to raczej do ośrodków wojskowych, a nie rządowych. Te zaś były zdecydowanie bardziej siermiężne. Do dziś wracam zresztą do tych miejsc, choć nadal panuje tam klimat z lat siedemdziesiątych.
Jak radziła sobie pani ze swoją "wyjątkowością"? W tamtych czasach niewiele dzieci w Polsce poruszało się w towarzystwie ochroniarzy. Czy był moment "próżności", kiedy pomyślała sobie pani, że jest "lepsza"? Czy wręcz przeciwnie, było pani trudniej przez to wszystko?
Bywały momenty, że wstydziłam się towarzyszących mi ochroniarzy, ale to już było w późniejszych latach. We wczesnej podstawówce byli to dla mnie po prostu wujkowie. Zupełnie naturalne było to, że odprowadzają mnie do szkoły. Niektórych z nich bardzo lubiłam. Pod koniec podstawówki zdarzyła się taka sytuacja, gdy główne życie towarzyskie toczyło się na podwórku w pobliżu szkoły. Pojawił się tam jeden z chłopaków z ochrony, który był nowy i widocznie oglądał jakieś filmy szpiegowskie, albo wojenne i chciał być dyskretny. W związku z tym nie dość, że stał w prochowcu, to miał rozłożoną gazetę w której miał dziurkę. Myśmy to zauważyli i strasznie się z niego śmialiśmy. Robiliśmy też podchody, aby mu się schować i zajść od tyłu, kiedy nie będzie nas widział przez tę dziurkę. Bywały więc momenty zawstydzenia, ale i rozbawienia.
Ochroniarze przydawali się, gdy w czasie deszczu pomagali pani zbierać dżdżownice. Ale czy nie odstraszali pani chłopaków?
Właśnie nie, też sobie zadawałam to pytanie. Miałam z nimi niepisany układ. Spędzałam sporo czasu na ich dyżurce, więc sporo wiedziałam także o ich sprawach. Jeden z ochroniarzy na przykład podkochiwał się w mojej bardzo pięknej pani od rysunków, o czym doskonale wiedziałam. Jak chodziłam na pierwsze randki do parku w Królikarni to oni gdzieś dawali mi trochę luzu. Może gdzieś daleko byli schowani, ale nie było to dla mnie krępujące.
A pani odpuszczała im jak było trzeba?
Umawialiśmy się, że za dwie godziny spotykamy się pod danym drzewem. Nie było wtedy telefonów komórkowych. Gdyby były, to pewnie nie byłoby to uciążliwe ani dla nich ani dla mnie. Raz zdarzyła nam się sytuacja, gdy byłam w Zakopanem, jeden z chłopaków umówił się na ściśle tajną randkę. Miałam na niego poczekać w słynnym koktajlbarze przy Krupówkach. Jednak randka przeciągnęła się, koktajlbar zamknięto więc czekałam na zewnątrz. Było mi zimno, ale byłam cierpliwa i nie wydałam go, lojalnie stałam w umówionym miejscu.
Opisuje pani w książce, jak podczas wyjazdów do Kościeliska robiliście z kolegą "zakazane rzeczy". Czy na co dzień wolno było pani mniej niż innym?
Nie, ja po prostu zawsze miałam skłonność do drak. Nie byłam grzeczną dziewczynką, ani tym bardziej dziewczyną. Na pewno nie tak poprawną jak wydaje się być na przykład Ola Kwaśniewska. Była taka droga w Kościelisku, na której często jeździłam, bo pojawiła się tam tafla lodu. My oczywiście zaczęliśmy zjeżdżać po tym lodzie na brzuchu. Po chwilo zorientowałam się, że mam brudne rękawiczki i wszystko śmierdzi. Okazało się, że ten lód powstał z wody, którą ktoś mył wcześniej oborę. Ta woda z gnojówką pięknie zamarzła i utworzyła naszą ślizgawkę, a ja wróciłam do domu cała w gnojówce.
Babcia ochrzciła panią w tajemnicy przed rodzicami. Jakie dziś ma dla pani znaczenie to, że jest ochrzczona?
Niech za odpowiedź wystarczy to, że ochrzciłam również swoje syna. A w jakich okolicznościach, można dowiedzieć się z książki.
Wspomina pani w książce, że podczas wigilii wstydziła się uścisków.
