Dwa rosyjskie bombowce oraz cztery myśliwce przećwiczyły atak na Szwecję. Celem samolotów były dwa najważniejsze obiekty wojskowe w regionie Sztokholmu i południowej części kraju. – Ten incydent udowadnia, że należy wspierać system obrony przeciwlotniczej – komentuje Andrzej Walentek, publicysta specjalizujący się w tematyce wojskowej.
Co właściwie się wydarzyło i jak należy traktować takie "ćwiczenia"?
Andrzej Walentek: Mieliśmy do czynienia z naruszeniem przestrzeni powietrznej Szwecji przez dwa bombowce, którym dodatkowo towarzyszyły cztery myśliwce.
To bardzo dobry sposób na rozpoznanie tego, jak działa obrona przeciwlotnicza państwa, którego przestrzeń się narusza. Z opisów tego zdarzenia wynika, że Szwedzi w ogóle nie zareagowali na to co się stało. Rosyjskie samoloty zostały przegonione dopiero przez duńskie myśliwce F-16, które stacjonują obecnie w litewskiej bazie. Należy ona do NATO, a maszyny wymieniane są tam rotacyjnie co pół roku przez poszczególne państwa członkowskie z regionu.
Czy "próbę ataku" na sąsiednie państwo można w dzisiejszych czasach uznać za normę?
To pokazuje, że Rosjanie nie zamierzają zrezygnować ze swojej aktywności w basenie Morza Bałtyckiego. Zarówno z ich punktu widzenia, jak i z naszego, czyli punktu widzenia NATO, jest to strategiczne miejsce. Takie incydenty będą się więc powtarzać.
Co zatem należy robić, aby jednak się nie powtarzały?
Najważniejsze jest to, aby bardzo poważnie podejść do tego, co nazywamy budową tarczy rakietowej w Polsce. Szczególny nacisk położyłbym jednak na to, aby robić to nie tylko z partnerami NATO-wskimi, ale również w porozumieniu z państwami nadbałtyckimi, skandynawskimi. Ten incydent udowadnia, że należy wspierać program budowy systemu obrony przeciwlotniczej i przeciwrakietowej.
Jeśli Polska i państwa nadbałtyckie nie podejmą działań, mogą być realnie zagrożone?
To przypomina raczej incydenty z okresu zimnej wojny, które były wtedy nagminne. Na razie trudno mówić o powrocie do zimnowojennej retoryki, ale w ostatnich dwóch latach Rosjanie zaczęli bardzo intensywnie odbudowywać swoje siły zbrojne z zapaści i pokazują, że nie przestali być potęgą w znaczeniu militarnym. Może także o tym świadczyć zapowiedź rozlokowania pułku rosyjskich myśliwców na terytorium Białorusi. To świadczy o odbudowywaniu dawnej strefy militarnych wpływów. Rosjanie realizują także zapowiedź umieszczenia tam czterech baterii nowoczesnych rakiet przeciwlotniczych S-400 Triumf.
Systemy obrony przeciwlotniczej są bronią defensywną. Jednak ich posiadanie pozwala zabezpieczyć swoje terytorium w wypadku prowadzenia operacji uderzeniowych na inne państwa. Warto pamiętać, że są to systemy o zasięgu pocisków do 200 kilometrów, pozwalające zwalczać także samoloty najnowszej generacji, będące w posiadaniu państwa NATO, także naszych F-16.
Jak po tym incydencie można szwedzką obronność? Czy pan postrzega to w kategorii kompromitacji?
Żadne z państw naszego regionu nie ma pojedynczo szans konfrontacji militarnej z Rosją. Ze Szwecją jest obecnie problem. Szef sztabu tamtejszej armii stwierdził, że zdolności obronne Szwecji są delikatnie mówiąc mocno ograniczone. Pomimo to, trwa tam dyskusja, czy nie zastopować wydatków na obronę. Zresztą w naszej części Europy generalnie widać zjawisko redukcji budżetów obronnych, podczas gdy Rosjanie zwiększyli w ubiegłym roku te wydatki około dziesięć procent. Ostatnie działania Rosji mogą świadczyć o tym, że to państwo chce wzmocnić swoją pozycją nie tylko dzięki eksportowi surowców energetycznych ale także przez wzmocnienie swojego potencjału militarnego. Nie sposób nie zauważyć, że plany dotyczące najnowszych systemów uzbrojenia dotyczą zachodniej części Rosji.
Czy pana zdaniem Polska zareagowałaby na takie zaczepki w inny sposób?
Jestem daleki od tego, aby mówić o naszym systemie obrony przeciwlotniczej w samych superlatywach. Polskie wojsko widzi na radarach jedynie to, co dzieje się powyżej trzech tysięcy metrów. Jeśli samoloty wleciałyby poniżej tego poziomu, nasze siły przeciwlotnicze mogłyby tego nie zauważyć. Gdybyśmy jednak zobaczyli, że ktoś przekracza naszą przestrzeń powietrzną, to nie mielibyśmy problemów z odpowiednią reakcją. Mamy bazy w Mińsku i Malborku, a także nasze F-16. Ten incydent pokazuje, że na obronie przeciwlotniczej nie należy oszczędzać. Szczególnie ważne są inwestycje w nasz system radarowy.
Jakie skutki dyplomatyczne może mieć ten incydent?
W dyplomacji jest tak, że wszyscy udają, że nic się nie stało. Szwedzi raczej nie będą ostro protestować. Uznają to za jakiś nieważny incydent. W takich sytuacjach mówi się najczęściej, że samoloty przypadkowo zboczyły z trasy, nie wiadomo dlaczego. Z pewnością nie wywoła to awantury dyplomatycznej.