Niestety 11 stycznia do mediów dotarły przykre wieści. Zmarła Barbara Rylska. "Z przykrością przekazujemy Państwu, kolejną w tych dniach, bardzo smutną wiadomość o śmierci znanej aktorki" – mogliśmy przeczytać w pożegnalnym poście na facebookowej stronie Związku Artystów Scen Polskich.
Dlaczego Rylska została ikoną?
Barbarę Rylską wielu uważało za aktorskie objawienie. Miała 23 lata, gdy skończyła warszawską szkołę teatralną i zaczęła występować na scenie. Już po premierze spektaklu dyplomowego "Wodewil i piosenka" Lucjan Kydryński był nią zachwycony i napisał w recenzji: "oto narodziła się nam nowa gwiazda... musicalu".
Zaczęły się porównania do przedwojennych artystek estrady. Aleksander Bardini i Ludwik Sempoliński mówili o niej: "to jest nasza nowa Zula Pogorzelska". "Największy talent od czasów Ordonówny" – pojawiały się też i takie głosy.
Rylska śpiewała swoje interpretacje m.in. "Ja się boję sama spać" czy "Powiedz, gdzie pójdziesz nocą". Przenikliwy wzrok, emocjonalny przekaz i wyrazisty głos były jej cechami charakterystycznymi.
Przez kolejne kilkanaście lat kariera Rylskiej nabierała tempa. Nie narzekała na brak angaży i aktywności. – Wchodziłam w zawód żywiołowo, grałam w teatrze, w telewizji i kabarecie. Przez kilkanaście lat o nic nie musiałam walczyć. Myślałam, że tak będzie zawsze, ale... gwiazdorstwo zaczęło mi uwierać – mówiła w jednym z wywiadów.
Przypomnijmy, że Rylska zagrała w "Ostatnim kursie" Batorego jako piosenkarka Krystyna, "Smarkuli" jako Stefa. Można ją było również oglądać w takich produkcjach jak: "Rozwodów nie będzie", a później w serialu "Adam i Ewa", gdzie wcielała się w Melanię Laudańską.
Dla wielu najbardziej jest znana z kultowej komedii Barei pt. "Poszukiwany, poszukiwana", gdzie była żoną "wiecznego" dyrektora.
Rylską nagradzano za sceniczne i ekranowe wcielenia. Odebrała m.in. prestiżowe "Złote Maski" i pięć razy z rzędu wygrała plebiscyt "Expressu Wieczornego". W tamtych czasach nawet jej największa rywalka Kalina Jędrusik przyznała, że "gdyby Rylska mieszkała i pracowała w Ameryce, byłaby gwiazdą Broadwayu". Media dziś przypominają, że zmarłą aktorkę często nazywano także "polską Shirley MacLaine".
Dodajmy, że gwiazda w największym rozkwicie swojej kariery zniknęła. – Choroba przerwała ten mój ciąg otwarcia na świat. Poza tym... dobiłam do pewnego wieku, po którego przekroczeniu dla aktorek nie ma zbyt wielu propozycji – stwierdziła po latach.
Nigdy jednak nie ujawniła, co dokładnie jej dolegało.
Zobacz także