Tak, czułam skrępowanie. Moi rodzice nie byli jakoś za bardzo wylewni, a szczególnie ojciec. Był dla mnie osobą bardzo mało obecną. Zdarzało się, że nie widziałam ich przez kilka miesięcy, kiedy byłam z babcią w Kościelisku, a oni przyjeżdżali dopiero na święta. Byli dla mnie osobami nie z mojego świata, a w szczególności ojciec. Ich objęcia i pocałunki były dla mnie najzwyczajniej w świecie krępujące.
Czy nadal coś z tego oporu wobec przytulania w pani pozostało?
Nie, to dotyczyło jedynie rodziców. Ja bardzo lubiłam kontakt fizyczny z innymi dziećmi, przede wszystkim z chłopakami. Wtedy, gdy jeszcze nie wypadało brać się za rękę, to było szarpanie, a ze strony chłopców np. ciągnięcie za włosy. I to lubiłam, choć nie jestem masochistką. Dziś też nie jest dla mnie problemem dotyk z osobami, które lubię.
A jaka jest relacja między panią a pani synem Gustawem? Czy też jest swego rodzaju bariera, czy te relacje są cieplejsze niż w pani rodzinnym domu?
Między mną a Gustawem i jego tatą jest dużo czułości i ciepła. Natomiast zachowałam formę, która nie jest zbyt miękka ani pieszczotliwa. Nigdy nie używałam w stosunku do niego żadnych zdrobnień. Zostały raczej przytulenia, poklepywania i wzajemnie wyznania miłości, których on bardzo potrzebuje. Ja zresztą też.
Czy ma pani rodzaj żalu do ojca za dzieciństwo? Pisze pani, że jego polityka i praca była murem między wami, a pani czuła się "emocjonalnie zaniedbana", przede wszystkim podczas stanu wojennego.
Nie powiedziałabym że mam żal. Zawsze właściwie było tak, że to ojciec był osobą która "niesie ten najcięższy krzyż". Patrząc z perspektywy osoby dorosłej widzę, że mógł mi pewne rzeczy w dzieciństwie wytłumaczyć, ale z racji tego, że byłam dla niego w pewnym sensie na drugim planie, to było to normalnością. Później z ojcem już nigdy o tym nie rozmawialiśmy.
A kiedy zdała pani sobie sprawę, że dla ojca była na drugim miejscu, a ten "najcięższy krzyż" był na jego barkach?
Dopiero po latach od Mietka Rakowskiego, z którym zaprzyjaźniłam się będąc dorosłą, dowiedziałam się w pełni na ile był to dla ojca dramatyczny czas. Na ile liczył się z różnymi okolicznościami. Mietek opowiedział mi, że w czasie wprowadzenia stanu wojennego ojciec wezwał go do siebie, pokazał mu pistolet i powiedział, że jak wejdą Rosjanie to "palnie sobie w łeb" i tego samego oczekuje od Mietka. Po latach zdałam sobie sprawę, na ile sytuacja była groźna, na ile ojciec sam brał pod uwagę to, jak to się może skończyć, kiedy wejdą Rosjanie. Jedynym rozwiązaniem dla niego, jako oficera będzie palnięcie sobie w łeb. Jakie miał plany w stosunku do mnie w takim momencie - nie wiem. Ale zabrzmiało to dla mnie bardzo dramatycznie.
Wyznała pani, że całe życie się zakochiwała. Nadal się pani zakochuje?
Już nie, minęło mi to koło trzydziestki. Wówczas priorytetem w moim życiu stała się praca i potrzeba nadania swojemu nazwisku innego sensu. Oczywiście jakieś historie po drodze się zdarzały, ale tę cechę kochliwości straciłam.
Podczas pobytu we Francji, zakochała się pani w pewnym Francuzie. Czy okazał się dla pani zbyt silną osobowością?
Nie tyle silną osobowością, co jego statusem życiowym, który był znacznie wyższy od mojego. Teraz, jak patrzę na to wszystko po latach, to wiem, że mogłam stać się od niego zależna finansowo, a do tego można się łatwo przyzwyczaić. A jak my kobiety zaczynamy się opierać o mężczyznę, to wtedy tracimy swoją własną siłę, bo nawet nie jesteśmy w stanie jej poznać. Ja bardzo chciałam sprawdzić siebie.
W sztuce teatralnej, o której pani wspomina w swojej książce, uczyniono z pani lesbijkę. W książce opisuje to pani w rozdziale pt. "Jestem lesbijką". Czy pod względem mentalnym, jest w tym ziarnko prawdy? Drażnią panią mężczyźni?
Nie nie, ja mężczyzn uwielbiam i bardzo dobrze się z nimi czuję oraz rozumiem. Świat męski mnie pociąga. Mam dużo krytycyzmu wymieszanego ze współczuciem dla dzisiejszych mężczyzn, którym trudno się odnaleźć w świecie, który jest mocno sfeminizowany. Gdy zaczęła się afera z Robertem Janowskim, jego narzeczoną i futrami, on oficjalnie się od niej odciął. To jest dla mnie nie tylko niemęskie, ale w ogóle nieludzkie, bo nie zostawia się nikogo, a szczególnie mężczyzna nie powinien zostawić kobiety. Nawet kiedy zrobiła coś bardzo złego. Powinien stanąć za nią, albo przynajmniej pomóc jej przetrwać ten czas, nawet kosztem swojej kariery. Takie zachowanie było nie do pomyślenia jeszcze kilka lat temu. Przed wojną zaś, następca tronu angielskiego Edward, zakochał się w pani Wallis Simpson i był w stanie zrezygnować dla niej z tego, że będzie królem. A kobieta ta nie cieszyła się przecież dobrą reputacją.
Dziś pani zdaniem nie ma takich mężczyzn, jak Edward?
Myślę, że w mężczyznach taka potrzeba gdzieś jest i w jakiś sposób marzy im się, aby być takim rycerzem, jak w dziecięcych latach. Ale gdy w dorosłym życiu konfrontują się z pewnymi rzeczami, nie są w stanie im sprostać. Coraz bardziej w tych mężczyznach konformizm zwycięża nad rycerskością.
Odbija się to na kobietach? W książce stawia pani za wzór Włoszki, które potrafią się cieszyć swoim wyglądem, również w wieku średnim i później.
W Polsce panuje etos kobiety, żony powstańca, która idzie z nim na Sybir lub ubiera się w żałobne szaty po przegranym powstaniu. Taki etos matki Polki, który w socrealizmie przerodził się w etos dzielnej traktorzystki. W żadnym z tych etosów nie ma miejsca na seksualną atrakcyjność. Zresztą w dobie feminizmu powoli komplementy stają się już "seksistowskim zachowaniem". Naprawdę można wam mężczyznom współczuć.
Kuba Wojewódzki powiedział kiedyś, że jedyne, co się generałowi udało, to córka. Nadal ma pani za złe Wojewódzkiemu to stwierdzenie?
Absolutnie nie mam żalu do Kuby. Gdy to powiedział, był taki moment, że poczułam silną ambiwalencję. To miał być komplement dla mnie, a jednocześnie coś, co na pewno nie było komplementem dla mojego ojca. Nie mam o to pretensji do Kuby, tak jak do osób, które mają do ojca krytyczny stosunek. Poza tym rozumiem poczucie humoru Kuby.
A jak pani, jako córka i jednocześnie stylistka patrzy na styl ojca, który nie zmienia się od lat?
Przede wszystkim nie oceniam ludzi po wyglądzie. Nawet pomimo tego, że praca którą wiele lat się zajmowałam była związana właśnie z modą i stylizacją. Gdyby ojciec inaczej się ubierał nie byłby sobą. W ogóle, kiedy patrzę na starsze osoby, które ubierają się w rzeczy z dawnych lat, to patrzę na nie ze wzruszeniem. Urodą tego świata jest to, że jesteśmy tak różnorodni i różne środowiska różnie się ubierają. Nie chciałabym, abyśmy wszyscy korzystali, choć być może straciłabym na tym zawodowo, z usług stylistów i byli ubrani według jednego klucza.
W książce wspomina pani rodzinną anegdotę o szabli, którą po śmierci dziadka dostanie Gustaw. Boi się pani tego momentu?
Gucio szablę już dostał, mimo że dziadek żyje. Otrzymał ją podczas świąt Wielkanocy, gdy rodzice byli u mnie. Byłam na ojca trochę zła, bo nie uprzedził mnie, że zamierza wręczyć synowi ten prezent. Schowałam ją bardzo głęboko, bo Gucio ma temperament, podobnie jak koledzy, którzy go odwiedzają.
W rozdziale zatytułowanym "Fałszywy alarm" wspomina pani chwile, gdy dzwonią do pani dziennikarze z prośbą o "komentarz" do informacji śmierci ojca. Jak sobie pani z tym radzi?
Tak, miałam już kilka "prób generalnych" tego, jak się zachowam w obliczu śmierci ojca. Mam takie poczucie, że jako córka oficera w takim momencie będę musiała stanąć na wysokości zadania.